Polska"Z Jarucką spotkałem się tylko raz"

"Z Jarucką spotkałem się tylko raz"

Członek komisji śledczej ds. PKN Orlen
Konstanty Miodowicz (PO) nie ujawni publicznie nazwiska osoby,
która skontaktowała go z Anną Jarucką. Podkreślił też, że
upoważnienie, jakiego rzekomo udzielić jej miał Włodzimierz
Cimoszewicz do zmiany jego oświadczenia majątkowego za 2001 r.,
po raz pierwszy zobaczył podczas jej przesłuchania przed komisją
16 sierpnia. Jest zdania, że weryfikacja autentyczności tego
dokumentu nie leżała w gestii komisji.

"Z Jarucką spotkałem się tylko raz"
Źródło zdjęć: © PAP

W ten sposób Miodowicz odniósł się do niektórych pytań zadanych mu w liście otwartym przez rzecznika sztabu Włodzimierza Cimoszewicza Tomasza Nałęcza. Miodowicz ocenił, że pytania sformułowane w liście mają na celu "zdezawuowanie prac komisji śledczej oraz zaciągnięcie kurtyny milczenia wokół jej najważniejszych, kluczowych dla zrozumienia sprawy Cimoszewicza ustaleń".

Miodowicz podkreślił, że nie ujawni publicznie nazwiska swojego znajomego, który skontaktował go z Jarucką. Jak dodał, czyni tak na wyraźną prośbę tej osoby, jednak poda to nazwisko prokuraturze, "w razie pojawienia się takiej potrzeby". "Nie pozwolę natomiast brukać go bezpodstawnymi, a wulgarnymi atakami reprezentowanej przez pana T. Nałęcza formacji" - napisał w odpowiedzi na list Miodowicz. Jak powiedział, osoba ta "poznała Jarucką kilka tygodni wcześniej i utrzymywała z nią kontakty prywatne".

Poseł PO zapewnił, że po raz "pierwszy i ostatni" spotkał z b. asystentką Cimoszewicza 11 sierpnia. Poinformował, że w spotkaniu uczestniczył także mąż Jaruckiej - Michał. Trwało ono 45 minut i zakończyło się napisaniem przez Jarucką oświadczenia na piśmie - podkreślił. Jak dodał, na jego prośbę.

Zaznaczył, że jego kontakty z Jarucką "nie nosiły znamion wydarzenia nadzwyczajnego". Jak oświadczył, nic nie wiadomo mu "o zainicjowaniu ich przez służby specjalne lub inne reprezentujące normalność". Według niego Jarucka "sprawiała wrażenie osoby umysłowo sprawnej, zrównoważonej emocjonalnie". Dodał, że początkowo wahała się, czy stanąć przed komisją. Sporządziła nawet oświadczenie o stanie swojego zdrowia, który miałby to uniemożliwić. Jednak ostatecznie zdecydowała się wziąć udział w przesłuchaniu.

Miodowicz podkreślił, że nieprzesłuchanie Jaruckiej przez komisję byłoby "niedopuszczalnym zaniedbaniem". Skąd Tomasz Nałęcz wie, że przedstawione przez Jarucką dokumenty nie odzwierciedlały prawdy materialnej? - pytał Miodowicz. Podkreślił, że Nałęcz nie może o tym rozstrzygać. Poseł PO zaznaczył w liście do Nałęcza, że o tym, czy rzekome upoważnienie, którego kopię przekazała komisji Jarucka, "wytworzono bez wiedzy Cimoszewicza i w celu jego skompromitowania, dowiemy się w efekcie postępowania prokuratury i sądu". Komisja śledcza nie jest w stanie tego dociec - oświadczył Miodowicz.

Ocenił jednak, że jedna ekspertyza nie wystarczy, aby móc stwierdzić, że upoważnienie jest sfałszowane. Jak dodał, "musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać na wersję strony inkryminowanej". Jak poinformowała w poniedziałek Prokuratura Okręgowa w Warszawie, biegły, który badał autentyczność upoważnienia, uznał, że pod upoważnieniem widnieje faksymile odebrane z Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w czerwcu 2002 r. Upoważnienie datowane jest natomiast 20 kwietnia 2002 r.

Jedno z pytań zadanych przez Nałęcza Miodowicz określił jako "zniesławiające komisję śledczą - organ Sejmu RP". Jak dodał, "czyni to jego wicemarszałek", co nazwał "żałosnym". Pytanie, które wywołało taką reakcję Miodowicza, dotyczyło kwestii upoważnienia, którego kopię przekazała Jarucka. Nałęcz chciał wiedzieć, dlaczego Miodowicz "widząc tak podejrzany dokument" nie zaproponował kolegom z komisji "podjęcia rutynowych działań sprawdzających".

Komisja śledcza nie prokuruje amatorskich ekspertyz i nie udaje tego, czym być nie może - uważa Miodowicz. W liście - odpowiedzi na list Nałęcza - poseł PO formułuje też pytania. Miodowicz pyta m.in.: dlaczego oświadczenia majątkowe Cimoszewicza zawierają nieprawdziwe informacje dotyczące akcji PKN Orlen oraz BMC, dlaczego marszałek składał nieprawdziwe zeznania przed komisją.

W liście Miodowicz kategorycznie zaprzecza, aby kierowany przez niego w latach 1990-1996 kontrwywiad Urzędu Ochrony Państwa miał inwigilować NSZZ "Solidarność" oraz prowadzić wobec związku działania operacyjne i ingerować w jego działalność. O te kwestie pytał w liście otwartym Nałęcz.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)