Wszystkie wątki "seksafery" będą jawne?
Samoobrona może poznać skrzętnie skrywane
przez prokuraturę szczegóły ze śledztwa "praca za seks". I to
legalnie - zapowiada "Gazeta Wyborcza".
01.03.2007 04:10
W tej sprawie zarzuty mataczenia postawiono już dwóm działaczom Samoobrony - Franciszkowi Irzykowi i Jackowi Popeckiemu. Tymczasem już wkrótce tajemnice śledztwa mogą poznać ich partyjni koledzy. Bo prokuratura, chcąc uchylić immunitet głównemu bohaterowi afery - Stanisławowi Łyżwińskiemu, może zostać zmuszona do przesłania akt sprawy sejmowej komisji regulaminowej. A w niej zasiadają Janusz Maksymiuk i Mateusz Piskorski - bliscy współpracownicy Andrzeja Leppera, którego nazwisko także przewija się w aferze.
Na razie publicznie wiadomo o jednym świadku, który obciąży w prokuraturze Łyżwińskiego i Leppera. O Anecie Krawczyk, która sama się ujawniła, oskarżając ich o zmuszanie do usług seksualnych w zamian za pracę w biurze poselskim Łyżwińskiego. Działacze Samoobrony nie znają nazwisk co najmniej kilkunastu innych kobiet, które - według informacji dziennika - doniosły prokuraturze o molestowaniu, i jednej, która oskarża Łyżwińskiego o gwałt. Ale ich dane są w aktach śledztwa i - jeśli dojdzie do przekazania dokumentów sejmowej komisji - przestaną być tajemnicą.
Łódzcy prokuratorzy prowadzący śledztwo w sprawie "pracy za seks" nie ukrywali w rozmowie z "Gazetą", że może to zagrozić sprawie. Bo to oznacza, że kolejne osoby pozostające w ich zainteresowaniu - choćby Łyżwiński - stawią się na przesłuchania przygotowane: będą wiedziały, jak odpowiadać na dowody zgromadzone przeciwko nim. Mogą też mataczyć.
Jak to możliwe, że - wbrew woli prokuratury - tajemnice śledztwa mogą stać się tajemnicą publiczną? Wynika to z procedur uchylania immunitetu posłom lub senatorom. Gdy prokuratura generalna wyśle marszałkowi Sejmu wniosek o uchylenie immunitetu Łyżwińskiego, marszałek przekaże go sejmowej komisji regulaminowej. A ta może zażądać od prokuratury pełnych akt sprawy.
Sam poseł Piskorski nie wyklucza, że zażąda akt: Jak wpłynie wniosek prokuratury, zastanowimy się, czy to zrobić.
To samo mówi szef komisji regulaminowej Marek Suski z koalicyjnego PiS. Nie obawia się też, że informacje ze śledztwa wyciekną do osób podejrzewanych. Zakładam, że ludzie działają uczciwie i w dobrej wierze - mówi o członkach komisji. (PAP)