Z igłą na raka

Co roku u czterech tysięcy Polek wykryty zostaje rak szyjki macicy, aż połowa z nich umiera. Jakie nadzieje można wiązać ze szczepionką, o której zrobiło się ostatnio głośno?

17.01.2007 07:50

Pod względem umieralności na raka szyjki macicy Polska zajmuje w Unii Europejskiej niechlubne pierwsze miejsce. A większość kobiet można by uratować, gdyby ten nowotwór wykryto u nich wcześniej.

Niewiele dotąd zrobiono, by zmienić sytuację. Poza lokalnymi inicjatywami na ograniczoną skalę, żadnych zachęt do badań cytologicznych (dzięki którym łatwo wykryć chorobę, gdy jest jeszcze w pełni wyleczalna), żadnych akcji edukacyjnych na wzór szeroko spopularyzowanego samobadania piersi. Dodajmy brak właściwego nadzoru nad wyszkoleniem ludzi, którzy wyniki cytologii interpretują, a wszystkie elementy złożą się w niepokojącą całość: albo na regularne badania zgłaszały się zwykle wciąż te same zdrowe kobiety, albo wiele po otrzymaniu błędnej diagnozy żyło w złudnym przekonaniu, że nie muszą się leczyć (patrz: „Hańba polskiej medycyny”, POLITYKA 20/06).

Gdy w ubiegłym roku ruszył wreszcie Ogólnopolski Program Profilaktyki Raka Szyjki Macicy, dzięki któremu każda Polka między 25 a 59 rokiem życia ma zostać imiennie zaproszona na bezpłatne badanie cytologiczne – nikt nie wierzył w cud, że szybko uda się nadrobić zaległości. Nikt też nie wie, ile lat na to potrzeba (finansowanie programu z funduszy Ministerstwa Zdrowia przewidziano do 2010 r.). Nie wystarczy kobiety na wizytę u ginekologa zaprosić – trzeba ją jeszcze przekonać, żeby faktycznie przyszła.

W kraju, w którym nazwa jakiejkolwiek anatomicznej części ciała między pępkiem a udami wzbudza zażenowanie, sprawa jest szczególnie trudna. Podjęcia tematu nie ułatwia związek choroby z infekcją przenoszoną najczęściej drogą płciową. Ludzie na prowincji wciąż są przekonani, że kobieta idzie do ginekologa, gdy jest w ciąży albo gdy ma chorobę weneryczną. Co zmieni w takim podejściu przyszły tydzień, który w Europie upłynie pod hasłem profilaktyki raka szyjki macicy?

Pojawiła się teraz nowa metoda zapobiegawcza: szczepionka przeciwko wirusowi brodawczaka, którego agresywne odmiany o numerach 16 i 18 sprzyjają powstawaniu raka szyjki. Dwa koncerny farmaceutyczne – amerykański MSD i brytyjski GSK – przez kilka lat ścigały się o przywilej pierwszeństwa na rynku, ale do mety pierwsi dotarli Amerykanie. Ich Silgard od miesiąca można kupić w polskich aptekach, konkurencyjny Cervarix ma być w sprzedaży jeszcze w tym roku. – Obydwie szczepionki działają na podobnej zasadzie – wyjaśnia prof. Sławomir Majewski, szef Centrum Diagnostyki i Leczenia Chorób Przenoszonych Drogą Płciową w Akademii Medycznej w Warszawie. – Wstrzykuje się domięśniowo cząstki wielkości wirusa, które mają budowę taką jak typ 16 i 18. Ale nie zawierają niebezpiecznego DNA, więc są nieszkodliwą kopią prawdziwego zarazka.

