ŚwiatWybory w Afganistanie bez znaczenia dla talibów. Szykują wielką ofensywę, by odzyskać władzę

Wybory w Afganistanie bez znaczenia dla talibów. Szykują wielką ofensywę, by odzyskać władzę

Wybory prezydenckie w Afganistanie miały zaskakująco spokojny przebieg. Najprawdopodobniej dlatego, że talibowie, inaczej niż w latach poprzednich, nie przywiązują już wagi do tego typu wydarzeń. Rebelianci koncentrują się obecnie na przygotowaniach do działań, które podjęte zostaną wiosną przyszłego roku po wyjściu wojsk zachodnich. Szykowana na 2015 rok ofensywa ma położyć podwaliny pod szybkie odzyskanie przez talibów władzy w Kabulu - komentuje dla Wirtualnej Polski analityk Tomasz Otłowski.

Wybory w Afganistanie bez znaczenia dla talibów. Szykują wielką ofensywę, by odzyskać władzę
Źródło zdjęć: © AFP | Aref Karimi
Tomasz Otłowski

16.04.2014 14:53

W deszczową i dość chłodną sobotę 5 kwietnia br. miliony Afgańczyków - nie zważając na niesprzyjającą aurę i poważne niebezpieczeństwo ataków ze strony talibów - udały się do lokali wyborczych, aby oddać swój głos w wyborach prezydenckich i do rad prowincji. I chociaż najpewniej konieczna będzie druga tura, to już dzisiaj wiadomo, że dzień wyborów przejdzie do historii Afganistanu jako data przełomowa.

Elekcja nowego prezydenta Afganistanu, dokonana w tym roku, zakończy ponad 12-letni okres rządów Hamida Karzaja, prezydenta uważanego zarówno przez rebeliantów, jak i sporą część zwykłych Afgańczyków za marionetkę USA i Zachodu. Męża stanu, który prowadził chwiejną i pełną potknięć politykę zarówno w sprawach wewnętrznych, jak i międzynarodowych.

Nowe otwarcie

Znaczenie tych wyborów to jednak nie tylko perspektywa i szansa na realną zmianę w afgańskiej polityce. To także szansa na nowe otwarcie dla całego państwa, jego struktur administracyjnych, politycznych i bezpieczeństwa. Głosowanie 5 kwietnia było bowiem - po raz pierwszy od obalenia rządów talibów w 2001 roku - przygotowane, przeprowadzone i zabezpieczone w całości przez instytucje i służby afgańskie. Wszystko wskazuje na to, że generalnie zdały one egzamin, zwłaszcza biorąc pod uwagę trudne warunki bezpieczeństwa, z jakimi trzeba się borykać w wielu regionach Afganistanu.

Doniesienia o nieprawidłowościach podczas głosowania, a nawet fałszerstwach, nie mogą przesłaniać faktu, że elekcja miała ogólnie prawidłowy przebieg. Zwłaszcza jak na kraj, znajdujący się w takiej skomplikowanej i trudnej sytuacji wewnętrznej, co Afganistan. Trudno bowiem przykładać do wyborów przeprowadzanych w warunkach afgańskich tę samą miarę, co do elekcji mających miejsce w wysokorozwiniętych państwach europejskich, w których demokratyczne procedury funkcjonują od dekad.

To właśnie znaczenie i ranga tegorocznych wyborów sprawiły zapewne, że frekwencja w wyborach była nadspodziewanie wysoka: według oficjalnych danych w głosowaniu wzięło udział ok. 58 proc. uprawnionych, co jest nadzwyczajnym osiągnięciem w kraju od lat targanym faktyczną wojną domową, w którym na dodatek istnieje tak skomplikowana sytuacja etniczna i społeczno-polityczna. Tak masowy udział w głosowaniu, w realiach systematycznie rosnącej od kilku lat aktywności rebeliantów i zmniejszającej się obecności sił międzynarodowych, to bez wątpienia pozytywny symptom, dający nadzieję na utrwalenie się demokratycznej kultury politycznej w Afganistanie.

