WSA uchylił postanowienie IPN
Wojewódzki Sąd Administracyjny (WSA) w
Warszawie uchylił postanowienie Instytutu Pamięci Narodowej (IPN),
który stwierdził, że wiceprezydent Radomia, Krzysztof Gajewski był
współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa - poinformował o tym Krzysztof Gajewski.
Wiceprezydent wydał krótkie oświadczenie dla mediów, w którym podziękował tym, którzy nie przestali wierzyć w jego uczciwość.
Tym, którzy mnie pomawiali i oczerniali, tym, którzy podważali moje oświadczenia, pisali paszkwile, przychodzili do prezydenta Radomia, aby mnie odwołał, życzę dobrego samopoczucia i aby mieli odwagę spojrzeć mi prosto w oczy. Osobom, które na mnie donosiły, z serca wybaczam - napisał Gajewski.
Dodał, że kiedy otrzyma uzasadnienie wyroku, przedstawi je na konferencji prasowej. Zapewnił, że pokaże również zawartość swoich akt, które znajdują się w posiadaniu IPN.
Andrzej Arseniuk z wydziału prasowego IPN nie chciał komentować postanowienia WSA, dopóki Instytut nie otrzyma uzasadnienia.
W piśmie, które Gajewski otrzymał jesienią ubiegłego roku z IPN napisano, że z zebranej dokumentacji, konkretnie mikrofilmów wynika, iż współpracował on ze służbami bezpieczeństwa od stycznia do lipca 1970 roku. Najpierw organy bezpieczeństwa państwa zbierały o nim informacje, a potem został on zarejestrowany jako tajny współpracownik wydziału trzeciego komendy stołecznej Milicji Obywatelskiej. Departament ten zajmował się walką z działalnością antypaństwową w kraju, czyli opozycją. Postanowienie IPN było opatrzone klauzulą ostateczną, od której nie ma odwołania.
Gajewski pokazał wtedy dziennikarzom swój akt urodzenia, z którego wynika, że urodził się 17 maja 1958 r. W styczniu 1970 r. miał zatem jedenaście lat. IPN tłumaczył, że w piśmie wystąpił błąd pisarski, który zostanie sprostowany z urzędu. Jak się dowiedziała wtedy PAP, chodziło o rok 1979, kiedy Gajewski miał 21 lat.
Pismo z IPN było efektem starań Gajewskiego o autolustrację, podjętych przez niego w 2004 roku. Najpierw zwrócił się o to do Rzecznika Interesu Publicznego, ale dostał odpowiedź odmowną z wyjaśnieniem, iż funkcja wiceprezydenta nie jest publiczną, a więc nie podlega lustracji. Gdy zwrócił się do IPN, otrzymał zaświadczenie, iż na podstawie dokumentów zgromadzonych w archiwach IPN nie jest osobą pokrzywdzoną. Złożył odwołanie od tego zaświadczenia.
Nazwisko Krzysztofa Gajewskiego pojawiło się na tzw. liście Wildsteina. W maju obecnego roku Gajewski przedstawił dziennikarzom oświadczenie, w którym relacjonował próby pozyskania go przez SB do współpracy. Pierwsza z nich miała się odbyć jesienią 1978 r., kiedy był uczniem Pomaturalnej Szkoły Fotograficznej. SB chciała kupić od niego dwa albumy ze zdjęciami, które robił podczas pielgrzymki do Częstochowy. W 1979 roku opowiedział o tym przez tubę podczas wyprawy na Jasną Górę. Po powrocie do domu otrzymał wezwanie na milicję. Znów chciano dostać od niego album z fotografiami.
Mówił, że gdy kategorycznie odmówił współpracy, pokazano mu zdjęcia jego znajomego w sytuacji kompromitującej. Twierdził, że zmuszono go do podpisania oświadczenia o zachowaniu w tajemnicy tego, co widział, i faktu przeprowadzenia z nim rozmowy.
Gajewski zapewniał, że oświadczenie dla SB o zachowaniu tajemnicy było jedynym, jakie podpisał dla specsłużb. Nie chciał podać nazwiska funkcjonariusza, który namawiał go do współpracy. Tłumaczył to obawą naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych.
Wiceprezydent zrezygnował z członkostwa w Platformie Obywatelskiej i kandydowania do Sejmu w ubiegłym roku.