Świat"Wybory z przypadku". Izrael będzie wybierał skład nowego parlamentu

"Wybory z przypadku". Izrael będzie wybierał skład nowego parlamentu

Izraelczycy głosują w przedterminowych wyborach parlamentarnych. Rządzący prawicowy Likud premiera Benjamina Netanjahu prawdopodobnie zajmie drugie miejsce. Jednak według większości komentatorów, nawet jeśli "Bibi" przegra, to i tak wygra. Co ciekawe, politycy milczą ws. losów palestyńskich terytoriów - a to one, a nie Iran, którym się straszy, będą mieć wpływ na przyszłość kraju.

Według sondaży najwięcej mandatów w 120-osobowym Knesecie zdobędzie Unia Syjonistyczna, sojusz dwóch partii: największego ugrupowania opozycyjnego, centrolewicowej Partii Pracy pod przywództwem Izaaka Herzoga oraz liberalnej partii Ruch założonej przez byłą minister sprawiedliwości Cipi Liwni. Ostatnie sondaże dają im od 24 do 26 miejsc w Knesecie. Unia Syjonistyczna prezentuje się jako alternatywa dla Likudu, który najprawdopodobniej obsadzi w parlamencie trzy lub cztery miejsca mniej.

- Tak naprawdę wynik wyborów leży w rękach czterech mniejszych ugrupowań: dwóch partii ultraortodoksów, nowej prawicowej partii Kulanu oraz centrowej Jesz Atid - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Ofer Zalzberg, ekspert prestiżowego think tanku International Crisis Group. Po wyborach prezydent będzie ustalał się z przewodniczącymi partii w Knesecie, któremu spośród szefów największych ugrupowań powierzy tworzenie rządu. - Wygląda na to, że te cztery mniejsze partie poprą Netanjahu - uważa ekspert ICG. Dlatego, nawet jeśli Likud dostanie mniej głosów niż Unia Syjonistyczna, premier może utrzymać się przy władzy.

Jeśli Netanjahu zostanie namaszczony na premiera, będzie musiał zbudować nową koalicję. Ma dwie możliwości: albo do rządu włączy całą plejadę mniejszych ugrupowań centrowych i prawicowych, albo postawi na wielką koalicję z Herzogiem i jego Unią Syjonistyczną. - Ta druga możliwość będzie dla niego ostatecznością, bo Herzog z ponad 20 miejscami w Knesecie mógłby być dla Netanjahu zbyt silny - mówi Zalzberg.

Jednak za sojuszem z Herzogiem przemawiają przetasowania w samym Likudzie. W ciągu ostatnich dwóch lat partię zdominował nurt religijno-nacjonalistyczny. Netanjahu, któremu zdecydowanie bliżej jest do świeckiego niż religijnego nacjonalizmu, partia zaczęła wymykać się spod kontroli. - Sojusz z Herzogiem mógłby powstrzymać prawicową i religijną radykalizację w szeregach Likudu - mówi Zalzberg.

Siłą rozgrywającą mogłyby stać się też partie arabskie, które wraz z partią komunistyczną startują ze wspólnej listy. Sondaże dają im trzecie miejsce i 15 mandatów w Knesecie. Ich zjednoczenie zostało wymuszone kontrowersyjną decyzją parlamentu, by podnieść próg wyborczy z 2 do 3,25 proc. Nowe przepisy zostały odebrane jako próba wyparcia z parlamentu partii reprezentujących palestyńską mniejszość, która stanowi jedną piątą ludności kraju. Skutek jest jednak odwrotny od zamierzonego: Palestyńczycy zjednoczyli się i mogą wystawić największą od lat reprezentację w Knesecie. Zalzberg uważa jednak, że niewiele to zmieni. Arabskie partie pozostaną w izolacji, bo stanowczo odmawiają dołączenia do centrolewicowej koalicji tak długo, jak palestyńskie terytoria pozostają pod izraelską okupacją. Izraelskie ugrupowania z kolei nie spieszą się do zapraszania Palestyńczyków do współudziału w rządach.

