Dojazd i okolice Mar-a-Lago w Palm Beach niczym specjalnym się nie wyróżniają. Ot, jeden z fragmentów urządzonego na bogato wybrzeża Florydy, pełen luksusowych rezydencji. Wystarczy jednak wjechać nieco głębiej, przekroczyć bramę "Południowego Białego Domu", zjeść tam obiad i obejrzeć wnętrza, aby zrozumieć na czym polega "sekret" miejsca, które stało się własnością Donalda Trumpa. Nam się to udało.
Choć kompleks budynków Mar-a-Lago, pomyślany jako elitarny klub dla bogatych Amerykanów powstał już w latach 20., dopiero wykupiony po ostrych negocjacjach przez Donalda Trumpa w 1985 r. za 7 mln dolarów, stopniowo nabierał renomy ”perły w koronie” portfolio miliardera. Z perspektywy czasu okazało się, że była to jedna z najbardziej dochodowych inwestycji jego życia oraz spełnienie politycznych marzeń poprzednich właścicieli resortu. Już bowiem w latach 70. sondowano możliwość utworzenia w Palm Beach ”Zimowego Białego Domu” (zwanego czasami ”Południowym Białym Domem”) dla prezydenta Richarda Nixona i Jimmy’ego Cartera.
To, co wtedy nie spotkało się z uznaniem głów państwa, Donald Trump – już jako prezydent – zamienił w rzeczywistość. Oraz w dochodowy biznes, podnosząc cenę członkostwa w Mar-a-Lago Club ze 100 do 200 tys. dolarów, plus dodatkowa opłata w wysokości 14 tys. dolarów rocznie.
W zamian możni tego świata mogą korzystać z zaplecza sportowego 20-tej co do wielkości rezydencji w Stanach Zjednoczonych. Do ich dyspozycji oddano pole do gry w golfa, krykieta, salę medytacji, spa, basen, a w wolnych chwilach koncerty gwiazd (jedną z nich była Celine Dion, Michael Jackson spędził w rezydencji swój miesiąc miodowy z Marie Presley). Coraz częściej, niezapowiedzianym ”bonusem” okazują się również wizyty zagranicznych dygnitarzy, jak choćby japońskiego premiera Shinzo Abe, oraz prezydenta Chin Xi Jinpinga. Ze względu na coraz częstsze wizyty Donalda Trumpa, w Mar-a-Lago wybudowano również lądowisko dla helikopterów. Tyle tła historycznego, a jak to wygląda na żywo i w praktyce?
Palm Beach odwiedziłem wraz z niewielką grupą dziennikarzy i polityków na początku lutego, z okazji wydarzenia towarzyszącego Polsko-Amerykańskiemu Szczytowi Przywództwa w Miami (PALS). Po posiadłości byliśmy oprowadzani przez wieloletniego managera klubu oraz jednego z nielicznych Polaków, który należy do tego elitarnego grona, regularnie spotykając się z prezydentem USA. Pod względem stylu, przepychu, złoceń, drogiej zastawy, wyszywanych obrusów, mebli oraz architektonicznych inspiracji – Mar-a-Lago na pierwszy rzut oka przypominało wakacyjną wersję Hogwartu. Tyle, że urządzonego ”na sterydach” i jedynie dla bogatych dzieci starych czarodziejskich rodów z krainy Harry’ego Pottera. Wejścia strzegą dwa kamienne lwy, wnętrze kipi zdobieniami i neogotyckimi motywami. W sali gościnnej, centralne miejsce zajmuje kominek, który pełni jednak głównie cele ozdobne, ponieważ temperatura w Palm Beach rzadko spada poniżej 25 stopni.
Absolutnie wszystko, od doboru kwiatów w wazonach, po obrandowanie logotypem ”Trump” chusteczek do wycierania rąk w toalecie, wygląda jak reklama stylu życia obecnego prezydenta USA, który na broszurach dostępnych w rezydencji określany jest sloganem ”Never Settle”. Chodzi o to, aby nigdzie nie zagrzewać miejsca na stałe. Być trochę tu, trochę tam – zupełnie jak Trump, który posiadłość na Florydzie traktuje jak drugi Biały Dom.
Co ciekawe, pomimo swojego rozrywkowego charakteru, w pełni funkcjonalny jako miejsce spotkań na wysokim szczeblu. Jeśli trzeba, jest wybudowana przez miliardera ogromna sala bankietowa, jest prywatne skrzydło, do którego dostęp ma jedynie rodzina. Znajdzie się również ”pokój sytuacyjny”, z którego można wydawać rozkazy i obserwować na żywo przebieg działań zbrojnych.
Na co dzień jednak zupełnie podobnych rzeczy nie widać. Życie toczy się tutaj leniwie, starsze małżeństwa wysiadają z luksusowych aut i idą grać w krykieta przy brzegu oceanu. Również posiłki serwują się w Mar-a-Lago w iście szlacheckim stylu, we wnętrzach imitujących rezydencje europejskiej magnaterii. Dania są oszczędne w ilości – jak w każdej luksusowej restauracji – ale niezwykle bogate w smaku. Po jedzeniu można się udać na popołudniową sesję jogi ze znanym guru z Tybetu, wykąpać w ogromnym basenie, uciąć pogawędkę w gronie milionerów.
Gdzie w tym wszystkim magia? Ano właśnie w otaczającej cały kompleks aurze nieustannych szeptów: ”a wiesz, kto tutaj był? Kto tutaj siedział? Wiesz, że w tej sali negocjowano umowy z prezydentem Chin?”. Niektórzy są w stanie wiele zapłacić za możliwość uchylenia kurtyny władzy i poczucia jej splendoru. Jeśli ktoś tego właśnie w życiu szuka, Mar-a-Lago spełni jego oczekiwania.
*Marcin Makowski dla WP Opinie *