Wydają pieniądze zarobione przez dzieci w showbiznesie
Posłowie z naszego regionu zajmą się sprawą pieniędzy zarabianych przez dzieci w showbiznesie i reklamie. To efekt działań fundacji Kidprotect, która apeluje, by kwestie finansowe związane z zatrudnianiem nieletnich uregulować prawnie. Chodzi o to, by pieniądze rodzice wydawali na dzieci, a nie na siebie.
- Pieniądze dzieci, nie powinny być wydawane na nowy telewizor plazmowy dla tatusia. Trzeba wprowadzić przepisy, które będą chronić wynagrodzenie dzieci przed zakusami dorosłych - mówi Jakub Śpiewak, szef fundacji Kidprotect ze Śląska. Posłanka SdPl Bożena Kotkowska z Bielska-Białej, postanowiła zająć się problemem w Sejmie oraz przedstawić go Rzecznikowi Praw Dziecka.
- Ciało stało się towarem. Zarabianie na dzieciach w reklamie jest coraz popularniejsze, a skutki takich działań są nieprzewidywalne. Dlatego ten biznes powinien podlegać kontroli - uważa dr Katarzyną Krasoń, dyrektorem Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Śląskiego.
Dzieci reklamujące ser, ubrania, zabawki, leki na przeziębienie, oglądamy codziennie. Buzie tych, którym się jeszcze nie udało, można znaleźć w internetowych bankach twarzy, które gromadzą fotografie zamieszczone przez rodziców. Najmłodsze z nich dopiero zaczynają chodzić. Twarzy na sprzedaż są tysiące.
- Rodzice do niczego mnie nie namawiali. Byli nawet sceptyczni wobec moich planów pójścia na kurs modelek, ale nie powiedzieli "nie". Znam jednak przypadki, kiedy matki niemal siłą wypychały swoje dzieci na castingi. Regulacje prawne są więc potrzebne, bo nastolatki często nie są świadome tego, co się wokół nich dzieje - mówi Martyna Płonka z Sosnowca, która zaczynała karierę na wybiegu w wieku 15 lat.
W Stanach Zjednoczonych Ameryki pieniądze zarobione przez dzieci w showbiznesie trafiają do funduszu powierniczego. I mogą być wydawane tylko na jego potrzeby. U nas panuje w tej dziedzinie wolna amerykanka.
Rodzice, którzy przyprowadzają pociechy na castingi, są zwykle zdeterminowani. Niektórzy wierzą, że przyszłość dziecka będzie ciekawsza i prostsza, a konto zasobniejsze. Najczęściej zaprzeczają, że korzyści finansowe są ważne. Twierdzą, że robią, to wyłącznie dla swoich dzieci, bo w Polsce zarobki nieletnich gwiazd są jeszcze marne.
- Dla dziecka to jest frajda, a dla matki obowiązek. Każda mama dołożyłaby jeszcze pieniądze, żeby jej dziecko mogło zagrać w serialu, bo gaża w telewizji jest niewielka. Za sesję nad serialem można dostać od 5-7 tys. zł. Bardziej opłaca się praca w reklamie, gdzie za dzień pracy jest od 1,2 do 4 tys. zł - opowiada matka nastolatka, który pojawia się czasem w popularnym serialu telewizyjnym i na deskach teatrów.
Na co wydawane są pieniądze zarobione przez chłopca?
- Podręczniki do gimnazjum 700 zł, buty 180 zł. Utrzymanie w Polsce jest kosztowne. Tymczasem dzieci pracujące w filmie dostają niewielki procent tego, co dorośli. Na dodatek nikt ich nie docenia, nie chwali. Tu nie chodzi o pieniądze, a o poświęcenie dziecka na rzecz projektu - dodaje kobieta.
- Gdyby moje dziecko zarabiało pieniądze, one należałyby do niego - mówi dr Katarzyna Krasoń, dyrektor Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Śląskiego. - Jeśli dziecko samo zdecyduje, że chce je przekazać do budżetu domowego, to zupełnie inna sprawa. Dziecko musi jednak samo zadysponować na co je wydać - dodaje.
Posłanka Bożena Kotkowska uważa, że należy się przyjrzeć pracującym dzieciom. - Uważam, że dzieci nie mają czasu na pracę, tylko na edukację - mówi.
Katowicką Agencję Modelek i Hostess "Bożena" odwiedziła parę dni temu 10-letnia dziewczynka z matką. Kobieta chciała, żeby dziecko zarabiało więcej niż 800 zł za pozowanie do kilku zdjęć w agencji fotograficznej. - Powiedziałam, że takie dziecko nie zarobi nie siebie. Zresztą udział w pokazach mody, to jest ciężka praca, a zarobek nie jest wielki. Jedni płacą 50 zł, inni 200 zł za dwie godziny na wybiegu - mówi Bożena Szerszeń, która prowadzi agencję.
