ŚwiatWystawa w Berlinie przypomina o procesie oprawców z Auschwitz

Wystawa w Berlinie przypomina o procesie oprawców z Auschwitz

W berlińskim muzeum Martin-Gropius-Bau
otwarto wystawę poświęconą procesowi sądowemu 22 esesmanów z
załogi hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau.

26.10.2004 | aktual.: 26.10.2004 09:33

Trwający od 20 grudnia 1963 roku do 20 sierpnia 1965 roku proces przed sądem przysięgłych we Frankfurcie nad Menem stanowił, po prawie 20 latach przemilczania zbrodni nazistowskich, wstrząs moralny dla społeczeństwa RFN i był wstępem do dalszych rozliczeń z przeszłością.

Frankfurcki proces stanowił punkt zwrotny w historii Republiki Federalnej - powiedział wieczorem Micha Brumlik, dyrektor instytutu im. Fritza Bauera we Frankfurcie. Zajmująca się badaniem historii nazizmu placówka jest organizatorem wystawy.

W Bonn rządził wówczas Konrad Adenauer, a świat, po kryzysie kubańskim, cieszył się z tego, że udało się uniknąć wojny atomowej. Narodowosocjalistyczne zbrodnie wyparto ze świadomości. Jeśli w ogóle istniały one, to raczej jako plotka, niż jako straszna historyczna prawda - dodał Brumlik. Niemiecki naukowiec podkreślił rolę heskiego prokuratora Fritza Bauera (SPD), który pomimo silnych oporów, po kilkuletnim śledztwie doprowadził do rozpoczęcia procesu.

Wystawa dokumentująca nazistowskie zbrodnie nabiera szczególnego znaczenia w obliczu wzrostu wpływów sił skrajnie prawicowych, odwołujących się do ideologii Trzeciej Rzeszy - podkreślił Brumlik. Neofaszystowska partia NPD zdobyła 9,2 proc. głosów we wrześniowych wyborach do parlamentu Saksonii.

Brumlik wskazał, że byłby zadowolony, gdyby chociaż 10 procent osób, które widziały ostatni film o Hitlerze "Upadek", zwiedziły wystawę o frankfurckim procesie. W ten sposób ludzie ci mogliby dowiedzieć się czegoś o strasznych zbrodniach Trzeciej Rzeszy - wyjaśnił. Pokazywany od września film wzbudza - zdaniem krytyków - współczucie dla Hitlera i pomija zbrodniczy kontekst jego rządów. Film obejrzało już prawie 4 miliony widzów.

Historyk Goetz Aly wskazał na znaczenie faktu, że wystawa pokazywana jest w stolicy Niemiec. Jego zdaniem, zachodnioberliński wymiar sprawiedliwości blokował w latach 60. i 70. wszystkie próby skazania odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne. Taki panował wówczas polityczny klimat. Ani socjaldemokracja, ani też CDU nie chciały, aby w czasie zimnej wojny takie procesy wpływały negatywnie na publiczny wizerunek miasta - wyjaśnił. Aly podkreślił, że większość esesmanów odpowiedzialnych za zbrodnie uniknęła kary i powróciła po wojnie do "mieszczańskiego" życia.

Zwiedzający wystawę mogą wysłuchać udostępnionych po raz pierwszy oryginalnych zeznań świadków. Wśród ponad 200 byłych więźniów obozu Auschwitz zeznających w procesie, najliczniejszą grupę stanowili Polacy. Oprócz licznych dokumentów archiwalnych oraz informacji o hitlerowskich zbrodniach obejrzeć można także dzieła sztuki nawiązujące do ludobójczej polityki Trzeciej Rzeszy. Wchodzący do muzeum słyszą utwory Franza Schuberta, co ma podkreślać kontrast pomiędzy brutalnością personelu obozu a ich zamiłowaniem do sztuki i muzyki.

Instalacja Joachima Seinfelda umożliwia z kolei zrobienie pamiątkowej fotografii na tle bramy wyjściowej do obozu Auschwitz. "Prowokacyjna" oferta ma pobudzić zwiedzających do refleksji nad wzorami zachowań i kulturą pamięci w miejscach ludobójstwa.

Sześciu oskarżonych skazano na kary dożywotniego więzienia, jedenastu na kary pozbawienia wolności.

Frankfurcki proces wywołał zaciętą dyskusję na temat przedawnienia zbrodni hitlerowskich. Zgodnie z prawem, miały one ulec przedawnieniu w maju 1965 roku. Pod wpływem debaty związanej z procesem, odpowiedzialność za zbrodnie przedłużono do 1969 roku, a następnie uznano je za nieulegające przedawnieniu.

Jacek Lepiarz

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)