Wybory prezydenckie w Iranie z polityką nuklearną i kryzysem gospodarczym w tle
Irańczycy wybierają w piątek prezydenta, następcę ultrakonserwatysty Mahmuda Ahmadineżada, którego ośmioletnie rządy charakteryzowały ciągła konfrontacja z Zachodem w kwestiach nuklearnych i jako jej skutek, międzynarodowe sankcje pogłębiające kryzys gospodarczy.
12.06.2013 12:40
Do tegorocznych wyborów Rada Strażników Rewolucji dopuściła początkowo ośmiu z ponad 600 kandydatów, w tym pięciu konserwatystów, dwóch polityków o umiarkowanych poglądach i jednego reformatora.
W ostatniej chwili z wyborów wycofali się: kandydat konserwatywny Gholam Ali Hadad Adel, chcąc zwiększyć szanse konserwatystów oraz proreformatorski - Mohammad Reza Aref. Ten ostatni oświadczył, że były prezydent Mohammad Chatami (1997-2005), obecnie szef ruchu reformatorskiego, stwierdził, iż jego udział w wyborach nie jest w interesie tego ruchu.
Jeszcze wcześniej Rada Strażników Rewolucji nie zezwoliła na start bardziej wyrazistym kontestatorom obecnego systemu państwowego. Zdyskwalifikowała za zbyt sędziwy wiek jednego z najostrzejszych krytyków Ahmadineżada - byłego prezydenta Alego Akbara Haszemiego Rafsandżaniego (1989-1997), a także protegowanego Ahmadineżada, Rahima Esfandiara Maszaia.
Nieprzewidywalny wynik głosowania
Decyzje te pokazują, jak mało przewidywalny jest wynik piątkowego głosowania, do którego uprawnionych jest 50,5 mln obywateli blisko 80-milionowego Iranu.
Konstytucja zakazuje Ahmadineżadowi ubiegania się o trzecią kadencję. Ponowny wybór ultrakonserwatywnego polityka na prezydenta w 2009 roku wywołał uliczne demonstracje i spowodował że Islamska Republika Iranu prawie zatrzęsła się w posadach. Protesty zakończyły się rozruchami, w których zginęło kilkadziesiąt osób.
- W tym roku najwyższy duchowo-polityczny przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei chce wyborów uporządkowanych, spokojnych i bez kontestacji - ocenia Ali Reza Nader z amerykańskiego think tanku RAND. Wśród zatwierdzonych przez Radę pretendentów znaleźli się m.in. dwaj bliscy doradcy Chameneiego: główny negocjator ds. nuklearnych Said Dżalili i b. szef MSZ Ali Akbar Welajati oraz obecny burmistrz Teheranu, technokrata, były wojskowy Mohammad Bagher Ghalibaf i umiarkowany duchowny, były negocjator ds. nuklearnych Hasan Rowhani.
Wielu ekspertów podkreśla, że taki skład nie pozostawia wielkiej alternatywy wyborcom, zwłaszcza, że nawet gdy dojdzie do drugiej tury wyborów to i tak zostanie ona najpewniej sfałszowana. Ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) dr Marcin A. Piotrowski podkreśla, że należy pamiętać, iż wybory są kontrolowane przez MSW.
- W Iranie nie ma niezależnej komisji wyborczej, więc władze mogą powtórzyć manewr, jaki zastosowano w drugiej turze wyborów w 2009 roku. Wtedy pojawia się pytanie, czy Irańczycy się zbuntują i wyjdą na ulice, czy pogodzą się z narzuconą decyzją - mówi Piotrowski.
Chociaż sondaże wyborcze w Iranie nie są wiarygodne, można spekulować - jak zastrzega Piotrowski - że duże szanse ma konserwatysta Dżalili oraz umiarkowany Rowhani. W oficjalnym komunikacie rada przy Mohammadzie Chatamim skupiająca polityków umiarkowanych i reformatorów ogłosiła, że po rezygnacji Arefa kandydatem tego obozu jest właśnie Rowhani.
