Wstydliwy i swędzący problem. Wszawica w warszawskich przedszkolach
Nie ma znaczenia, czy wasze dziecko uczęszcza do wiejskiej podstawówki, czy stołecznego przedszkola, czy to szkoła prywatna, czy państwowa. Obecnie wszawica dotknąć może każdego, a walka z nią byłaby o wiele skuteczniejsza gdyby wstyd związany z jej posiadaniem, nie zamykał ust rodzicom.
08.12.2014 | aktual.: 09.12.2014 09:32
Mojego dziecka to nie dotyczy!
Być może nie każdy rodzic zdaje sobie sprawę, że w przedszkolu czy szkole, do którego uczęszcza jego dziecko, mogą pojawić się wszy. Niektórzy nawet nie dopuszczają do siebie takiej myśli. Jedni ze strachu, a inni ze wstydu. Zdarza się nawet, że rodzice dziecka, które jako pierwsze wniosło wszy do przedszkola, są oburzeni i o zarażenie oskarżają placówkę.
- W naszym przedszkolu mieliśmy taki przypadek, że jedna dziewczynka przyszła z wszami i reszta dzieci zaraziła się w bardzo krótkim czasie. Dziewczynka nie pochodzi z biednego domu ani z patologicznej rodziny. Wręcz przeciwnie, jej rodzice są bardzo wymagający względem np. naszej placówki. Gdy ich poinformowaliśmy, o tym, że dziewczynka zaraziła inne dzieci, zrobili nam awanturę i kategorycznie zaprzeczyli tym doniesieniom. Nie byli w stanie w to uwierzyć, nawet kiedy zostało im to udowodnione - mówi właścicielka prywatnego przedszkola w Warszawie.
Trudno jest jednak udowodnić, kto jest tak naprawdę winny. Dzieci podczas wspólnej zabawy w przedszkolu nieświadomie przekazują sobie bakterie i inne wirusy. W przypadku przypadłości zwanej wszawicą jest podobnie.
Wszy to bieda i margines?
Większość ludzi sądzi, że problem wszawicy dotyczy tylko osób z ubogich rodzin. Prawda jest jednak taka, że wesz nie rozróżnia bogatych i biednych. Zarazić może się każdy. Wszawica to choroba zakaźna, ale wesz to pasożyt, który nie umie latać, ani skakać. Dlatego nie można się nie zarazić w sklepie, czy na spacerze, ale np. w małej grupie przedszkolnej, szkole czy w domu gdzie dzieci są blisko siebie. Czasem podczas leżakowania stykają się głowami, w trakcie zabawy na powietrzu wymieniają się czapkami, lub korzystają z tych samych przyborów do włosów. Trudno więc zapobiec szybkiemu ich rozprzestrzenianiu.
- Powodem posiadania wszy nie jest jak wszyscy zakładają brudna głowa. Poprzez kontakt z nosicielem, zarazić może się każdy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Maja Zawiślak, pielęgniarka. I wyjaśnia: "te pasożyty żywią się krwią i dzięki temu składają jajeczka".
- Objawy to swędzenie głowy i karku. Jeśli są podejrzenia, że to wesz, to trzeba dokładnie sprawdzić głowę i zastosować preparaty dostępne w aptece. Problem pojawia się w sytuacji, kiedy wszy złożą jajeczka. Bo te wyglądają jak łupież i są dużo mocniej przytwierdzone. Wszy występują najczęściej za uszami i z tyłu głowy tuż nad karkiem. Dorosłe osobniki widoczne są gołym okiem mogą być przeźroczyste lub czarne i wyglądają jak ziarenka sezamu - tłumaczy pielęgniarka.
Statystyki
Nie wiadomo, ile dzieci rocznie zmaga się z problemem wszawicy głowowej. Statystyki nie są prowadzone, ponieważ ta choroba została wykreślona z listy chorób zakaźnych. Z danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego wynika, że jeszcze do niedawna problem wszawicy rósł z roku na rok w całym kraju. W 2005 roku zanotowano 620 przypadków, w 2006 r. - 897, a w 2007 aż 2261.