Między Silgardem a Cervariksem istnieją jednak poważne różnice. Pierwszy zawiera podobne do wirusa cząsteczki nie tylko dwóch typów brodawczaka najczęściej powodujących raka, lecz także odmiany 6 i 11, które wywołują brodawki płciowe u kobiet i mężczyzn. Z kolei w Cervariksie obecny będzie nowy rodzaj substancji wzmacniającej odpowiedź immunologiczną na antygeny zawarte w szczepionce, co ma zwiększać jej skuteczność zwłaszcza u osób otyłych i palących papierosy. Jest jednak za wcześnie, by w ten sposób porównywać oba produkty – twierdzą sceptycy. Doświadczenia z badań klinicznych są na razie tylko pięcioletnie. Powstaje także pytanie o sens podawania szczepionki wszystkim kobietom. Za 30 proc. nowotworów szyjki macicy odpowiedzialne jest zakażenie innymi typami wirusów niż 16 i 18, więc ryzyko zachorowania po zaszczepieniu jedynie spada, ale nie zostaje całkowicie wyeliminowane. Poza tym cena 500 zł za jedną dawkę (potrzebne są trzy) stawia ten produkt w rzędzie najdroższych specyfików dostępnych w naszych
aptekach, więc wypada się dobrze zastanowić, czy warto wyłożyć tyle pieniędzy. Szum medialny, jaki towarzyszy wprowadzaniu każdej nowości na rynek, z pewnością nie ułatwi podjęcia decyzji, bo agresywny marketing celowo posługuje się uproszczeniami, które wyolbrzymiają korzyści i minimalizują zagrożenia.

Spójrzmy na tę nową możliwość ochrony kobiet chłodnym okiem. Rudolfa Klimka, emerytowanego profesora ginekologii z Collegium Medium Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, denerwuje slogan, który towarzyszy promocji szczepionek i zapowiada przełom w walce z rakiem: – Jaki przełom? To rodzi nadzieję, że Silgard czy Cervarix są skuteczne we wszystkich chorobach nowotworowych, podczas gdy może z nich skorzystać raptem kilkanaście procent kobiet.

Prof. Klimek niedawno wydał książkę „Rak – nowotwory a choroby nowotworowe”, napisaną we współpracy z profesorami Aleksandrem Sieroniem i Januszem M. Madejem, gdzie w kilku rozdziałach wyłożył swój zdecydowany pogląd na pochodzenie m.in. i tego nowotworu. – Czynników wywołujących tę chorobę jest ponad sto, więc zapobieganie samej infekcji wirusowej niewiele pomoże. Wczesna inicjacja seksualna przed 16 rokiem życia, długotrwałe stosowanie hormonalnej antykoncepcji, niepotrzebne cięcia cesarskie – to są czynniki ryzyka, na które kobiety nie zwracają uwagi. Prof. Antoni Basta z Katedry Ginekologii i Położnictwa Collegium Medium UJ w Krakowie formułuje łagodniej swoją opinię: – Niektóre odmiany wirusa są czynnikiem inicjującym powstanie raka, ale nie wystarczającym do jego rozwoju. Muszą współistnieć inne, jak choćby palenie papierosów, które osłabiają odporność kobiety.

Trwają badania skuteczności szczepionki u dojrzałych kobiet, które już zdążyły zakazić się brodawczakiem (infekcję przenoszą mężczyźni, u których mogą rozwinąć się brodawki płciowe). Szczepionka z pewnością nie uratuje pacjentek, które już są chore na raka. W takim razie kogo w ogóle szczepić? – Najlepiej kilkunastoletnie dziewczynki przed rozpoczęciem inicjacji seksualnej – radzi prof. Sławomir Majewski, który przewodniczy Polskiemu Towarzystwu Profilaktyki Zakażeń HPV (HPV – Human Papillomavirus). Towarzystwo wydało niedawno rekomendacje zalecające szczepienie Silgardem dziewcząt i kobiet od 11 do 26 roku życia. – Nie wiem, czy dla jedenastoletniej dziewczynki to nie za wcześnie? – zastanawia się prof. Ewa Bernatowska z Centrum Zdrowia Dziecka, która uczestniczy w pracach Światowego Komitetu Doradczego ds. Bezpieczeństwa Szczepień WHO. – Dziś przecież nie wiemy, jak długo utrzyma się po szczepionce odporność. Na razie 5 lat. Ale nikt nie zaręczy, że na całe życie. Jaki sens szczepić więc nastolatkę, która
może stracić odporność, zanim zacznie współżycie? Według prof. Majewskiego, z badań sondażowych wynika, że inicjacja seksualna polskich dziewcząt odbywa się coraz wcześniej, nawet między 14 a 15 rokiem życia. Stanowczo odrzuca on obawy, zgłaszane przez środowiska religijne, że podanie szczepionki w tym wieku zachęci dziewczęta do częstszych kontaktów seksualnych: – Czy jeśli na świecie pojawi się szczepionka chroniąca przed zakażeniem HIV, też ktoś zgłosi takie zastrzeżenia? W obu przypadkach mówimy o podobnym zagrożeniu. HIV wywołuje AIDS, HPV – śmiertelny nowotwór.

