Wykręcili nam numer
Działający od dwóch miesięcy telefon 112 miał umożliwić wezwanie pomocy w każdej groźnej sytuacji. A jak jest? - Nerwy, chaos i przełączanie rozmów donikąd, ubolewa
"Gazeta Lubuska".
03.11.2005 | aktual.: 03.11.2005 09:43
Barbara Żok z Zielonej Góry zobaczyła w centrum miasta tłum gapiów otaczających leżącą kobietę. Niektórzy nie czekając na lekarzy rozpoczęli reanimację. Inni z przerażeniem w oczach wystukiwali coś w swoich telefonach komórkowych. - Widok był tragikomiczny. Kilkanaście osób z telefonami biegało wokół umierającej kobiety, mówi zielonogórzanka.
Jakby na przekór informacjom o znieczulicy, ludzie chcieli pomóc. Wydzwaniali więc do służb ratowniczych. Niestety, numer pogotowia ratunkowego był ciągle zajęty. A pod 112 przez kilkanaście minut nikt się nie zgłaszał.
Okazuje się, że "magiczny" numer 112 często komplikuje szybką pomoc. - Zauważyłem pożar przy ul. Batorego, opowiada Grzegorz Grzywiński z Zielonej Góry. - Od razu zadzwoniłem pod 112. Usłyszałem głos policjanta, który stwierdził, że on pożarów nie gasi. A ja mam dzwonić do straży.
W zanadrzu mamy kilkanaście podobnych historii, twierdzi "Lubuska". A to dyżurny strażak, każący zadzwonić na policję, a to kierujący do pogotowia ratunkowego policjant. Coraz bardziej rozdrażnieni Czytelnicy pytają, czy to tak miało być.
Nie tak. Centra powiadamiania ratunkowego, z którymi łączylibyśmy się przez numer 112 miały być w każdym powiecie, pisze gazeta. Na razie są tylko w Strzelcach Krajeńskich, Krośnie Odrzańskim i Żarach. Ci natomiast, którzy liczą na szybką pomoc dzwoniąc pod numer 112, mogą się srodze zawieść. Służbom ratowniczym daleko jest do stworzenia działającego systemu powiadamiania w sytuacjach kryzysowych. Zgodnie z planem, przy telefonie 112 mieli czuwać przedstawiciele straży pożarnej, pogotowia i policji gotowi do pomocy w każdej chwili. Jak dotąd, z planów nic nie wyszło.
Na dodatek pomoc poszkodowanym utrudnia chaos telekomunikacyjny. - W województwie lubuskim wygląda to tak, że gdy 112 wybierzemy z komórki, odezwie się najbliższy posterunek policji. Gdy ze stacjonarnego - dodzwonimy się do straży pożarnej. Dlaczego? - Nie wiem, to już problem na szczeblu ministerialnym, odpowiada kpt. Zbigniew Czerniak z komendy wojewódzkiej straży pożarnej.(PAP)