Z wieszcza reszta

O Chopinie, co brzydko przed rockiem uciekł, i Wyspiańskim, co się pięknie pozwolił wyśpiewać.

28.07.2008 | aktual.: 28.07.2008 12:35

Rock kocha Chopina? Toksyczna to miłość. A w dodatku pomysł nie pierwszej świeżości. W pompatycznych gitarowych popisach, dla których punktem wyjścia była klasyka – na przykład Beethoven i Vivaldi – specjalizowała się swego czasu Amerykanka The Great- Kat i choć całkiem sprawne miała palce, nawet w połowie lat 80. podobało się to zaledwie garstce Japończyków. Po co więc „Rock Loves Chopin”? Twórcy tłumaczą, że chodzi o popularyzację. Czyżby? Jeżeli ktoś Chopina nie zna, tu pozna go jako zakochanego w patosie nudziarza, który, owszem, miał dar układania wpadających w ucho melodii, ale łatwo popadał w banał i był zupełnie pozbawiony humoru. Brr… Najlepsze momenty na płycie to te, kiedy rockmani kapitulują i gitarowe solo jest ledwie dodatkiem do fortepianu.

Znacznie lepiej wyszła próba reanimacji poezji Stanisława Wyspiańskiego poprzez mniej lub bardziej alternatywne dźwięki. Pomysł też niby nienowy – w podobny sposób przecież potraktowano niedawno spuściznę Władysława Broniewskiego. O ile jednak na „Broniewskim” wielu wykonawców brak pomysłów nadrabiało entuzjazmem, o tyle „Wyspiański wyzwala” jest propozycją mocną nie tylko ideą, ale i dźwiękiem. A przy tym zaskakujący to zestaw, bo rozparty przy fortepianie Soyka sąsiaduje z grobową elektroniką Agressivy 69 i hiphopowym teatrem Kanału Audytywnego. Sporo jest tematów tanecznych, lecz nie brakuje rockowego kopniaka. I choć nie wierzę, że udział w tym projekcie wyzwoli w muzykach (oraz ich fanach) trwałe zainteresowanie polską poezją sprzed lat, biję brawo i niecierpliwie wyglądam kontynuacji. Niechby tak Zakopower i Golcowie przypomnieli Kasprowicza, metalowcy odkopali lucyferyczne strofy Micińskiego, a raperzy poczuli Mickiewiczowski flow. Lepsze byłyby nie tylko wyniki matur, ale i dialogi na autobusowych
przystankach.

Jarek Szubrycht

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)