Z nosem przy chodniku
Pan Mirosław z Opola, żeby ruszyć się z domu, musi założyć 16-kilogramowe protezy. Środa minęła mu jak zwykle na nieustannym borykaniu się z rzeczywistością.
19.03.2004 | aktual.: 19.03.2004 08:39
Pan Mirosław wstaje około godziny 8.00. Jednak zanim usiądzie do śniadania, mija dużo czasu. Najpierw musi założyć protezy na nogi. Każda waży koło ośmiu kilogramów. Bez tych "rusztowań" w ogóle nie mógłby się poruszać. Jego nogi są wiotkie. Podobnie jak ręce. Nie może dźwigać ciężarów powyżej kilograma. Wystarczy kupić cukier, chleb i trochę kiełbasy, żeby mieć kłopot z dotaszczeniem siatki do domu. Większe zakupy robi dla niego wolontariusz. - Osobom sprawnym czasem wydaje się, że jest już tak źle, że sobie nie poradzą - mówi pan Mirosław. - My, niepełnosprawni, walczymy każdego dnia.
Wystarczy wyjść za drzwi mieszkania i już są pierwsze kłopoty. Kręte schody i niewygodna balustrada to jego wyzwania. Teraz jest już lepiej, bo postarał się o dodatkowe poręcze. Niestety, tak łatwo nie można załatwić problemu nierównych chodników i wysokich krawężników. W centrum miasta, zdaniem pana Mirosława, osoba na wózku może sobie jeszcze poradzić, ale im dalej, tym jest gorzej.
- Na placu Wolności wszystko zostało ładnie odnowione - chwali pan Mirosław. - Są równe chodniki, ale krawężniki, chociaż niewysokie, to dla takich ludzi jak ja mają zbyt ostre krawędzie. Łatwo przebić na nich oponę wózka. Na takie drobnostki ludzie sprawni uwagi nie zwracają.
Dostać się do urzędu, to nie jest prosta sprawa. W opolskim ratuszu jest podjazd, ale można wjechać tylko do holu. Dalej nie, bo nie ma windy. Do budynku przy ulicy Piastowskiej, gdzie mieści się urząd wojewódzki, urząd marszałkowski i opolskie starostwo powiatowe też, zdaniem niepełnosprawnych, wjechać nie jest łatwo. Na czarnej liście „wózkowców” znalazł się także "Kinoplex", osoba na wózku obejrzy film tylko wtedy, gdy ktoś ją wniesie.
Z komunikacji w Opolu również nie zawsze można skorzystać. Autobusów, które są dostosowane dla niepełnosprawnych, jest zaledwie kilka. Do tych tradycyjnych, z wysokimi schodkami pan Mirosław nawet nie podjeżdża. - Z ludźmi jest różnie - twierdzi. - Są tacy, którzy pomogą podjechać pod wysoki krawężnik albo wsiąść do autobusu. Bardziej przychylni są mężczyźni. Kobietom, chyba przez zabieganie, zdarza się nie dostrzegać takich jak my.
Dla pana Mirosława najgorsza jest litość albo traktowanie jak kogoś w innym gatunku. Denerwował się, kiedy znajomi podkładali mu gazetę pod nogi. To po to, żeby nie zabrudził wykładziny, bo buty przy protezach się nie zdejmują.
Dla pana Mirosława dzień niepełnosprawnych jest codziennie. Każdego poranka musi udowadniać, że potrafi żyć normalnie. Podczas każdej kąpieli, spaceru czy drobnych zakupów. Specjalnego traktowania i taryfy ulgowej nie chce. Dla niego ważna jest zwyczajna życzliwość i pomocna dłoń, gdy na ciężkich, sztywnych nogach usiłuje wejść do autobusu.
Sabina Kubiciel