Wykładowca brutalnie pobity we Wrocławiu. Nowe fakty w sprawie

Jak ustaliła Wirtualna Polska, w miejscu brutalnego pobicia wykładowcy Uniwersytetu Wrocławskiego i dziennikarza Przemysława Witkowskiego nie było kamer monitoringu. Napastnik, który był ubrany w czapeczkę i miał przeciwsłoneczne okulary najprawdopodobniej o tym wiedział. Chuligański atak osobiście potępiła szefowa MSWiA Elżbieta Witek.

Wykładowca brutalnie pobity we Wrocławiu. Nowe fakty w sprawie
Źródło zdjęć: © Facebook.com | Facebook
Sylwester Ruszkiewicz

26.07.2019 | aktual.: 26.07.2019 11:43

- Atak, do którego doszło wczoraj we Wrocławiu był wyjątkowo barbarzyński. Dolnośląska Policja szuka sprawcy pobicia. Trwa zabezpieczenie monitoringu z miejsc wokół bulwarów - napisała na Twitterze minister spraw wewnętrznych i administracji Elżbieta Witek.

Według ustaleń WP, w miejscu zajścia na Bulwarach nad Odrą kamer niestety nie było. Mundurowi muszą posiłkować się nagraniami z przyległych ulic i okolicznych miejsc. Odszukanie sprawcy może być o tyle trudne, że był ubrany w czapeczkę i przeciwsłoneczne okulary. Choć, jak nieoficjalnie usłyszeliśmy od naszych informatorów, kilka osób już wytypowano.

Zobacz także: Wicepremier ostro o filmie Vegi. „Wątek Misiewicza mało smaczny”

Przypomnijmy, do pobicia doszło w czwartek o godzinie 18.10. Wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego i dziennikarz Przemysław Witkowski wraz ze swoją dziewczyną Anną Hoss jechali na rowerach. Kiedy dojechali do końca alejki, postanowili zawrócić. Dziewczyna dziennikarza jedzie pierwsza, mężczyzna zatrzymuje się na chwilę.

W tym momencie podchodzi do niego napastnik w białej czapeczce, w wieku ok. 20-24 lat. Padają inwektywy i wulgaryzmy pod adresem wykładowcy. - Sprawca uderzył go kilkakrotnie pięścią w twarz i zadał również uderzenie z kolana, a następnie oddalił się w nieznanym kierunku. Pokrzywdzony korzystał z pomocy medycznej, został przewieziony do Szpitala przy ul. Kamińskiego. Wstępnie stwierdzono podejrzenie złamania kości nosa i twarzoczaszki - mówi nam jeden z policjantów znających kulisy sprawy.

Po ataku, Witkowski wraz z dziewczyną zawiadomił policję i wezwał karetkę pogotowia. Poszedł na pobliską stację paliw. Tam przyjechał radiowóz i służby medyczne.

Zdaniem Witkowskiego, był to "ewidentny atak na tle politycznym i na tle ideologicznym". Obok bulwarów znajduje się mur, na którym widnieją napisy m.in. "Stop pedofilom z LGBT", "Niszcz marksistów! Bądź aktywny". Kiedy podszedł do niego napastnik i zapytał: "Nie podobają ci się napisy?", dziennikarz odpowiedział, że nie. Wtedy spadła na niego lawina ciosów.

- Dostałem ok. 20 razy. Byłem zaskoczony. Nie byłem w stanie się bronić. Napastnik wyglądał, tak jakby był autorem tych napisów na murze. I przyszedł je doglądać. Spędziłem w szpitalu kilka godzin. Mam złamany nos i pękniete kości twarzoczaszki. Na szczęście nie ma żadnych krwiaków - mówi Wirtualnej Polsce Przemysław Witkowski.

- Takich napisów w ostatnim czasie we Wrocławiu pojawiło się mnóstwo. Głównie z hasłem "autonomiczni nacjonaliści". Próbowałem zaalarmować wrocławskich radnych, by coś z tym zrobili. Ale mnie zignorowano. Nie zaatakował mnie przypadkowy przechodzień, to był faszysta - dodaje Witkowski.

Jak dodaje, w piątek ma pojawić się na komisariacie we Wrocławiu i złożyć dodatkowe zeznania.

Do sprawy w mediach społecznościowych odniósł się prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. "We Wrocławiu walczyliśmy, walczymy, walczyć będziemy z jakimikolwiek przejawami nietolerancji, homofobią, mową nienawiści, faszyzmem. Chcę powiedzieć wszystkim homofobom, "prawdziwym Polakom" i neofaszystom, że Wrocław nie jest Waszym domem. Wszelkimi dostępnymi środkami będziemy we Wrocławiu walczyć z tą zarazą" - napisał Sutryk.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także
Komentarze (235)