Kłopoty Netanjahu

W niedzielę Netanjahu próbował odepchnąć od swojej partii widmo porażki na wiecu, w którym wzięło udział od 15 do 30 tys. osób. Wzywał swoich zwolenników do głosowania w wyborach: - Jeśli nie odrobimy różnicy, zajdzie prawdziwe niebezpieczeństwo, że lewicowy rząd przejmie władzę, mimo że większość społeczeństwa chce, żebym nadal był premierem.

Dziesięć dni wcześniej w Tel Awiwie zebrał się kilkakrotnie większy tłum. 30 do 80 tysięcy ludzi, którzy przyszli na więc, nie łączył wspólny program polityczny, a jedynie zmęczenie sześcioma latami nieprzerwanych rządów Netanjahu. - Nie przerażają mnie wrogowie. Martwi mnie za to nasze przywództwo - mówił wtedy były szef izraelskiego wywiadu Mossadu, Meir Dagan.

Główne zarzuty, które opozycja stawia obecnemu rządowi to dopuszczenie do międzynarodowej izolacji Izraela i dramatyczne pogorszenie stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Dwa tygodnie temu premier Izraela bez konsultacji z Białym Domem wystąpił w amerykańskim Kongresie, by skrytykować politykę amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy wobec Iranu. Zamiast negocjacji w sprawie irańskiego programu nuklearnego, izraelski przywódca domagał się nakładania surowych sankcji na Teheran. Ciepło przyjęty przez Republikanów, w Izraelu został skrytykowany przez opozycję za nadszarpnięcie dobrych relacji z najbliższym sojusznikiem. Jego przemówienie w Kongresie zostało uznane za polityczną zagrywkę, obliczoną na zdobycie czasu antenowego przed izraelskimi wyborami i według sondaży nie wyszło mu na dobre.

- Większość Izraelczyków jest inteligentniejsza niż to się wydaje Netanjahu - mówi WP profesor Zeew Sternhell, izraelski historyk i komentator polityczny. - Premier pojechał do Waszyngtonu, przemawiał w Kongresie i zrobił wielki show, które przez 48 godzin relacjonowały i komentowały telewizje świata. Skutek? Spadek poparcia dla jego partii w sondażach. Większość ludzi rozumie, że nie poradzilibyśmy sobie bez wsparcia USA i ONZ - komentuje Sternhell.

Na spadek poparcia dla Netanjahu mogły wpłynąć też dwa raporty przygotowane przez Josepha Shapirę, izraelskiego Kontrolera Państwa (naczelnik urzędu odpowiadającego polskiemu NIK i Biuru Rzecznika Praw Obywatelskich). W połowie lutego Kontroler ujawnił niebotyczne wydatki małżeństwa Netanjahów na utrzymanie dwóch rezydencji - prywatnej, położonej w nadmorskiej Cezarei oraz oficjalnej, w Jerozolimie. Na przykład na sprzątanie prywatnego domu Netanjahów izraelscy podatnicy co miesiąc wydają ponad osiem tysięcy szekli (niecałe 8 tys. złotych). Koszt utrzymania obydwu posiadłości podwoił się w latach 2009-2011 z pół miliona szekli do ponad miliona. Była też kompromitująca afera butelkowa, w której żona premiera, Sara Netanjahu została oskarżona o przywłaszczanie sobie pieniędzy (kilku tysięcy szekli) za depozyty z butelek, które kazała swoim pracownikom zwracać do jerozolimskich supermarketów. Butelki były kupowane z państwowych pieniędzy.

Szerokim echem odbił się również drugi raport Kontrolera dotyczący kryzysu mieszkaniowego w Izraelu. Shapira opisał mechanizmy, które doprowadziły do skoku cen kupna mieszkania o 55 proc., a najmu - o 30 proc. w latach 2008-2013. Przy okazji zwrócił uwagę, że pensje w tym czasie wzrosły nieznacznie. Za kryzys obwinił rząd, brak spójnej polityki mieszkaniowej i biurokrację.

