PolskaWstrząsająca relacja przedszkolanki: oprawcy Danielka śmiali się w sądzie

Wstrząsająca relacja przedszkolanki: oprawcy Danielka śmiali się w sądzie

Minęło już ponad 30 lat, ale ta tragedia naznaczyła całe jej życie. Nie sposób zapomnieć o małym, bezlitośnie katowanym w domu chłopczyku, który nigdy nie zapłakał, bo dostawał za to lanie i który swoją „ciocię”, czyli dyrektorkę przedszkola prosił, by mógł u niej zamieszkać. - Nie będę cię nic kosztował, zjem dużo na podwieczorek w przedszkolu i nie będziesz mi musiała dawać kolacji. Za to zrobię ci w domu, co będziesz chciała – błagał.

Wstrząsająca relacja przedszkolanki: oprawcy Danielka śmiali się w sądzie
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

05.07.2013 | aktual.: 05.07.2013 12:17

Dotarliśmy do emerytowanej pani dyrektor warszawskiego przedszkola, do którego chodził sześcioletni Daniel. – To nie kobieta, to bestia– mówi nam Zofia Rupert o macosze chłopca, która zakatowała go skórzanym paskiem. Za to, że zgubił w przedszkolu sznurowadło.

Gdy okazało się, że zabójczyni sześcioletniego Danielka, Renata K. znalazła po latach pracę w gimnazjum i jako ekspertka ministerstwa edukacji, wspomnienia odżyły. – Jego koszulka nie mogła odkleić się od ran. Tak był bity – Zofia Rupert szlocha, gdy to wspomina.

Alarmowała milicję, prokuraturę, kuratora, matkę chłopca. Robiła, co w jej mocy, by go ratować. Bezskutecznie.

Oto jej opowieść…

Nie mogę milczeć. Widzę Daniela, jakby to było wczoraj. Przez dwa lata chodził do mojego przedszkola. Któregoś dnia zawołała mnie opiekunka. Powiedziała, że Daniel nie chce leżakować. Nie chciał jej powiedzieć dlaczego. Mi bardziej ufał. Ale też bał mi się przyznać, o co chodzi. Długo go namawiałam. W końcu wyszeptał, że bolą go plecy.

Byłam wstrząśnięta. Miał tak poranione plecy, że koszulka nie chciała się odkleić od ran. Pas, którym był bity, musiał głęboko wrzynać się w ciało.

Od razu poszłam z nim do gabinetu lekarskiego. Lekarze płakali, gdy go oglądali. Ale on nie zapłakał. Ani razu. – Renatka nie pozwala płakać – mówił o macosze.

To nie był jedyny taki raz. Daniel przychodził do przedszkola z naderwanymi uszami. Ze złamaną ręką. Z sińcami na całym ciele. Pytałam Renatę K., dlaczego to robi. Odparła tylko: "Robię z niego mężczyznę! Nie może być fajtłapą".

Zagroziłam jej, że jeśli nie przestanie, zrobię jej to samo, co ona dziecku. Nie pomogło. Daniel był katowany każdego dnia. Codziennie miał nowe obrażenia. Wszystko znosił w milczeniu. Był bity, gdy zapłakał.

Próbowałam ratować Daniela. Alarmowałam milicję, prokuraturę. Bez skutku. Zrobiłam mu nawet obdukcję. Dopiero wtedy kuratorka pojechała do niego do domu. Odwiedziła mnie po kilku dniach. Oświadczyła mi, że z dzieckiem nic złego się nie dzieje. I że mam się zająć swoimi sprawami. A Daniel błagał mnie na kolanach, żebym nikomu nic nie mówiła, bo znowu dostanie w domu lanie.

Wzięłam na rozmowę jego ojca. Pytałam, dlaczego nie broni dziecka. Dlaczego pozwala Renacie K. znęcać się nad nim?! Stał tylko ze spuszczoną głową. Był uzależniony od tej kobiety. Był pod jej całkowitym wpływem. To ona pracowała i zarabiała. A on tylko studiował. Poprosiła o przyjazd do Warszawy mamę Daniela, która mieszkała na Podlasiu. Przyjechała. Ale też nic nie zrobiła.

Któregoś dnia dowiedziałam się z gazety, że nauczycielka zakatowała dziecko. Od razu wiedziałam, że to Daniel. Zgłosiłam się do prokuratury. Zeznawałam na procesie Renaty K. i ojca chłopca Jana L. Na sali sądowej oboje cały czas siedzieli obok siebie. Trzymali się za ręce. Szeptali sobie coś. Uśmiechali się. Jakby nic się nie stało.

Jak można było ją skazać na 15 lat? A on dostał chyba sześć lat. Jak ona może nadal mieszkać w tym samym mieszkaniu, w którym katowała Daniela? Dziwię się, że jej ojciec z nią mieszka. Po procesie przecież się jej wyparł. Ona nie ma prawa pracować z dziećmi. Powinna ponieść konsekwencje tego mordu. Jest wyrachowana. I dobrze wiedziała, co robi. To nie jest kobieta. To bestia.

Powinniśmy wybaczyć Renacie K. Nie ma sensu zmieniać prawa i z góry chronić dzieci przed nauczycielami z przeszłością. Do takich wniosków można dojść słuchając prof. Moniki Płatek, karnistki z Uniwersytetu Warszawskiego. W Radiu Zet powiedziała, że jest przeciwko zmianie prawa o zacieraniu wyroków dla takich osób. – Zatarcie skazania to nie wymysł lekkoduchów. To podstawa, którą wsadziliśmy do konstytucji, nasze korzenie, które mówią codziennie "odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy". Albo klepiemy pacierz i nie przywiązujemy do niego wagi, albo traktujemy go na serio - mówiła karnistka.

Polecamy w wydaniu internetowym Fakt.pl:
Pogoda na lipiec. Będzie parno i..

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (936)