PolskaZ jednego ciała zrobiło się siedem

Z jednego ciała zrobiło się siedem

Z jednego ciała zrobiło się siedem, a dziwne, choć pojedyncze zabójstwo urosło do zbrodni seryjnego mordercy.

Z jednego ciała zrobiło się siedem

28.01.2006 | aktual.: 28.01.2006 09:51

8 grudnia 2005 r. miasto zelektryzowała wieść o znalezieniu w parku Jerzmanowskiego zwłok kobiety z obciętymi rękami, nogami i głową. Niedługo potem mieszkańcy Prokocimia, Bieżanowa i innych krakowskich osiedli zaczęli mówić o kolejnych ofiarach. Policję bombardowano telefonami z pytaniami o Kubę Rozpruwacza. To nie pierwszy przypadek zbiorowego strachu w naszym mieście.

Zemsta za gwałt

Na przełomie lat 70. i 80. pojawiła się pogłoska, że w mieście działa lekarka-mścicielka, która karze mężczyzn za gwałt, którego dopuścili się na niej dwaj osobnicy. - Po gwałcie miała ich zaprosić do swojej willi wmawiając im, że nigdy nie miała podobnych kochanków - mówi Andrzej Kapko, pracujący wówczas w Wydziale Kryminalnym Komendy Wojewódzkiej. - Miała ich tam uśpić i obciąć jądra. Podobno "grasowała" także w okolicach Rzeszowa - wspomina policjant. Mężczyźni bali się wsiadać do samochodów, w których kierowcami były kobiety. - Zgłosiło się też do mnie kilka ważnych osób, bym wyjaśnił tę sprawę. Okazało się, że nie tylko w Krakowie, ale i w całej Polsce nie zanotowano przypadku, by mężczyznom obcięto jądra. Cała historia okazała się wymysłem spotęgowanym przez plotkę - śmieje się Kapko.

Morderca z uśmiechem licealisty

W latach 60. postrach na krakowskich ulicach siał grzeczny uczeń technikum - Karol Kot. Milicja długo nie mogła go złapać. Działał nawet w kościołach, nie oszczędzał dzieci - zabił dwie osoby, 10 próbował zamordować. Jego proces i egzekucja w 1968 r. wstrząsnęły mieszkańcami miasta. Wtedy strach miał racjonalne podstawy. W wielu jednak przypadkach takiej podstawy brak. Psycholodzy tłumaczą, że często za pomocą słów ludzie tworzą nową rzeczywistość. - Komunikacja bezpośrednia ma niesłychaną siłę. Ponadto dzięki technice, m.in. telefonom komórkowym, rozprzestrzenia się tak szybko, jak wiadomości medialne - podkreśla psycholog społeczny, prof. Zbigniew Nęcki. - Bardziej wierzymy znajomej osobie niż mediom. Dlatego taka plotka o wiele głębiej wnika w naszą psychikę. Przychodzi wreszcie moment, że mamy niezbitą pewność, że rzecz, o której mowa, widzieliśmy na własne oczy - tłumaczy. Ludzie często też mają przeświadczenie, że policja ukrywa przed nimi prawdę. - Taki pogląd pokutuje do dziś - przyznaje rzecznik
Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, Dariusz Nowak. - Po morderstwie w parku Jerzmanowskiego mieliśmy mnóstwo telefonów z pretensjami, że zamiast ostrzegać przed zagrożeniem, ukrywamy prawdę przed ludźmi. Interweniował nawet w imieniu studentek UJ jeden z posłów. Chciał się dowiedzieć, czy mamy w Krakowie seryjnego mordercę - dodaje rzecznik.

