Wszawica w szkołach. Kontrole głów bez zgody rodziców dzieci
Rzecznik praw dziecka idzie na wojnę z wszawicą w szkołach - alarmuje krakowska "Gazeta Wyborcza". Marek Michalak wysłał w tej sprawie list do dyrektorów szkół, w którym informuje, że do przebadania dzieci nie potrzeba zgody rodziców.
Rzecznika zaalarmowały listy od rodziców z całej Polski. Skarżą się oni, że nie ma znaczenia, czy wytępią pasożyty, bo za chwilę dziecko zarazi się z powrotem od swoich rówieśników. Rozwiązaniem problemu mogłoby być sprawdzanie głów dzieci przez szkolne pielęgniarki, jednak część rodziców nie tylko nie zawiadamia szkoły o tym, że dziecko cierpi na tę dolegliwość, ale w niektórych przypadkach dochodzi nawet do sytuacji, że nie wyrażają zgody na takie kontrole.
- To wybór najgorszy z możliwych, ponieważ opóźnia właściwą reakcję i naraża pozostałe dzieci na zarażenie - mówi Michalak.- Nie potrzebujecie żadnej zgody rodziców na to, by pielęgniarki sprawdzały dzieciom głowy - informuje rzecznik praw dziecka.
W wielu aptekach w Polsce zabrakło preparatów do walki z wszawicą. - Kiedyś problem pojawiał się tylko po wakacjach, po powrotach z obozów i kolonii. Teraz mamy go praktycznie non stop - mówią farmaceuci. Ludzie w panice wykupują leki na zapas.
Obowiązek kontroli dzieci pod kątem wszawicy zniósł w 2003 roku ówczesny minister zdrowia. Wszystko za sprawą standardów kontroli, które wtedy panowały. Pielęgniarki często przy całej klasie sprawdzały włosy uczniów i komentowały ewentualne wykryte przypadki, narażając w ten sposób dzieci na duży dyskomfort. Michalak apeluje, by szkoły zaczęły znowu sprawdzać dzieci, lecz by robiły to w warunkach poszanowania praw dzieci.