Aktualnie placówki edukacyjne nie mają obowiązku informowania służb sanitarnych o przypadkach zachorowań.
Przedszkola mają związane ręce
Skuteczna walka z wszawicą w placówkach edukacyjnych jest praktycznie niemożliwa. Za sprawą ministra zdrowia, który w 2003 roku zniósł obowiązek kontroli higieny uczniów w szkołach i przedszkolach. Oznacza to, że od tego czasu inspektor sanitarny nie może wydać decyzji o zakazie uczestnictwa zakażonego dziecka w zajęciach. A ponieważ kontrola higieny została uznana przez Instytut Matki i Dziecka za "pogwałcenie praw dziecka", może być wykonana tylko za zgodą lub na prośbę rodzica.
- My nauczyciele nie możemy sprawdzać głów dzieciom. Nie możemy wkraczać w ich strefę intymną - opowiada Wirtualnej Polsce wychowawczyni ze stołecznego państwowego przedszkola. I tłumaczy, że jeśli przedszkole otrzyma sygnał od rodziców, że wykryto u dziecka wszy, wówczas wywieszana jest informację na tablicy. - Piszemy, że mamy w przedszkolu taki problem i prosimy innych rodziców o częste sprawdzanie czystości głów swoich dzieci i ich nie przyprowadzanie. Ewentualnie tworzymy listę dzieci z objawami i zgłaszamy prośbę o zgodę rodziców na przegląd głów - mówi. Wychowawczyni zwraca uwagę, że "sprawa jest jednak bardzo delikatna". - Ludzie bardzo się tego wstydzą i czasem w ogóle do tego nie przyznają - opowiada.
Jak pozbyć się intruzów?
Nie ma złotego środka, aby zapobiec zarażeniu. Jeżeli zauważymy, że dziecko podejrzanie drapie się po głowie, należy koniecznie to sprawdzić. Najlepiej robić przedziałki palcami i przeczesywać włosy co 1-2 cm. Wszy skupiają się za uszami i z tyłu głowy - od tych miejsc należy zacząć kontrolę. Jeżeli nasze przypuszczenie się potwierdzi, należy jak najszybciej zacząć leczenie. W aptece dostępne są preparaty w postaci pianki, płynu lub szamponu dostosowane do wieku dziecka. Kuracji powinni poddać się wszyscy członkowie rodziny. Czy takie postępowanie wystarczy i uchroni nas przed nawrotem choroby? Zapytaliśmy o to warszawskiego pediatrę.
- Po zastosowaniu kuracji chemicznej wyginą tylko dorosłe osobniki. Niestety trzeba jeszcze pozbyć się jaj, a to o wiele trudniejsze - wyjaśnia lekarz. I zaznacza, że jeśli tego nie zrobimy problem szybko powróci. - Jaja wesz wyczesujemy specjalnym, przeznaczonym do tego grzebieniem dostępnym w aptece. Równocześnie do leczenia, należy przeprowadzić w domu coś w rodzaju "dezynfekcji". Ponieważ wszy są wstanie przeżyć poza głową człowieka, nawet do dwóch dni, wskazane jest więc pranie i gruntowne sprzątnięcie mieszkania - zaleca pediatra.
Dlatego bardzo ważne, aby uprać uprać w temperaturze nie niższej niż 60 stopni, a po skończonym odkurzaniu, zabezpieczyć worek z odkurzacza i jak najszybciej się go pozbyć.
Ostrzeż dziecko
Warto też wytłumaczyć dziecku, że ze względów higienicznych nie należy pożyczać koleżankom i kolegom czapek i akcesoriów do pielęgnacji włosów. Opowiadając dziecku dokładnie, na czym polega ta choroba i na co powinno zwracać uwagę, zwiększamy szanse, że świadome dziecko szybciej poinformuje nas o swędzącej głowie.
Walka z tym problemem przypomina trochę walkę z wiatrakami. Byłaby o wiele skuteczniejsza, gdyby rodzice dokładnie obserwowali zachowanie dzieci, a po wykryciu nieprawidłowości zatrzymywali je w domu i przeprowadzali leczenie, zamiast udawać, że problem ich nie dotyczy.
Paulina Malinowska, Wirtualna Polska