Tożsamość ważniejsza od gospodarki

- Nie ma jednej, decydującej sprawy, która mogłaby zaważyć na wyniku głosowania - mówi Zalzberg. - To są wybory niejako z przypadku. Netanjahu zdecydował się na nie, bo stracił zaufanie do Jaira Lapida, byłego ministra finansów i swojego koalicyjnego partnera. Obawiał się, że Lapid chce obalić jego rząd, budując w parlamencie alternatywną koalicję - komentuje ekspert, dodając: - Dziś zamiast merytorycznej debaty, mamy przygotowania do plebiscytu w sprawie popularności Netanjahu.

Wysokie koszty życia - od mieszkań po żywność - mogły stać się motywem przewodnim tych wyborów. - W sondażach połowa Izraelczyków twierdzi, że głosując, kieruje się programami gospodarczymi - tłumaczy Zalzberg i dodaje: - Tak naprawdę jednak przynależność do różnych obozów politycznych w Izraelu jest podyktowana tożsamością etniczno-kulturową i religijną. Na przykład ultraortodoksyjni Żydzi i tak zagłosują na ugrupowania ultraortodoksyjne, a Arabowie (Palestyńczycy z izraelskim obywatelstwem – przyp. red.) na wspólną listę arabskich partii i program gospodarczy Partii Pracy nie jest w stanie wpłynąć na ich wybór.

Zalzbergowi wtóruje prof. Sternhell: - Są setki tysięcy ludzi, którzy nie zagłosują na Partię Pracy, choć polityka gospodarcza Likudu miała dla nich tragiczne skutki - tłumaczy. - Wybiorą Likud ze względu na nacjonalizm czy poczucie żydowskiej tożsamości, bo stawiają je wyżej niż swój interes ekonomiczny - wyjaśnia. Prof. Sternhell dodaje, że Partia Pracy nie ma też co liczyć na poparcie Żydów mizrachijskich, czyli tych, którzy do Izraela przyjechali z krajów arabskich.

- W latach 50. i 60. ub. w. europejscy Żydzi, głównie z Polski i Rosji, zepchnęli na margines i narzucili poczucie niższości Żydom mizrachijskim - mówi Sternhell. - To właśnie imigranci z Europy założyli Partię Pracy i jej poprzedniczkę Mapai, czyli ugrupowania, które rządziły Izraelem przez pierwsze trzy dekady istnienia kraju - dodaje. Zalzberg zauważa, że szef Partii Pracy, Herzog, nigdy nie przyznał się do błędów swojego ugrupowania, nie przeprosił i nie zaoferował, że spróbuje to naprawić. - Te niezapomniane krzywdy, silna tożsamość etniczno-religijna i nacjonalizm to elementy, które pozwoliły prawicy utrzymać władzę przez większość ostatnich czterech dekad - podsumowuje Sternhell.

Cisza nad terytoriami okupowanymi

W trakcie przedwyborczej kampanii Netanjahu straszył Iranem i przekonywał, że tylko on ma doświadczenie, by rządzić Izraelem w czasach licznych zagrożeń. Centrolewica straszyła za to kolejnymi latami rządów Netanjahu: rządów bez wizji, bez strategii i bez zbyt wielu sojuszników.

Natomiast nikt nie zająknął się w sprawie losów palestyńskich terytoriów okupowanych przez Izrael od 1967 roku. - Dla mojego pokolenia, dla moich dzieci i wnuków najważniejsza jest kwestia terytoriów. Jakim sposobem tak ważna, właściwie egzystencjalna sprawa może zostać przemilczana w trakcie wyborów? - pyta Sternhell i dodaje, że politycy są zbyt tchórzliwi, by zająć się tym problemem.

- Dla Benjamina Netanjahu terytoria nie istnieją - tłumaczy Sternhell, dodając: - Netanjahu ma Iran. Ale Iran nie jest dla nas problemem egzystencjalnym; Iran nas w najbliższej przyszłości nie zbombarduje, bo Izrael odpowiedziałby bombardowaniami. Tak jak możliwe było współistnienie mocarstw w trakcie zimnej wojny, tak dziś możliwe jest współistnienie Izraela z Iranem. Natomiast nie jest możliwe pozostawienie losów terytoriów bez rozstrzygnięcia, bo od tego zależy nasza przyszłość.

Ala Qandil dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (186)