Zaskakująco spokojny przebieg

Wysokiej frekwencji sprzyjał zaskakująco spokojny przebieg wyborów, nawet na terenach, gdzie aktywność talibów od dawna utrzymuje się na dużym poziomie. W całym kraju odnotowano co prawda ok. 700 "aktów przemocy" i ataków, ale w zdecydowanej większości były to drobne incydenty, które w realiach afgańskich nie są w stanie zakłócić w poważny sposób bezpieczeństwa publicznego.

Chociaż afgańskie władze bezpieczeństwa oraz siły NATO ostrzegały przed wyborami o możliwej intensyfikacji ataków ze strony rebeliantów, nic takiego jednak nie miało miejsca. Z jednej strony każe to postawić pytanie o skuteczność działań wywiadowczych afgańskich sił bezpieczeństwa (oraz ISAF), z drugiej zaś o celowość upubliczniania tego typu nieprecyzyjnych ostrzeżeń, jak się okazuje bez pokrycia (czy aby nie w celu zmniejszenia frekwencji wyborczej, zwłaszcza w Kabulu i dużych miastach?).

Równie istotne jest pytanie o przyczyny tej ewidentnej zmiany w strategii talibów. Bo z pewnością nie jest to efekt ich słabości (i skuteczności sił afgańskich), jak widzi to oficjalna propaganda Kabulu i NATO. Wszelkie poprzednie wybory, przeprowadzane w Afganistanie, stanowiły dla rebeliantów wymarzoną okazję do zamanifestowania ich obecności na danym terenie oraz efektywności działań militarnych i politycznych, mierzonych np. niską frekwencją w elekcji.

Dotychczasowa strategia talibów wobec przeprowadzanych w Afganistanie wyborów zakładała nie tylko ich oficjalny bojkot (i jego wymuszanie na Afgańczykach), ale też aktywne zbrojne przeciwstawianie się samej organizacji głosowania. Atakowano więc siedziby komisji wyborczych, zastraszano i mordowano ich członków oraz samych kandydatów, a także wszystkich chętnych do oddania głosów w dniu elekcji. Celem intensywnych zamachów i ataków stawały się również afgańskie siły bezpieczeństwa oraz ISAF. Każdorazowo skutkiem tych działań była nie tylko niska frekwencja (szczególnie na prowincji), ale też spory odsetek komisji wyborczych, które w dniu wyborów w ogóle nie pracowały ze względów bezpieczeństwa.

W obecnych wyborach, według oficjalnych danych afgańskiej Niezależnej Komisji Wyborczej, w całym kraju w dniu wyborów nie otwarto zaledwie 250 lokali wyborczych (spośród ogólnej liczby 20795 punktów głosowania). Jest to najniższy wskaźnik w historii afgańskich wyborów po 2001 roku, nawet jeśli uwzględnić fakt, że na niektórych obszarach kraju, trwale kontrolowanych przez rebeliantów, w ogóle nie planowano przeprowadzenia głosowania i otwierania jakichkolwiek lokali wyborczych.

Talibowie niewzruszeni

Jak się wydaje, przyczyną obecnego względnie spokojnego (jak na ogólne warunki afgańskie) przebiegu głosowania może być fakt, że talibowie - inaczej niż w latach poprzednich - nie przywiązują już wagi do tego typu wydarzeń. Jeśli umieści się obecne wybory w szerszym kontekście strategicznym, ich znaczenie z perspektywy talibów zdaje się faktycznie niewielkie. Rebelianci z Ruchu Talibów i współdziałających z nimi innych ugrupowań (Hezb-e Islami Gulbuddin, Siatka Haqqanich) budują bowiem swoją obecną strategię działania w Afganistanie, opierając jej założenia na zupełnie innych wydarzeniach i procesach. Najważniejszym z nich jest perspektywa wycofania z tego kraju już za dziewięć miesięcy (być może całkowitego - "opcja zerowa") sił międzynarodowych z USA i NATO. Brak tego czynnika całkowicie zmieni sytuację strategiczną w kraju, wpływając na likwidację dotychczasowej względnej równowagi sił między władzami w Kabulu a rebeliantami i umacniając pozycję tych ostatnich. Dla talibów nie ma więc dziś większego
znaczenia, czy wybory prezydenckie w ogóle się odbyły, jaka była w nich frekwencja i kto je wygrał (lub zwycięży w drugiej turze). Ruch Talibów koncentruje się obecnie na przygotowaniach do działań, które podjęte zostaną wiosną przyszłego roku. W założeniu talibów, wiosenna ofensywa rebeliancka w 2015 roku położyć ma podwaliny pod szybkie odzyskanie przez nich władzy w Kabulu.

