Wyścig zbrojeń wśród rosyjskich oligarchów. Dowodem jeniec z Bachmutu
Przed wojną zapewne chełpili się, kto ma większy jacht, większy zamek we Francji, więcej złota w sejfie. Teraz rosyjscy oligarchowie rywalizują o to, kto będzie miał lepszą armię, i która z nich bardziej pomoże Putinowi zdobywać Ukrainę. Dowód to zeznania rosyjskiego jeńca.
Na pytanie, skąd jest, 49-letni Rosjanin z zakrwawionym okiem wyjawia, że pracował jako ochroniarz w firmie naftowej Gazprom. Z jego relacji wynika, iż wstąpił do ochotniczego oddziału o nazwie Potok, który szkolił się na poligonie w Rosji. Następnie jako uzupełnienie wszedł w skład walczącej w Ukrainie jednostki PMC Redut. Jeniec wyjawił, że Gazprom stworzył jeszcze dwa inne oddziały: Płomień i Pochodnia. Te zaś działają w Ukrainie pod bezpośrednim dowództwem rosyjskiej armii.
- Zostałem ranny w trakcie ostrzału. Koledzy porzucili mnie na polu walki. Cztery dni czołgałem się, aż dotarłem do ukraińskich pozycji - zwierza się jeniec (film z przesłuchania pokazujemy w dalszej części tekstu).
Opowieść to potwierdzenie ostrzeżeń ukraińskiego wywiadu wojskowego i wielu innych nieoficjalnych wiadomości. "W Federacji Rosyjskiej trwa wyścig zbrojeń między głównymi graczami politycznymi, którzy tworzą prywatne armie na wzór PKW Wagner Jewgienija Prigożyna" - informował w lutym ukraiński wywiad.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prywatne armie na wojnie w Ukrainie
O ile przyjaciel Putina Jewgienij Prigożin i jego wagnerowcy od lipca 2022 roku są już znanymi uczestnikami napaści na Ukrainę, to inne prywatne armie tak nie błyszczały w mediach. Jak się okazuje, są to jednostki liczące od 500 do kilku tysięcy żołnierzy.
- Mają za dowódców weteranów elitarnych rosyjskich jednostek. Są dobrze wyposażone, a gdy otrzymują od rosyjskiego Ministerstwa Obrony wsparcie artylerii czy lotnictwa, mogą działać bardziej sprawnie od ociężałej regularnej armii - komentuje w rozmowie z WP ppłk rez. Maciej Korowaj, ekspert w dziedzinie rosyjskiej taktyki wojskowej i analityk wydarzeń na wojnie w Ukrainie.
- Te siły wypełniają lukę po rosyjskich siłach specjalnych, które w poprzednich miesiącach poniosły duże straty. Podejmują się zadań szturmowych na różnych odcinkach frontu - dodaje.
Ppłk Korowaj sugeruje, że prywatne armie będą częściej wykorzystywane przez Rosję. Jednym z powodów jest to, że Władimir Putin pilnuje, aby wojenna legenda Prigożina nie stała się zagrożeniem dla jego władzy. Na froncie w Ukrainie może walczyć już siedem prywatnych armii - wynika z ustaleń portalu InformNapalm.
Wojna w Ukrainie. Liga biznesmenów objętych sankcjami
PMC Redut to rosyjska prywatna firma wojskowa, która powstała w 2008 roku jako ochrona biznesów miliardera Giennadija Timczenki. Jest przemysłowcem i udziałowcem Banku Rossija, a jego fortuna rośnie dzięki przyjaźni i współpracy z Władimirem Putinem. Drugim sponsorem organizacji jest Oleg Deripaska, miliarder, który zbił majątek w branżach metalurgicznej oraz budowlanej.
Według rosyjskiego opozycjonisty Władimira Osieczkina w początkowej fazie wojny 1000-osobowy oddział PMC Redut wziął udział w zdobyciu elektrowni Czarnobyl oraz miał przydzielone zadanie wejścia do Kijowa i zdobycia rządowych budynków.
Powtarzane od lat przez polityków i ekspertów hasło: "Gazprom: gazowa broń Putina" stało dosłowną prawdą, odkąd niedawno w serwisie Telegram pojawiły się nagrania z żołnierzami przedstawiającymi się jako "oddział Potok" z Gazpromu. Armia powstała całkiem legalnie, czyli na podstawie dekretu premiera Rosji "O bezpieczeństwie kompleksowych obiektów paliwowo-energetycznych".
Dokument stwierdza, że przedsiębiorstwa "mają prawo do ustanowienia prywatnej ochrony". Prezesem koncernu gazowego Gazprom jest Aleksiej Miller, to kolejny bliski przyjaciel Władimira Putina.
Przypomnijmy, skąd pieniądze na własną armię ma Jewgienij Prigożin. Według rosyjskich mediów w 2013 roku jego firma otrzymała 92 miliardy rubli na usługi cateringowe dla jednostek wojskowych w Rosji. Inna spółka zarabia na budowie i utrzymaniu poligonów. Oszacowano, że przez dekadę Prigożyn dorobił się 200 mln dolarów, żerując na armii rosyjskiej.
Dobra wiadomość z frontu. Rosyjskie armie się pokłóciły
- Armia Prigożina ma swoich szeregach weteranów wojskowych oraz rekrutowanych byłych więźniów, ale spaja ich, posługując się rosyjskim nacjonalizmem. Tym różni się od innych prywatnych oddziałów. Reszta dużo płaci, czyli sięga po specjalistów, niekoniecznie rosyjskich - komentuje dalej ppłk rez. Maciej Korowaj.
Możliwe, że to te różnice w motywacji sprowokowały pierwsze konflikty. Kilka dni temu żołnierze Gazpromu nagrali film, zarzucając wagnerowcom, iż ci grozili im rozstrzelaniem. Poszło o to, kto miał prawo, a kto nie opuścić pozycje w trakcie ukraińskiego ataku.
Ambitny Jewgienij Prigożyn krytycznie odniósł się do osiągnięć armii Gazpromu. W nagraniu (cytat publikują jego służby prasowe) mówi o tym, że firmy tworzą armie, by zabezpieczyć się na wypadek pogorszenia sytuacji politycznej w Rosji. Twierdzi, że w Bachmucie nikt mu nie pomaga.
- To tylko czyjeś fantazje seksualne, które rozchodzą się w internecie, że ktoś inny nam w czymś pomógł. (...) Ktoś musi się trochę wysilić gdzie indziej. Chłopaki, śmiało, weźcie Awdijiwkę, Wułhedar, pokażcie wyczyny, ruszajcie niezniszczalnymi masami na Kijów - kpił z konkurentów.