Z "gabinetu cieni" do gabinetu ministra
Na naszych oczach, w ciągu kilku ostatnich miesięcy, zrodził się w naszej polityce nowy obyczaj, a raczej nowy typ polityka. Najpierw były uparte nominacje profesora Belki na premiera, który chodził przez wiele tygodni z tytułem premiera nominata. Wreszcie, w trzecim podejściu, udało się - zgubił nominata, został premierem. Teraz przenosi ten zwyczaj niżej - pisze Kazimierz Krupa w "Pulsie Biznesu".
19.07.2004 | aktual.: 19.07.2004 05:49
No i mamy z kolei pomazańca pana premiera na ministra finansów. Tym pomazańcem jest Mirosław Gronicki, ostatni z kolegów Marka Belki z czasów jego pracy w Zakładzie Historii Myśli Ekonomicznej PAN, który jeszcze nie znalazł się w rządzie bądź jego okolicach (taka wylęgarnia?). Minister pomazaniec też chodzi i - co gorsza - ciągle mówi. To znaczy mówił, gdy był jeszcze w "gabinecie cieni", i to takie rzeczy, że raczej trudno mu będzie porozmawiać z urzędnikami z ulicy Świętokrzyskiej. Ale mniejsza o to. Wiadomo: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i "tylko krowa nie zmienia poglądów" - podkreśla publicysta dziennika.
Ale już teraz, już jako pomazaniec, chodzi i mówi, że jego poglądy polityczne i ekonomiczne mają niewiele wspólnego z SLD, że +plan Hausnera+ niby jest w porządku, ale niekoniecznie, bo jest dużo innych fajnych pomysłów. Wygląda to tak, jakby bardzo mu zależało na tym, by... ministrem finansów nie zostać. Taką taktykę zastosował Marek Belka i jednak premierem został. Jak będzie tym razem? - zastanawia się komentator "Pulsu Biznesu".
Z rządem Marka Belki (jeszcze parę zmian i będą tam sami koledzy pana premiera) jest jeden kłopot. Tam jest naprawdę kilku bardzo porządnych, przyzwoitych i mądrych ludzi. I tylko jednego nie wiadomo: co oni tam robią? Bo przecież w to, że z tym zapleczem [politycznym, z tym parlamentem chcą realizować konstytucyjne cele, jakie przed nimi postawiono, trudno uwierzyć. Nie można przecież ubliżać ich niewątpliwej inteligencji. O co więc chodzi? Być może dowiemy się niebawem - pisze publicysta gazety. (PAP)