Władze utrudniają dostęp do sieci
Zdaniem ekspertów i internautów władze Iranu przed wyborami utrudniają dostęp do sieci i kodowanej poczty mailowej, by uniemożliwić zorganizowanie protestów za pośrednictwem maili i mediów społecznościowych. Blokowanie możliwości korzystania z zakodowanej poczty mailowej, jak np. Gmail ma skłonić użytkowników sieci do używania kont niezakodowanych, które mogą być monitorowane przez irańskie służby. W podobny sposób blokowano dostęp do sieci w lutym 2012 r., przed wyborami parlamentarnymi.
Ajatollah Chamenei wezwał Irańczyków do udziału w "głosowaniu zaufania na rzecz obecnych władz", lecz miliony wyborców bardziej zajmuje kryzys gospodarczy w kraju - wskazuje AFP. W grudniu ub.r. same władze Iranu poinformowały, że dochody ze sprzedaży ropy naftowej spadły o 50 proc. ze względu na embargo nałożone przez Zachód na import tego surowca. Jest to część sankcji nałożonych na Iran za kontynuowanie jego kontrowersyjnego programu nuklearnego. Nie podano, w jakim okresie nastąpił ten 50-proc. spadek. Eksport ropy stanowił dotychczas podstawę irańskiej gospodarki i główne źródło przychodów budżetowych.
Iran systematycznie odrzuca oskarżenia o potajemne dążenie do uzyskania broni jądrowej. Twierdzi, że wzbogacony uran jest mu potrzebny jako paliwo do reaktora doświadczalnego służącego celom cywilnym, a ponadto - że jako suwerenny kraj ma prawo do rozwijania pokojowego programu jądrowego. Rada Bezpieczeństwa ONZ ostrzegła Iran aż w sześciu rezolucjach przed kontynuowaniem prac nad programem atomowym; cztery z nich są obwarowane sankcjami.
Dotkliwe sankcje gospodarcze
Restrykcje gospodarcze, obejmujące embargo na import ropy i ograniczające transakcje bankowe z Iranem, doprowadziły do spadku PKB Iranu, blisko 80-procentowej dewaluacji riala wobec dolara i wzrostu bezrobocia, które w 2012 r. wyniosło 15,5 procent. Według danych CIA opierających się na informacjach podawanych przez Teheran irańska gospodarka jest w recesji - w 2012 r. zanotowano ujemny wzrost gospodarczy na poziomie 0,9 proc. PKB. Stopa inflacji przekracza 30 proc., a odsetek populacji żyjącej poniżej progu ubóstwa w 2007 r. szacowano na 18,7 proc.
Z powodu programu nuklearnego Iran stracił "ponad 100 mld dolarów na inwestycjach zagranicznych i dochodach z ropy" - szacuje Karim Sadjadpour, ekspert amerykańskiej Fundacji Carnegie. Z powodu sankcji wyłączających go z międzynarodowego systemu bankowego Teheran nie może przesyłać do kraju swych petrodolarów, szacowanych na 5 mld dolarów miesięcznie.
Polityka nuklearna od 2005 r. praktycznie izoluje Iran na arenie międzynarodowej. Ponadto Teheran otwarcie popiera syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada, przeciwko któremu od ponad dwóch lat trwa krwawa rebelia. Iran jest oskarżany o dostarczanie broni siłom Asada - bezpośrednio lub za pośrednictwem szyickiego radykalnego ugrupowania z Libanu - Hezbollahu.
Eksperci zastanawiając się nad ewentualnym polem manewru przyszłego prezydenta w kwestii nuklearnej czy syryjskiej przypominają, że polityka zagraniczna Iranu jest domeną ajatollaha Chameneiego. Jeśli on nie zrewiduje stanowiska w tych sprawach, w Iranie niewiele się zmieni.