Ida Karpińska, gdyby tylko mogła, nie wahałaby się zaszczepić. Ale w jej przypadku jest już na to za późno, bo w 2003 r. z powodu raka szyjki macicy otarła się o śmierć. – Choroba spadła na mnie jak grom z jasnego nieba, miałam 34 lata! Tylko dzięki temu, że co roku wykonywałam regularne badanie cytologiczne można było ją wykryć na tyle wcześnie, by móc wyleczyć – wyznaje. Nie porzucając pracy zawodowej, postanowiła utworzyć kobiece stowarzyszenie na rzecz walki z tym nowotworem. – Nazwałam je Kwiat Kobiecości, bo macica kojarzy mi się z zalążkiem życia, a jednocześnie zamiast medycznego żargonu, chciałam nadać mu wymiar ludzki.

Na internetową stronę stowarzyszenia (www.kwiatkobiecosci.pl) dociera nie tylko coraz więcej kobiet szukających wsparcia po rozpoznaniu u nich raka, ale również mężczyzn, którzy pytają, jak mogą pomóc żonom. – Nikt na ogół nie zwraca uwagi, że rak szyjki macicy ma swoje poważne implikacje w życiu całej rodziny – mówi Ida. – Przerażone kobiety do ostatniej chwili starają się ukryć prawdę o swojej chorobie przed małżonkami, a gdy muszą rozpocząć walkę o życie, ich dawne obowiązki domowe spadają na mężczyznę, który nie potrafi sobie z tym dodatkowym bagażem poradzić.

Z kolei prof. Majewskiego cieszy, że strona internetowa www.hpv.pl, gdzie odpowiada na pytania internautów zainteresowanych ochroną przed infekcjami wywołanymi przez brodawczaka, zyskuje popularność wśród młodych ludzi. – Dyskusje nad przydatnością nowej szczepionki mają ten pozytywny skutek, że rak szyjki i zakażenia HPV wreszcie zaistniały w naszej świadomości. Jeśli kobiety zaczną się ich bać, to zaczną się również regularnie badać.

Rodzi się jednak obawa, czy szczepienie nie uśpi kobiecej czujności – skoro już wydadzą na nią 1500 zł, po co jeszcze pamiętać o badaniach cytologicznych? Wszyscy moi rozmówcy stanowczo przestrzegają przed takim podejściem: cytologia, przynajmniej raz na trzy lata, nadal pozostaje obowiązkiem każdej zaszczepionej i niezaszczepionej kobiety, która ukończyła 21 lat! – Szczepionka jest po prostu dodatkową, choć nie jedyną możliwością zabezpieczenia przed rakiem – mówi prof. Antoni Basta, a Ida Karpińska dodaje, że w swoim telefonie komórkowym wciąż ma ustawione automatyczne przypomnienie o terminie kolejnego badania cytologicznego do 2015 r.! – Chciałabym, aby szczepionka pomogła wykształcić w kobietach nawyk dbania o własne zdrowie. Bo jeśli już ktoś wyda na nią tyle pieniędzy, to nie warto potem tego zaprzepaścić.

Nawet najbardziej rewolucyjne odkrycia w medycynie nie zdołały do tej pory uwolnić ludzi od większości chorób. Każdy sukces w walce z wirusami lub rakiem cieszy, ale trzeba w tej radości zachować umiar, gdyż dziś potrzeba wielu lat na pełną weryfikację wszystkich efektów działania nowego leku lub metody kuracji. Szczepionka na raka szyjki macicy, o której w Polsce zrobiło się głośno, może być skuteczną bronią przeciwko wirusowi HPV, ale dopiero czas pokaże, czy rzeczywiście przełoży się to na spadek śmiertelności kobiet.

Paweł Walewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)