Wypożyczalnia mózgów
"Nie jesteśmy margaryną" - fukali jeszcze kilka lat temu oburzeni politycy, pytani, czy podczas kampanii wyborczych korzystają z usług agencji reklamowych. Dziś to norma - bez względu na partię. Programami wyborczymi przestają się zajmować dyletanci. Idzie to opornie, ale wygląda na to, że w najbliższych wyborach zetrą się nie tylko stronnictwa polityczne, ale i pracujące dla nich think-tanki. Oto jesteśmy świadkami drugiego etapu profesjonalizacji polskiej polityki.
27.06.2005 | aktual.: 27.06.2005 07:54
Rozrywany Kochanowski
Półtora roku temu grupa zamożnych czterdziestolatków - warszawskich prawników i ekonomistów - założyła Instytut Sobieskiego. - Mieliśmy dość wiecznego narzekania przy piwie, że wszystko idzie źle. Chcieliśmy działać publicznie, ale nie wyobrażaliśmy sobie partyjnego zaangażowania - opowiada Paweł Szałamacha, współtwórca instytutu, prawnik, specjalista od finansów publicznych i spraw międzynarodowych. - Doszliśmy do wniosku, że wkrótce będzie popyt na propozycje programowe ze środowisk życzliwych prawicy, i dlatego stworzyliśmy think-tank.
Grupa Szałamachy trafiła w dziesiątkę, bo politycy coraz chętniej sięgają po opinie niezależnych instytutów. Ba, narzekają - jak Ludwik Dorn, szef Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości - że owe trusty mózgów są zbyt słabe. Dorn wie, co mówi, bo jego ugrupowanie bodaj najchętniej korzysta z usług think-tanków. Partia Kaczyńskich, oprócz swego naturalnego zaplecza, czyli stworzonego przez polityków PiS Instytutu Środkowoeuropejskiego, często sięga po materiały Instytutu Sobieskiego. Dorn posiłkuje się też na przykład dokumentami przygotowanymi przez Instytut Spraw Publicznych i program "Stop korupcji" Fundacji im. Stefana Batorego. PiS bardzo też sobie chwali współpracę z założonym przez środowisko gdańskich liberałów Instytutem Badań nad Gospodarką Rynkową oraz fundacją Ius et Lex dr. Janusza Kochanowskiego.
To właśnie ta ostatnia fundacja jest główną siłą przygotowującą projekt reformy wymiaru sprawiedliwości dla Platformy Obywatelskiej. Dla Jana Rokity pracuje w zespołach tematycznych prawie stu ekspertów z różnych organizacji. Najczęściej pojawia się jednak kierowane przez Ewę Balcerowicz Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych i pracujący dla niego Rafał Antczak. Platforma posługuje się też analizami ekonomicznymi liberalnego Centrum im. Adama Smitha.
Trójgłowy Maksymiuk
O ile prawica chętnie i często korzysta z usług niezależnych instytucji, o tyle lewica, zajęta walką o przetrwanie i staczająca się do poziomu kabaretowych dziwadeł, nie ma do tego zupełnie głowy. Kiedyś było inaczej, bo to SLD miał swoją Fundację im. Kazimierza Kelles-Krauza, a dawna Unia Pracy - Fundację Polska Praca. Potem jednak Leszek Miller zdążył skompromitować ideę powołania Instytutu Socjaldemokratycznego, konfliktując się ze stojącym na jego czele prof. Kazimierzem Kikiem. Widać Miller wspiera tylko amerykańskie think-tanki, bo do jednego z nich - Woodrow Wilson Center - udał się na czteromiesięczną emigrację.
Niezbędny w polskiej polityce element groteski wnosi do tworzenia centrów badawczych niezastąpiona Samoobrona z trójgłowym Januszem Maksymiukiem. Były poseł SLD jest bowiem nie tylko dyrektorem biura Samoobrony i jej szarą eminencją, ale też nieformalnie szefuje założonemu przez siebie Centrum Analiz Wyborczych oraz szczątkom Centrum Informacji Aferalnych. Oba ciała są raczej karykaturą niezależnych ośrodków myśli.
Robert Mazurek