Dzwonił do pielęgniarek

Po ostatnim morderstwie, mimo że policja dementowała kolejne spekulacje, strach narastał. - Słyszałam, że znaleziono jakieś nowe zwłoki obok hotelu pielęgniarek na Ruczaju. Potem do pobliskiego szpitala dzwonił morderca. Powiedział dyżurnej, że ma jeszcze dwie osoby na oku i się rozłączył - opowiada Ewa, nauczycielka z gimnazjum na Ruczaju. Rozprzestrzenianiu się podobnych opowieści próbowała przeciwstawiać się policja oraz dyrektorzy niektórych szkół. - Co dzień słyszałam o nowym odkryciu: a to palec, a to ucho odcięte mieli gdzieś znaleźć - denerwuje się Beata Prokopowicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 41 w Prokocimiu. - To niepotrzebne szerzenie paniki. Zadzwoniłam do komendy wojewódzkiej, gdzie zapewnili mnie, że nie ma żadnego seryjnego mordercy. Przedstawiłam radzie pedagogicznej i pracownikom administracyjnym pismo, w którym prosiłam ich o dementowanie podobnych plotek - mówi. Takich osób było jednak niewiele. W czym tkwi nasza skłonność do rozprzestrzeniania podobnych wierzeń? - Lubimy się bać.
Jest duże zapotrzebowanie na sensację, szczególnie okrucieństwo z akcentem erotycznym - mówi Andrzej Kapko. - Można powiedzieć, że to trochę jak z brazylijskim serialem - lubią go ci, którym się w życiu nudzi - tłumaczy.

Braterstwo strachu

Jak powstaje lęk zbiorowy? - Bezkrytycznie. Tworzy obrazy, jak odrąbana ręka czy głowa, które łatwo sobie wyobrazić. Wałkując je w nieskończoność, zaczynamy się zachowywać jak dzieci, które boją się czarnego luda - tłumaczy prof. Nęcki. Ludzie zaczynają wtedy reagować nie na rzeczywistość, ale na wyobrażenie o niej. - Do zjawisk dorabiamy wytłumaczenie, które uzasadnia nasz lęk - mówi profesor. Co do jednego zarówno policjanci, jak i psycholodzy są zgodni: psychoza strachu niszczy więzi społeczne i, paradoksalnie, sprzyja atakom ze strony przestępców. Według Andrzeja Kapki nie należy liczyć na to, że bojąc się, stajemy się ostrożniejsi i tym samym bezpieczniejsi. - Podobnie jak pies wyczuwa strach u człowieka, tak i przestępca potrafi bezbłędnie wytypować potencjalną ofiarę. Potęgowanie w ludziach strachu tylko ułatwia mu zadanie - mówi. Paradoksalnie, jedną z przyczyn psychozy jest... chęć bycia razem. - Strach przed czymś obcym jest źródłem społecznej więzi. Im bardziej drastyczne szczegóły, tym bardziej
skwapliwie są przekazywane z ust do ust, tym silniejsza staje się ta więź - tłumaczy profesor Nęcki.

Niepewna wina

Psychoza może być jednak niebezpieczna. Często była powodem linczu niewinnych ludzi - ten sposób zbiorowego samosądu był powszechny w USA jeszcze w latach 40. We Włodowie w 2005 r. nagromadzenie strachu i chęci zemsty poskutkowało zabójstwem bandyty, który terroryzował wieś. W tym przypadku ofiara była winna, ale czy tak jest zawsze? Są biegli sądowi, którzy do tej pory spierają się o winę Zdzisława Marchwickiego, "wampira z Zagłębia" powieszonego w 1975 r. Skazano go w procesie poszlakowym, po pięciu latach żmudnego śledztwa. Po egzekucji pojawiły się głosy (nie ucichły do dziś), że to opinia publiczna i zaniepokojone szerzącą się paniką władze wywarły presję na sąd, by skazać właśnie jego i uspokoić strach.

Czy podobna sytuacja jest możliwa teraz w Krakowie? - Olbrzymia presja społeczna jest zawsze obecna w tego typu sprawach - mówi Dariusz Nowak. - Odczuwamy ją i teraz. Ludzie chcą natychmiastowego złapania mordercy, co jest oczywiście niemożliwe - tłumaczy. Do tej pory nie zidentyfikowano ofiary z parku Jerzmanowskiego. Morderca pozostaje nieznany.

Marta Paluch

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)