Wybory w Iraku po przekazaniu władzy Irakijczykom
Przedstawiciel ONZ oświadczył, że wyborów w Iraku nie da się przeprowadzić przed
zaplanowanym na koniec czerwca przekazaniem władzy Irakijczykom.
13.02.2004 13:10
Ahmad Fawzi, rzecznik prasowy szefa misji ONZ w Iraku Lakhdara Brahimiego, powiedział też, że duchowy przywódca irackich szyitów, wielki ajatollah Ali al-Sistani, który dotychczas domagał się szybkich wyborów powszechnych, wydaje się zgadzać z opiniami, iż zostało za mało czasu, by takie wybory zorganizować przed przekazaniem władzy.
"To nie jest kwestia opóźniania (przekazania władzy). Chodzi o wypracowanie nowego harmonogramu. Do wyborów dojdzie, gdy kraj będzie na nie gotowy, to zaś nastąpi po przekazaniu władzy" -oświadczył Fawzi w wywiadzie dla radia BBC.
Fawzi uczestniczył w czwartkowych rozmowach Brahimiego i innych członków misji ONZ z Sistanim. Odbyły się one w jego rezydencji w świętym mieście szyitów, Nadżafie.
"(Sistani) wydawał się akceptować fakt, że trzy i pół miesiąca, czy ile tam zostało (do czerwca), nie wystarczy, aby zorganizować i przeprowadzić wybory" - powiedział Fawzi.
_ "Zanim można będzie zorganizować wybory, trzeba poczynić pewne przygotowania - ustalić ramy prawne i osiągnąć konsens polityczny"_ - dodał przedstawiciel ONZ. - "Wszystko, z czym zapoznaliśmy się dotychczas, wskazuje, że jest nieprawdopodobne, aby Irak mógł zorganizować wybory przed tym terminem" (tj. końcem czerwca).
W nowojorskiej siedzibie ONZ źródła dyplomatyczne podały, że w opinii wysłanników ONZ wybory można by przeprowadzić przed końcem roku.
Źródła te oświadczyły zarazem, że amerykański plan wyłonienia tymczasowego rządu irackiego przez zgromadzenie deputowanych, których nominowaliby uczestnicy zebrań starszyzny w 18 prowincjach irackich, jest już nieaktualny, przynajmniej w takiej postaci, jaką dotychczas przedstawiał Waszyngton.
Sistani skrytykował plan amerykański, mówiąc, że rząd tak powołany nie byłby demokratyczny ani wiarygodny. Ajatollah widzi w wyborach powszechnych gwarancję, że w nowych władzach Iraku dominującą pozycję uzyskaliby szyici. Stanowią oni większość ludności kraju, ale w jego dotychczasowych dziejach zawsze byli dyskryminowani przez mniejszość sunnicką.
Brahimi rozmawiał w piątek o planie amerykańskim w Bagdadzie z członkami irackiej Rady Zarządzającej. Choć w listopadzie Rada plan ten zaakceptowała, to po spotkaniu z szefem misji ONZ kilku jej członków oświadczyło, że zastrzeżenia wobec pomysłu zebrań regionalnych są tak silne, iż trzeba będzie od niego odejść.
Wielu przywódców irackich zgadza się obecnie, że procedura zebrań regionalnych pozwoliłaby Amerykanom za bardzo wpływać na przebieg procesu politycznego.
Junadim Kana, asyryjski chrześcijanin i członek Rady Zarządzającej, powiedział, że plan zebrań regionalnych "nie jest jeszcze martwy na sto procent", ale już rozmawia się o tym, czym go zastąpić.
Kana dodał, że jeden ze scenariuszy przewiduje rozszerzenie obecnej 25-osobowej Rady Zarządzającej o przedstawicieli szeregu partii politycznych, które pominięto albo które obrały postawę wyczekującą w lipcu zeszłego roku, gdy Amerykanie powoływali to gremium. Chodzi o partie reprezentujące arabskich nacjonalistów i monarchistów, sunnickie ugrupowania religijne i inne.
Muwafak ar-Rubaji, szyicki członek Rady Zarządzającej, powiedział, że jego zdaniem ajatollah Sistani może przystać na projekt rozszerzenia Rady. Sprawowałaby ona władzę do wyborów.
Nie jest jednak pewne, czy Sistani uznałby taką powiększoną Radę za organ dość reprezentatywny, by mógł przejąć od Amerykanów pełną władzę suwerenną. Ajatollah nie wydał na razie żadnego oświadczenia o przebiegu swych czwartkowych rozmów z misją ONZ.
Administracji USA zależy na możliwie szybkim przekazaniu władzy w Iraku, bo w listopadzie odbędą się w Stanach wybory prezydenckie i powstanie suwerennego rządu irackiego byłoby w kampanii wyborczej dużym atutem George'a W. Busha.
Amerykanie mówią, że mogą zmienić tryb i zasady zebrań regionalnych, aby uczynić proces doboru deputowanych bardziej demokratycznym, ale sprzeciwiają się przesunięciu terminu oddania władzy. Tymczasem Sistani jest podobno gotów na to zaczekać.
Arabski dziennik "Al-Hajat" pisze za źródłami z otoczenia ajatollaha, że jeśli eksperci ONZ dojdą do wniosku, iż wybory da się należycie zorganizować w ciągu 10 miesięcy, on może przystać na przedłużenie okupacji lub przejściowo na częściowe przekazanie władzy, po to by pełnię suwerennej władzy przejął już rząd wyłoniony w demokratycznych wyborach powszechnych.
Sistani, który według różnych źródeł ma 73, 74 albo 75 lat, od dawna nie opuszcza swej rezydencji w Nadżafie. Ajatollah nie chce spotykać się z przedstawicielami władz koalicyjnych, w tym także z amerykańskim cywilnym administratorem Iraku Paulem Bremerem. Koalicja z konieczności kontaktuje się z nim przez pośredników. (iza)