Niezależnie od tego, kto zastąpi Hamida Karzaja, nie będzie dla talibów poważnym partnerem do rozmów, bo... do żadnych poważnych rozmów raczej nie dojdzie. Chyba, że na temat warunków kapitulacji obecnych władz i bezpiecznego wyjazdu z kraju ich członków. Talibowie nie są dzisiaj zainteresowani negocjacjami pokojowymi, z definicji zakładającymi przecież konieczność osiągnięcia jakiegoś kompromisu, bowiem w swoim przekonaniu wygrywają tę wojnę militarnie. A po wycofaniu się sił USA i ISAF z końcem bieżącego roku mają, jak uważają, wszelkie szanse wygrać ją ostatecznie i zrealizować swój główny cel strategiczny.

W chwili obecnej trudno zarzucić tej logice naiwność czy oderwanie od rzeczywistości. Talibowie faktycznie - po 12 latach prowadzenia asymetrycznej wojny partyzanckiej - wygrywają ją już przez sam fakt, że nie zostali pobici i zmuszeni do negocjacji z Kabulem na warunkach USA i NATO. Co więcej, w tym czasie zdołali odzyskać inicjatywę strategiczną, narzucić przeciwnikowi swoje reguły gry i "zmęczyć" siły zachodnie na tyle, że wycofują się one dzisiaj z Afganistanu nie osiągnąwszy zasadniczych celów, z jakimi wchodziły do tego kraju w 2001 roku. A rządowe afgańskie siły bezpieczeństwa, zarówno armia, jak i policja, które zostają na polu walki - wciąż jeszcze nie są gotowe do sprawowania swych zadań w warunkach pełnej samodzielności. Cały czas trapione są przez liczne bolączki i problemy, które w warunkach potencjalnie narastającego konfliktu z rebeliantami mogą w krótkim czasie doprowadzić do ich paraliżu, dekompozycji, a w efekcie - do upadku rządu w Kabulu.

Nowy prezydent nic nie zmieni

Według pierwszych oficjalnych, choć jeszcze niepełnych, wyników opublikowanych przez Niezależną Komisję Wyborczą w dn. 13 kwietnia, w wyścigu do prezydenckiego fotela prowadzi były minister spraw zagranicznych Abdullah Abdullah. Był on już głównym rywalem Karzaja w poprzednich wyborach prezydenckich w 2009 roku, przeprowadzonych pod znakiem masowych fałszerstw i "cudów nad urną". W drugiej turze Abdullah zmierzy się najpewniej z Aszrafem Ghanim, byłym szefem resortu finansów. Trzeci w wyścigu, były szef afgańskiej dyplomacji Zalmai Rassoul - domniemany faworyt klanu Karzajów - przepadł jak się wydaje z kretesem, być może właśnie ze względu na rzekome "błogosławieństwo" odchodzącego prezydenta.

Niezależnie jednak od ostatecznych wyników drugiej tury, nie należy spodziewać się większych zmian w afgańskiej polityce. Istotnym wyjątkiem może być jedynie realna perspektywa podpisania ze Stanami Zjednoczonymi umowy o stacjonowaniu sił amerykańskich w Afganistanie po 1 stycznia 2015 roku (tzw. SOFA, Status of Forces Agreement), konsekwentnie blokowanej dotychczas przez Karzaja. I jak się wydaje, to właśnie ten fakt mieć będzie dla przyszłości kraju znacznie większe znaczenie, niż personalia nowego prezydenta.

Tomasz Otłowski dla Wirtualnej Polski

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)