Wybory parlamentarne 2019. Wróblewski: "Konwencja Koalicji Obywatelskiej, czyli burza przed ciszą" (Opinia)
Wybory parlamentarne 2019 rozstrzygną o dalszej formule Koalicji Obywatelskiej. Ostatni dzień kampanii był najlepszym w wykonaniu tej formacji od samego jej początku. Ale to chyba nieco za późno.
11.10.2019 | aktual.: 11.10.2019 17:39
Widać, że opozycja stawia wszystko na jedną kartę. Na ostatniej w tej kampanii, dużej konwencji KO liderzy "dołożyli do pieca" tyle, ile się da.
Tak mocnych przemówień, stwierdzeń ocierających się wręcz o procesy w trybie wyborczym, w tej kampanii jeszcze nie było. TVP i PiS zostały oskarżone o doprowadzenie do mordu śp. prezydenta Pawła Adamowicza, a ludzi z rządu Mateusza Morawieckiego przedstawiono jako "mafiosów". I nie dla nich miejsca w publicznych instytucjach, a w więzieniu - przynajmniej w wizjach czołowych polityków związanych z Platformą Obywatelską.
Wybory parlamentarne 2019. Cała amunicja wykorzystana
Miejsce konwencji Koalicja Obywatelska wybrała nieprzypadkowo. Łódź bezsprzecznie kojarzy się z sukcesem opozycji. Rządzi tu Hanna Zdanowska, która w wyborach prezydenckich w 2018 r. zdeklasowała konkurenta z PiS i zdobyła 70 proc. głosów. - Tu jest Łódź, tu się wygrywa! - grzmiała ze sceny pani prezydent.
Znamienne, że Zdanowska po raz pierwszy pojawiła się u boku liderów KO od momentu, kiedy zrezygnowała (w lipcu) z prac w sztabie Koalicji. Powód? Nie podobały jej się ułożone przez Grzegorza Schetynę listy wyborcze w tym mieście.
Jak widać, Zdanowska postanowiła w ostatnim dniu kampanii puścić dawne waśnie w niepamięć. Zgodnie z zasadą: wszystkie ręce na pokład.
Po niej wystąpił Rafał Trzaskowski, najlepszy dziś mówca po stronie opozycji.
Prezydent Warszawy "nie pieścił" się z PiS i Jarosławem Kaczyńskim, twierdząc, że prezes partii rządzącej nie ma prawa "znać się na rodzinie", bo "sam jej nie posiada".
Stwierdzenie to - najdelikatniej rzecz ujmując - nie było grzeczne, a mówiąc wprost: po prostu obraźliwe, ale Trzaskowski doskonale wie, że tylko takie "ciosy" wzbudzają emocje u najbardziej radykalnej części elektoratu opozycji. A to tę część wyborców właśnie trzeba zmobilizować na ostatnim odcinku kampanii do pójścia do urn.
Wie to też włodarz Poznania Jacek Jaśkowiak, który nazwał polityków PiS "mafiosami". Równie ostre sformułowania padały z ust kolejnych prezydentów miast: Jacka Karnowskiego czy Tadeusza Truskolaskiego.
Jedynym mówcą, który starał się przedstawić bardziej "pozytywny" przekaz, była kandydatka KO na premiera Małgorzata Kidawa-Błońska. Tyle że - stety/niestety - przez łagodny język, jakiego używała była marszałek Sejmu, z jej przemówienia nie sposób było zapamiętać nic.
Inaczej niż w przypadku Grzegorza Schetyny, który wykorzystał chyba całą amunicję, by na koniec tej kampanijnej bitwy uderzyć dotkliwie w oddziały wroga.
Lider PO - po serii ataków we władzę - zwracał się bezpośrednio do prezesa: - Panie Kaczyński, ludzie, którzy są przez pana nazywani wrogami, których chce pan piętnować i niszczyć, to są najlepsze Polki i najlepsi Polacy, bo ich jest większość. I oni są lepszym sortem! - grzmiał Schetyna.
Podziękował Krzysztofowi Brejzie, szefowi kampanii KO, za pracę przez ostatnie miesiące. - Przeżyłeś dramatycznie ten hejt i nienawiść, które się na ciebie wylewały - mówił lider Platformy do nieobecnego w Łodzi Brejzy.
Ta konwencja była najmocniejszym akcentem tuż przed ciszą wyborczą. Nie brakowało ani determinacji, ani - duże zaskoczenie - wiary (być może pozorowanej), że można jeszcze pokonać PiS.
To był politycznie najlepszy dzień KO w tej kampanii. Zła informacja jest właściwie tylko jedna: za chwilę wybory.