Wylecz się prywatnie!
Im więcej Polaków leczy się w prywatnych przychodniach i szpitalach, tym częściej politycy mówią o potrzebie utrzymania nieefektywnej, bo państwowej służby zdrowia - można odnieść wrażenie, analizując kolejne kampanie wyborcze. "Z nami, z programem proponowanym przez Prawo i Sprawiedliwość, stworzymy Polakom większe poczucie bezpieczeństwa zdrowotnego. Będziemy jako naród, jako społeczeństwo bardziej zdrowi" - kusi w swym programie wyborczym PiS. Ale to nie politycy Prawa i Sprawiedliwości ani innych partii, lecz coraz śmielej wkraczający do służby zdrowia rynek sprawia i będzie sprawiać, że Polacy żyją coraz dłużej i są coraz zdrowsi. Stomatologia jest w Polsce prywatna już w 87,5 proc. i to dentyści zabiegają cenami i jakością usług o pacjentów.
Im więcej Polaków leczy się w prywatnych przychodniach i szpitalach, tym częściej politycy mówią o potrzebie utrzymania nieefektywnej, bo państwowej służby zdrowia - można odnieść wrażenie, analizując kolejne kampanie wyborcze. "Z nami, z programem proponowanym przez Prawo i Sprawiedliwość, stworzymy Polakom większe poczucie bezpieczeństwa zdrowotnego. Będziemy jako naród, jako społeczeństwo bardziej zdrowi" - kusi w swym programie wyborczym PiS. Ale to nie politycy Prawa i Sprawiedliwości ani innych partii, lecz coraz śmielej wkraczający do służby zdrowia rynek sprawia i będzie sprawiać, że Polacy żyją coraz dłużej i są coraz zdrowsi. Stomatologia jest w Polsce prywatna już w 87,5 proc. i to dentyści zabiegają cenami i jakością usług o pacjentów. Od kilku lat dzięki prywatyzacji usług skraca się czas oczekiwania na zabiegi okulistyczne. O ile przed 15 laty na operację zaćmy trzeba było czekać co najmniej trzy lata, teraz termin zabiegu w wielu klinikach nie przekracza kilku tygodni.
Prywatne leczy u nas coraz powszechniej, coraz lepiej i coraz taniej. W Polsce zarejestrowano już 74 tys. prywatnych praktyk lekarskich i 22,6 tys. stomatologicznych. Nie są to wyłącznie gabinety ginekologów, chirurgów i onkologów, do których zawsze ustawiały się kolejki pacjentów. Ponad 58 proc. porad lekarzy rodzinnych jest udzielanych w niepublicznych zakładach opieki zdrowotnej albo w prywatnych gabinetach (te usługi finansuje się dzięki kontraktowi z NFZ lub całkowicie z kieszeni pacjenta). Tylko nieco słabiej (50,1 proc.) wypada udział prywatnych firm w poradnictwie specjalistycznym. Ponad 70 proc. przychodni (8,4 tys.) to zakłady niepubliczne. Prywatyzacja, a raczej normalizacja w polskiej służbie zdrowia postępuje - często wbrew politykom. Krzysztof Hołowczyc nie wyobraża sobie, by mógł stać w kolejkach w publicznych ośrodkach zdrowia - z całą rodziną od lat korzysta z usług prywatnego lekarza. Prywatnie leczą się też Lidia Popiel i Bogusław Linda, Krzysztof Materna, Bożena Dykiel i Beata
Tyszkiewicz, a także wiele innych osób, które oprócz obowiązkowych składek na służbę zdrowia nie chcą płacić często równie obowiązkowych łapówek wręczanych lekarzom i pielęgniarkom, żeby ominąć kolejkę do zabiegów i zagwarantować sobie lepszą jakość opieki w szpitalu. Damian na zdrowie
Damian Płoszczyński przekonał się o potrzebie powstania prywatnych szpitali w Polsce już w latach 70., gdy uległ ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. Marzenie mógł zacząć realizować dopiero na początku lat 90. Wtedy wspólnie z synem Markiem zaciągnął kredyt i zbudował Centrum Medyczne Damiana w Warszawie. Po jedenastu latach działalności Centrum Medyczne Damiana (imię założyciela i świętego opiekuna lekarzy) zwyciężyło w pierwszym rankingu niepublicznych placówek medycznych tygodnika "Wprost". Codziennie udziela się tu około 1200 konsultacji, miesięcznie przeprowadza się ponad 250 zabiegów i odbiera ponad 40 porodów. Oprócz rutynowych zabiegów wykonywane są tu skomplikowane operacje układu moczowego oraz kręgosłupa, m.in. tzw. dyskopatii szyjnej i lędźwiowej. Z usług kliniki Damiana od kilku lat korzystają Michał Wiśniewski, Danuta Rinn i Martyna Wojciechowska, która wykonuje tu wszystkie badania diagnostyczne.