- Oglądając przeróżne programy z udziałem dzieci, czuję w sobie obawę, że ich rodzice leczą własne kompleksy i realizują swoje niespełnione marzenia. Krótko mówiąc - wykorzystują dzieci, choć trudno jest ocenić skalę problemu - uważa Jakub Śpiewak, szef fundacji Kidprotect ze Śląska.
Dziewczęta w wieku od 15 do 18 lat najczęściej pracują jako hostessy na targach lub jako modelki w centrach handlowych. 17-letnia Marta współpracuje z Agencją Modelek i Hostess "Damart" z Sosnowca. Zaczynała, mając 11 lat. Wtedy po raz pierwszy wystartowała w castingu.
- Zawsze o tym marzyłam. Dobrze jest fajnie wyglądać, a za pieniądze można sobie kupić ciuchy i perfumy - mówi dziewczyna.
- Trafiają do nas dziewczyny zapatrzone w świat telewizyjnych i gazetowych idoli, marzą o sławie. Jednak z 60 panien, które pojawiły się u nas w ostatnim czasie, nadaje się 7. Niestety ich matkom się wydaje, że jak dziewczyna ma 178 cm wzrostu, to będzie doskonałą modelką - mówi Damian Chojnacki z agencji "Damart".
Zarobki na początku są niewielkie, po kilkadziesiąt złotych za pokaz. Potem rosną. Jeśli gimnazjalistka popracuje przez cztery weekendy na pokazach, jej kieszonkowe wzrośnie o 1000 zł. Najlepsze zarabiają na wybiegach do 4 tys. zł miesięcznie.
- Sama widziałam jak matki w wyborach małej miss fryzują i wypychają dziewczynkom biusty - dodaje dr Krasoń. - To kupczenie. Na to jako pedagog nie mogę się zgodzić. Ta kwestia powinna podlegać kontroli, podobnie jak zarobkowanie przez dzieci.
- W USA pieniądze za występy trafiają do funduszu powierniczego, który nimi zarządza. Jeśli rodzic chce coś za nie kupić, to musi udowodnić, że to będzie służyło dziecku - dodaje Śpiewak.
Oni zdobywają sławę
Roger Karwiński z Sosnowca. 14 lat.
Stał się znany, gdy zagrał w serialu "Niania" w TVN (jako Adam Skalski). Wystąpił także m.in. w programie TVP "Od przedszkola do Opola" i musicalu "Akademia Pana Kleksa".
Dawid Trzensimiech z Bytomia. Ma 20 lat.
Karierę taneczną rozpoczął jako dziecko. Jako jedyny Polak tańczył w Royal Opera House w Londynie, czyli w jednym z najpopularniejszych teatrów operowych na świecie.
Rozmowa z Martyną Płonką z Sosnowca, Miss Śląska i Zagłębia 2003, modelką, studentką Politechniki Śląskiej rozmawia Katarzyna Piotrowiak:
Kiedy zaczynałaś przygodę na wybiegach mody?
- Miałam 15 lat. Byłam bardzo nieśmiała. Zdecydowała za mnie koleżanka, która znalazła ogłoszenie o kursie dla modelek. Rodzice byli sceptyczni, powiedzieli: "tylko, żebyś nie zawaliła szkoły", ale razem wybrałyśmy się do agencji.
Jak zarabiałaś?
- Pierwszą propozycję pracy dostałam bardzo szybko. To była promocja telefonii komórkowej w katowickim Spodku. Przez 12 godzin rozdawałyśmy z koleżanką gazetki reklamowe. Praca na szpilkach nie przypadła mi do gustu, podobnie jak reakcje niektórych ludzi. Z drugiej strony nie musiałam już prosić rodziców o pieniądze, chociaż zawsze kontrolowali, na co wydaję. Przez trzy miesiące zarabiałam po 200 zł. Później tysiąc miesięcznie.
Jakie pułapki czyhają na taką młodą dziewczynę?
- W tym zawodzie pokutują różne stereotypy, modelki są narażone na powierzchowne oceny. Kolejna pułapka, to pieniądze, które można w miarę łatwo zarobić. Od 100 do 400 zł za jeden pokaz. Przychodzi więc moment, że trzeba wybierać: szkoła, albo praca. Ja zawsze wybierałam szkołę, bo czas modelki szybko przemija.
Czy spotykałaś się z dziewczynami, które były wykorzystywane przez swoich rodziców?
- Pewnie. Matki wypychały swoje córki, bo chciały spełnić własne marzenia. Często się zastanawiam nad rodzicami, którzy umieszczają fotografie niemowląt w internecie i startują w castingach do reklam. Taki maluch nie umie przecież nawet dobrze mówić, żeby mógł zaprotestować.
Zastanawiające jest też, na co rodzice przeznaczają zarobione przez niemowlę pieniądze. Na ubranka? Nie wiem, czy to jest w porządku, dlatego uważam, że pewne regulacje prawne z pewnością się przydadzą, bo zdarza się, że nawet 15-latki nie są świadome tego, co się wokół nich dzieje. (kab)
Katarzyna Piotrowiak