PolskaWygrana Tuska była początkiem jego kłopotów

Wygrana Tuska była początkiem jego kłopotów

Skąd nagle pojawiła się fala niezadowolenia i spekulacje dotyczące niepewnej przyszłości premiera Tuska? Przecież jeszcze niedawno przeżywał swój wielki triumf, wygrywając powtórnie wybory. Polska Tuska była w oczach jego zwolenników uosobieniem sukcesu, nawet jeśli przyznawali, że w szczegółach występują jakieś drobne usterki. Była prymusem gospodarczym Unii, pokrywała się siecią autostrad i orlików. Rządzący europejskimi potęgami podobno pytali naszego premiera „Jak ty to robisz, Donaldzie?”, a zaprzyjaźnione z PO polskie media twierdziły nawet, że Tusk rządzi w Europie. Jesienią wyborcy czekali więc tylko na obiecane 300 mld z Unii, by kontynuować dzieło „modernizacji”. Co więc się stało?

Wygrana Tuska była początkiem jego kłopotów
Źródło zdjęć: © PAP

28.02.2012 | aktual.: 28.02.2012 13:00

Co zaszło między jesienią a początkiem tego roku? Przecież w rzeczywistości prawie nic się nie zmieniło. Nie nastąpiło wielkie załamanie gospodarcze, złoty nie uległ hiperinflacji. Wręcz przeciwnie – wskaźniki ciągle są dobre. Jak zapowiada Komisja Europejska, w tym roku wzrost gospodarczy wyniesienie w Polsce 2,5 proc. i mimo że jest spowolnienie, będzie to największy wzrost gospodarczy w Unii Europejskiej. Niewydolność systemu emerytalnego nie jest sprawą, która się pojawiła nagle. Kryzys demograficzny to sprawa ostatniego dwudziestolecia. Zadłużenie od dawna balansuje na progu 55 proc. Wszyscy wiedzą, że go nie przekracza tylko dzięki zręcznej księgowości ministra Rostowskiego. To, że stadiony i autostrady są drogie, że kolej jeździ coraz wolniej, że rośnie bezrobocie, nie było tajemnicą. Donald Tusk udawał, że rządzi, a Polacy, że są rządzeni. On się napawał władzą, oni dobrobytem i stabilizacją. Konflikty zostały stłumione, niezadowoleni i krytycznie nastawieni zepchnięci na margines, do „drugiego
obiegu”. Ich głos nie był brany poważnie. Tragedia smoleńska została wyparta ze świadomości. Jak długo napływały pieniądze z Unii, tak długo można było się cieszyć życiem i trwała brudna wspólnota interesów PO i jej wyborców.

Tusk ogłasza, że musi boleć

Zmiana jest zatem głównie świadomościowa. Do wielu głów dotarło nagle, że w Polsce jest coś nie w porządku i że tym razem zostaną poproszeni o spłatę rachunku. Dotarło dopiero wtedy, gdy ogłosił to sam Tusk i media z nim zaprzyjaźnione. Premier, który kiedyś obwieścił, że czas wielkich, bolesnych reform mamy już za sobą, teraz z poważną miną zapowiedział, że boleć musi, że nie ma wyjścia, że jesteśmy pod ścianą. Sam jest pod presją elit rządzących i wpływowych grup interesów, wśród których wzrosła obawa, że Tusk nadal nic nie będzie robił i przykre cięcia socjalnych uprawnień pozostawi następcy, który być może dobierze się do ich dochodów i przywilejów. Zaczęto więc energicznie domagać się, żeby podjął trud „reform”.

