Wywołał sensację w Nowym Jorku - oszukał setki osób, że jest gwiazdą
Pewien młody Amerykanin, Brett Cohen wpadł na zaskakujący pomysł, postanowił oszukać setki mieszkańców Nowego Jorku. Mężczyzna chciał wykorzystać swoje pięć minut i w bardzo prosty sposób przekonał mieszkańców Nowego Jorku, że jest... celebrytą. Żart się opłacił, bo były piski, autografy i zdjęcia.
Obecnie na całym świecie w środkach masowego przekazu występuje termin celebryta, określający osobę wzbudzającej ogólne zainteresowanie, bez względu na to czym się zajmuje. Jest też grupa celebrytów, "którzy są znani z tego, że są znani", czyli tak naprawdę nie wiadomo skąd i kiedy pojawili się w show-biznesie.
Fakt ten postanowił wykorzystać Brett Cohen i sprawdzić, czy można w pięć minut zostać celebrytą. Akcja miała miejsce pod koniec lipca. Cohen ubrał się jak prawdziwa gwiazda, założył ciemne okulary i stylową modną koszulę. Jego znajomi udawali ochroniarzy, managerów, asystentów, paparazzi, a także zorganizował fałszywą ekipę telewizyjną.
Cały "żart" miał miejsce w godzinach wieczornych przed wyjściem z budynku telewizji NBC na Manhattanie, nieopodal Times Square. Znajomi mężczyzny, głównym wyjściem przed budynek telewizji, i sprawiali wrażenie, że czekają na kogoś bardzo ważnego. W chwilę zebrało się sporo gapiów, którzy wyczekiwali, że z budynku wyjdzie ktoś popularny. I poniekąd mieli rację. Kiedy pojawił się Cohen w towarzystwie ochroniarzy, ekipy telewizyjnej, a z boku paparazzi robił zdjęcia, zgromadzony tłum momentalnie oszalał. Były krzyki, piski, robienie zdjęć i autografy.
Cohen przez ponad godzinę "lansował się" na Times Square wywołując niemałe zamieszanie. Przechodnie pytani po to, skąd znają celebrytę, z którym właśnie sobie robili zdjęcia, kłamali, że słuchali jego muzyki oraz widzieli go w kilku filmach. Wszyscy mówili o nim w samych superlatywach, nie kryjąc swojego podekscytowania i radości.
Jak widać prosty eksperyment, pokazuje, że celebrytą może zostać każdy, nie ważne, czy zagrał w filmie, nagrał płytę, czy po prostu... wyszedł w towarzystwie swojej świty, z gmachu telewizji.