PolitykaWspółpracownik SB kandyduje do władz uczelni

Współpracownik SB kandyduje do władz uczelni

Dr hab. Józef Włodarski, dziekan z Uniwersytetu Gdańskiego został kandydatem na prorektora ds. studenckich – dowiedziała się Wirtualna Polska. W ubiegłym roku „Wprost” ujawnił, że dziekan współpracował z SB. Choć na początku Włodarski zaprzeczał doniesieniom tygodnika, kilka dni później przyznał się do współpracy. Tłumaczył, że zrobił to ze względu na swoją matkę. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiada dlaczego zdecydował się wystartować do nowych władz uczelni.

Współpracownik SB kandyduje do władz uczelni

18.04.2008 | aktual.: 06.11.2008 15:43

Uniwersytet Gdański wybiera właśnie nowe władze na lata 2008-2012. Kilka dni temu uczelniane Kolegium Elektorów wybrało rektora elekta – prof. Bernarda Lammka. W kolejnym etapie wyborów rektor elekt przedstawia elektorom swoje propozycje kandydatów na prorektorów. Jak się dowiedzieliśmy, kandydatem na prorektora ds. studenckich został wybrany obecny dziekan wydziału Wydziału Filologiczno-Historycznego – dr. hab. Józef Włodarski. O tym, czy zostanie prorektorem zadecydują w poniedziałek elektorzy. Do wyboru potrzebna jest bezwzględna większość głosów, a więc 50%.

Wszystko wskazuje jednak na to, że zostanie wybrany, bo jest na uczelni cenionym pracownikiem. Świadczyć o tym może fakt, że kiedy w ubiegłym roku przyznał się przed Radą Wydziału do tego, że podpisał zobowiązanie do współpracy z Służbami Bezpieczeństwa, 94 członków rady (studentów i naukowców) głosowało za pozostaniem dziekana na uczelni. Przeciw była jedna osoba.

Doniesienia „Wprost” były oparte na dokumentach Instytutu Pamięci Narodowej. Dziennikarka tygodnika napisała, że dziekan rozpoczął współpracę za czasów studenckich. Według publikacji „Zydran”, bo takim pseudonimem posługiwał się Włodarski, miał rozpracowywać „młodzież hipisowską oraz środowiska o nastawieniu antysocjalistycznym, antykomunistycznym i antyradzieckim”. Jedną z osób, na którą rzekomo donosił, był jego znajomy z Pasłęka - Robert Oszczakiewicz.

Początkowo Włodarski twierdził, że artykuł „Wprost" to zemsta pracowników IPN za to, że krytykował lustrację. Potem przyznał się do współpracy oświadczając jednocześnie, że część informacji zamieszczonych na jego temat we „Wprost” nie jest prawdziwa. Zaprzeczył m.in., że kontynuował tę działalność po studiach i że brał pieniądze za współpracę („Wprost napisał, że w aktach zachowało się pokwitowanie odbioru 400 zł z 23 grudnia 1974 r. – przyp. red.).

Podczas ubiegłorocznej Rady Wydziału tłumaczył, że nawiązał współpracę ze względów rodzinnych. - Zrobiłem to ze względu na moją matkę, Niemkę, która w tym czasie sama wychowywała szóstkę dzieci. Ja byłem najstarszy. Bałem się, że matka straci pracę, a moje rodzeństwo trafi do domu dziecka. Już wcześniej miałem nieprzyjemności wynikające z mojego pochodzenia. To był czas psychoz antyniemieckich, podejrzewania ludzi o niemieckim pochodzeniu o szpiegowskie inklinacje – mówił dziekan.

Jak przekonywał na Radzie, jego współpraca z Andrzejem Kołkowskim - kapralem SB, który był dawniej jego przyjacielem trwała rok. – Opowiadałem mu o "pewnych zdarzeniach z życia znajomych". Szybko okazało się, że większość tych spraw, o których mówiłem, to szczeniackie wygłupy młodych ludzi. Do takiego samego wniosku doszła wkrótce SB w Pasłęku. Tak samo szybko, jak się uwikłałem, tak szybko się wyplątałem z sieci SB. Od 1975 roku nie utrzymywałem kontaktu ze służbami bezpieczeństwa – podkreślał.

WP: Znalazł się pan na liście kandydatów na prorektorów Uniwersytetu Gdańskiego. Zastanawiał się pan nad tym, czy wystartować w wyborach?

dr. hab. Józef Włodarski: Powiem szczerze, że długo się zastanawiałem, ale jednak taką decyzję podjąłem. W tej chwili jestem dziekanem, więc pracy mi nie brakuje, ale w ubiegłym tygodniu nowy rektor zwrócił się do mnie z pytaniem, czy zgodzę się kandydować, bo studenci wyrazili taką wolę. Po rozmowie z elektrami studenckimi, którzy powiedzieli, że poprą mnie jednogłośnie, zdecydowałem się.

WP: W ubiegłym roku „Wprost” ujawnił, że był pan współpracownikem SB. Nie myślał pan wtedy o zrezygnowaniu z działalności akademickiej?

- Po tej publikacji zlustrowałem się publicznie na Radzie Wydziału. Opowiedziałem o wszystkim i Rada udzieliła mi jednoznacznego poparcia, bo wytłumaczyłem im, że ogromna część faktów we „Wprost” nie była prawdą. Tylko jeden członek Rady był przeciwny mojemu pozostaniu na uczelni.

WP: Oznacza to, że cieszy się pan popularnością na uczelni. Za co pana tak lubią?

- Chyba dlatego, że ludzie znają mnie z mojej pracy, bo mam dobre kontakty ze młodzieżą. Przez trzy lata, zanim zostałem dziekanem, byłem prodziekanem do spraw studentów i kształcenia. Oprócz tego od dziesięciu lat jestem opiekunem naukowego koła historyków - jednego z prężniej działających kół, które ma nawet swój periodyk. Lubię pracować z młodzieżą i zawsze mi to wychodziło. Przez ponad 15 lat pracowałem z młodzieżą defaworyzowaną społecznie w Ochotniczym Hufcu Pracy u byłem zadowolony z tej działalności.

WP: Oddzielił pan grubą kreską swoją współpracę z SB, ale czy sądzi pan, że z taką przeszłością można nauczać młodych ludzi? Nie ma pan wątpliwości etycznych?

- Nie miałem nic do ukrycia i opowiedziałem o wszystkim swojej uczelni. Mam na to dokumenty, więc mi uwierzyli. Doskonale wiem, że były osoby, które miały wątpliwości czy powinieniem zostać na uczelni i czy ta przeszłość mi nie zaszkodzi, ale wytłumaczyłem wszystko i moje wyjaśnienia zostały przyjęte. Ja rozumiem, że jesteśmy w okresie transformacji i że trwa jeszcze walka o pewne wartości. Jeśli chodzi o moje sumienie to zawsze będę miał dyskomfort, przez błąd popełniony w młodości. Najważniejszy jest jednak dla mnie fakt, że nigdy nie byłem karierowiczem, i wszystko do czego w życiu doszedłem w pracy naukowej, osiągnąłem już w wolnej Polsce.

Rozmawiała: Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Fragmenty cytatów z wypowiedzi dr. hab. Włodarskiego na Radzie Wydziału są zaczerpnięte z dziennika "Polska".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)