Wygrana Tuska jest początkiem jego kłopotów. Układ wydaje się stabilny. Bezpośrednie zagrożenie zmiany władzy nie istnieje, więc można od niego więcej wymagać. Do spadku jego popularności przyczynia się również gorsza koniunktura międzynarodowa. „Pojednanie” z Rosją skończyło się kompletnym lekceważeniem z jej strony. Niemcy też już go tak bardzo nie potrzebują. Kryzys ujawnił także właściwe priorytety i strukturę władzy w Unii. Tusk zniknął w zasadzie z mediów niemieckich. W głównych mediach na próżno było szukać też wiadomości o jubileuszu Władysława Bartoszewskiego. Ostatnio premier został pochwalony jedynie za to, że nie ulega ogólnoeuropejskiej epidemii germanofobii (czyli naruszania tabu mówienia o niemieckiej przeszłości w kontekście bieżącej polityki).

W dodatku przyszedł czas bilansu, gdyż kolejne budowy trzeba doprowadzić do końca, i powoli wychodzi na jaw, jak je budowano. Pułapką okazały się mistrzostwa piłkarskie, których otwarcia nie można przenieść.

Podniesienie wieku emerytalnego jest już przesądzone. Być może Tusk ustąpi w szczegółach – na przykład wiek przechodzenia na emeryturę kobiet zostanie podniesiony tylko do 65 lat. Na emeryturach zapewne wyczerpie się jego energia jako reformatora. Oczywiście nie chodzi o to, by emerytury były większe. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, jakie będą w roku 2020 czy 2040. Chodzi o to, żeby skrócić czas, w którym będą wypłacane. Łatwiejsze byłoby zapewne wyznaczenie maksymalnej długości życia (z wyjątkiem oczywiście polityków partii rządzącej i „dóbr narodowych”). Ale to w Europie może załatwić tylko rynek. W krajach „zachodnich” wyraźna jest tendencja, by legalizować i promować eutanazję, za czym przemawiają silne motywy ekonomicznie. U nas na razie natarczywie reklamuje się ubezpieczenia oferujące polisy pogrzebowe oraz odwróconą hipotekę, by jeszcze trochę zarobić na staruszkach. Ale być może reforma służby zdrowia Ewy Kopacz, firmowana przez Arłukowicza, skutecznie obniży oczekiwaną średnią długość życia.

Polityka prorodzinna – nie, orliki – tak

Prawdopodobnie większość tych po 50. roku życia będzie miała trudności ze znalezieniem lub utrzymaniem pracy. Realnie żaden kapitał nie będzie odkładać się na emerytalnych kontach. Emerytury nadal będzie się wypłacać z bieżących wpłat i kredytów. Młodzi będą wyjeżdżać do jeszcze większych miast – poza Polską. Tam także ludność się starzeje, więc zapotrzebowanie na tanich opiekunów, sanitariuszy i pielęgniarki, na sprzątaczki i robotników będzie się zwiększać. Podwyższenie wieku emerytalnego zachwieje subtelną równowagą polskiej gospodarki. Kiedyś w realnym socjalizmie ważną funkcję pełniły babcie, które wystawały w kolejkach. Na Tuskowej zielonej wyspie babcie pilnowały wnuków, gdy rodzice pracowali na saksach lub w Tesco, dorabiały do głodowej emerytury.

Premier Pawlak ma rację, gdy przyznaje, że nie bardzo wierzy w państwowe emerytury i raczej należy liczyć na rodzinę. Tyle że w Polsce prowadzi się politykę antyrodzinną. Tu potrzebne byłyby prawdziwe reformy. Jak niedawno skrupulatnie obliczono w Niemczech, wychowanie jednego dziecka w tym kraju kosztuje 121 752 euro, ale jedna czwarta tej sumy jest finansowana przez państwo. Na przykład przez 14 miesięcy rodzice pobierają zasiłek w wysokości do 1800 euro. Do 25. roku życia wypłaca się zasiłek na dziecko. Nie wiem, ile kosztuje wychowanie dziecka w Polsce, ale wiem, że pomoc państwa to w istocie jałmużna dawana na odczepnego. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że państwo polskie jest za biedne, by uprawiać politykę prorodzinną. Nie jest jednak za biedne, by budować setki boisk piłkarskich dla młodzieży, na których już niedługo nie będzie miał kto grać.

(...)

Zdzisław Krasnodębski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)