Prywatne placówki medyczne w Polsce przestały być pseudoklinikami, gdzie oferowane były wyłącznie porady medyczne i najprostsze zabiegi. Poznański Certus, najstarszy prywatny szpital w Polsce, był jednym z pierwszych ośrodków, w których rozbijano kamienie żółciowe falą wodną. Dziś to m.in. najlepsza prywatna placówka urologiczna. - Nie zajmujemy się zabiegami kosmetycznymi, jak laserowa korekta wzroku, wykonujemy głównie operacje ratujące zdrowie - mówi prof. Jerzy Nawrocki z łódzkiej kliniki Jasne Błonia. W Klinice Chirurgii Endoskopowej w Żorach wykonano pierwszą w Polsce rekonstrukcję więzadeł przednich i tylnych kolana, wkrótce będą wszczepiane regenerujące stawy fragmenty wyhodowanych w laboratorium chrząstek.
Leczenie prywatyzacją
- Do polskiego systemu ochrony zdrowia co roku trafia ponad 60 mld zł - ocenia prof. Jacek Ruszkowski, dyrektor Centrum Zdrowia Publicznego przy Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. L. Koźmińskiego. Tylko połową tej kwoty dysponuje NFZ. Reszta jest przeznaczana na opłaty nieformalne albo trafia do prywatnych firm medycznych. Według Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Prywatnej Służby Zdrowia, na łapówki dla lekarzy i pielęgniarek z państwowych firm medycznych wydajemy każdego roku co najmniej 10 mld zł. Oznacza to, że na ochronę zdrowia Polacy wydają tyle samo, ile mieszkańcy innych krajów UE, czyli 7,5 proc. PKB. Te pieniądze są jednak źle rozdzielane, bo zbyt duże kwoty lądują w szarej strefie lub są marnowane przez monopolistę, którym jest Narodowy Fundusz Zdrowia. Do prywatyzacji przekonują się szpitale publiczne. Część z nich woli założyć spółkę pracowniczą, niż korzystać z pomocy państwa wynikającej z nowej tzw. ustawy oddłużeniowej. Szpital w Kielcach - zadłużony na 30 mln zł - nie
wystąpił o 4 mln zł, które mógłby dostać, bo uważa, że nie rozwiązałoby to jego problemów finansowych (dług co miesiąc rośnie o 500 tys. zł!).
- Dyrektorzy szpitali i samorządowcy nareszcie zaczynają zdawać sobie sprawę, że na racjonalnej prywatyzacji skorzystają wszyscy, zarówno personel medyczny, jak i pacjenci - mówi prof. Jacek Ruszkowski. Prywatyzowane są kolejne placówki, m.in. w Kamieniu Pomorskim, Ostródzie i dwa szpitale w Katowicach. W całym kraju jest już 147 prywatnych zakładów opieki zdrowotnej, podczas gdy dwa lata temu było ich 61, a cztery lata temu - 30. Nadal jednak dominują szpitale publiczne. We Francji i Niemczech 50 proc. łóżek szpitalnych należy do placówek prywatnych. W Czechach aż 30 proc. szpitali już trafiło w prywatne ręce, a u nas - zaledwie 4 proc. Hamulcem prywatyzacji, poza brakiem uregulowań systemowych, jest lobby profesorsko-ordynatorskie, które woli czerpać zyski z łóżek sprzedawanych za koperty, nie inwestując w klinikę ani grosza. Z winy tego lobby prywatyzacja z trudem przebija się w dużych miastach, gdzie elita lekarzy jest najsilniejsza. Służba marnotrawstwa
Prywatyzacja służby zdrowia postępuje wszędzie tam, gdzie tylko są sprzyjające warunki. Wiele prywatnych placówek działa na Opolszczyźnie, bo tamtejszy oddział NFZ nie dyskryminuje ich i podpisuje z nimi kontrakty (inne regionalne fundusze po prostu łamią konstytucyjne prawo jednakowego traktowania podmiotów gospodarczych). W całym kraju sprywatyzowano 40 spośród 200 stacji dializ i wyposażono je w nowoczesny sprzęt. W państwowych placówkach aż 81 proc. aparatów wymaga natychmiastowej wymiany. Ogromne zadłużenie sektora publicznego, sięgające 8 mld zł, czarno na białym dowodzi, że prywatni właściciele potrafią lepiej niż państwo zarządzać służbą zdrowia. Dlatego coraz częściej prywatyzowane są całe placówki, a nie tylko oddziały. Spośród wszystkich mammobusów, w których w terenie wykonuje się badania mammograficzne, najwyższą jakość badań zapewniają dwa prywatne, należące do firmy Fado Andrzeja Stencla. Zaufało mu aż sześć oddziałów NFZ, dla których w ciągu trzech lat wykonano ponad 50 tys. zdjęć.
- Aby lepiej wykorzystać możliwości placówki, zwykle wystarczy przekształcić ją w spółkę, bo skala marnotrawstwa w szpitalach państwowych jest olbrzymia, sięga 40-60 proc. wszystkich funduszy - mówi dr Wojciech Misiński z wrocławskiej Akademii Ekonomicznej, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Jego zdaniem, wszelkie pożyczki dla szpitali z budżetu państwa to zamiatanie problemów pod dywan. Z analiz Misińskiego wynika, że tylko 15 proc. hospitalizacji w państwowych szpitalach jest zasadnych, pozostałych chorych można by leczyć ambulatoryjnie, a więc taniej. Na Dolnym Śląsku "publiczne łóżko" przynosi w ciągu roku 20 tys. zł strat, a prywatne - 2,8 tys. zł zysku - wynika z danych Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego.
Iwona Konarska
Zbigniew Wojtasiński