Wyłudzili 7 mln euro, m.in. podając się za urzędników walczących z terroryzmem
• Wyłudzenie prawie 7 mln euro zarzuciła gdańska prokuratura dwóm Polakom i Francuzowi
• Przestępcy stosowali hakerskie metody, podszywali się też pod inne osoby, w tym urzędników szukających środków na walkę z terroryzmem
• Niemal całą wyłudzoną sumę odzyskano
18.07.2016 | aktual.: 18.07.2016 11:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O efektach śledztwa prowadzonego przez CBŚP w Gdańsku, a nadzorowanego przez Pomorski Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej, poinformował w poniedziałek Mariusz Marciniak - prokurator tej ostatniej jednostki odpowiedzialny za kontakty z mediami.
Jak wyjaśnił, ofiarami grupy przestępczej padło kilku obywateli Francji i Niemiec, zarówno osób prywatnych, jak i pracowników różnych firm czy instytucji. W przypadku firm oraz instytucji oszuści kontaktowali się mailowo lub telefonicznie z ich pracownikami i - podszywając się np. pod dyrektora lub inną osobę faktycznie zatrudnioną w danej instytucji - "wydawali polecenie" wykonania przelewu na wskazany rachunek bankowy. Przelew taki miał być np. rzekomą zapłatą za jakiś towar lub usługi. Innym razem wyłudzone pieniądze miały być np. lokatą w rzekome bankowe produkty inwestycyjne.
Jak wyjaśnił Marciniak, "skuteczność opisanej działalności przestępczej była determinowana bardzo profesjonalnym rozpoznaniem środowiska organizacji pod kątem panujących w nim procedur, jak również przez zastosowane narzędzia hakerskie".
Adresy mailowe, z których oszuści prowadzili korespondencję, do złudzenia przypominały rzeczywiste adresy firm i instytucji, za których przedstawicieli podawali się przestępcy. Rozmowy telefoniczne czy korespondencję mailową prowadziły w imieniu oszustów zawsze osoby świetnie posługujące się ojczystymi językami potencjalnych ofiar. Oczywiście konta bankowe, które oszuści wskazywali w mailach, kontrolowane były przez nich.
Kwoty, jakie udało się wyłudzić oszustom wahały się od tysiąca do nawet kilku milionów euro. Marciniak wyjaśnił, że "najbardziej spektakularnym ekscesem grupy, było nakłonienie jednego z pokrzywdzonych do wpłaty niemal pięciu milionów euro na rzekomy rachunek bankowy ministerstwa obrony jednego z państw europejskich, pod pozorem finansowego wsparcia działalności antyterrorystycznej".
Jak dodał prokurator, w rzeczywistości wyłudzone pieniądze trafiały m.in. do banku w Polsce, na rachunek zarządzany przez przestępców, skąd były natychmiast wypłacane w gotówce albo - w ramach tzw. "prania brudnych pieniędzy", przelewane na inne konta bankowe, w tym założone w banku działającym w jednym z dużych państw azjatyckich.
Marciniak poinformował, że w sprawie zatrzymano jak dotąd trzy osoby: dwóch Polaków (w tym jednego mieszkającego we Francji) oraz Francuza. Zatrzymania odbywały się sukcesywnie od stycznia do czerwca br. na terenie Polski, ale dopiero teraz - ze względu na dobro śledztwa, prokuratura zdecydowała się poinformować o sprawie. Wszyscy trzej mężczyźni zostali tymczasowo aresztowani.
Z ustaleń prokuratorów i policji wynika, że grupa działała od czerwca ub.r. Jeden z Polaków - mieszkaniec województwa kujawsko-pomorskiego, zamieszany jest w sprawę, bo odpowiadając na ogłoszenie proponujące "łatwe pieniądze w krótkim czasie", założył w Polsce firmowe rachunki bankowe po czym przekazał koordynującemu działalność na terenie Polski rodakowi mieszkającemu we Francji wszystkie dane do obsługi tych kont (PIN-y, loginy, hasła dostępu itp.).
Polscy prokuratorzy i policjanci współpracują w tej sprawie z niemieckimi i francuskimi organami ścigania, które prowadzą odrębne śledztwa w tej sprawie na terenie swoich krajów. W ramach postępowań śledczy będą m.in. ustalać, w jaki sposób przestępcy wybierali swoje potencjalne ofiary.
Podejrzanym przedstawiono zarzuty wyłudzenia 6,94 mln euro. Jednak - jak zaznaczył Marciniak, dzięki "zdecydowanym działaniom" organów ścigania, na różnych rachunkach bankowych udało się zabezpieczyć niemal całą wyłudzoną sumę. "Brakowało 80 tys. euro. Grupa wydała je na swoje potrzeby" - poinformował Marciniak.
Za zarzucane przestępstwa, podejrzanym grozi kara od 6 miesięcy do 15 lat pozbawienia wolności.