Marsz Niepodległości. Jacek Międlar wezwał do obrony kościołów przed "tęczową zarazą". Kilka osób zatrzymanych
Dobiegł końca Marsz Niepodległości we Wrocławiu. "Spacer", jak od początku mówił o nim były ksiądz Jacek Międlar, zakończył się pod katedrą na Ostrowie Tumskim. Tam Międlar wzywał do obrony kościołów przed "tęczową zarazą".
Tym razem marsz organizowany przez narodowców we Wrocławiu zamienił się w "Spacer Niepodległości". W ten sposób jego organizatorzy obeszli obostrzenia wprowadzone w Polsce w związku z trwającą pandemią koronawirusa.
Biorący udział w marszu przeszli przez centrum Wrocławia - od placu Wolności pod katedrę na Ostrowie Tumskim. Początkowo w tłumie dało się słyszeć takie hasła jak "Żeby Polska była Polską" czy "Polska, biało-czerwoni". Później zrobiło się jednak goręcej - były okrzyki "Precz z komuną" czy "A na drzewach zamiast liści...".
Marsz Niepodległości. Jacek Międlar wezwał do obrony kościołów przed "tęczową zarazą". Kilka osób zatrzymanych
Marsz Niepodległości we Wrocławiu trwał nieco ponad godzinę - tyle potrzebowali narodowcy, by dojść pod katedrę na Ostrowie Tumskim. Tam do zgromadzonych przemówił były ksiądz Jacek Międlar, który po usunięciu z grona duchownych mocno zaangażował się w działalność wrocławskich narodowców.
Pedofilia w Kościele. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: "Powinna to wyjaśnić niezależna komisja kościelna"
Międlar wezwał wszystkich, by bronili świątyń przed "tęczową zarazą". Tłum pod katedrą zaczął też skandować różne hasła związane z ostatnimi atakami na kościół katolicki - "Ręce precz od kościołów" czy "Tęczowe śmiecie, Wrocławia nie dostaniecie".
Tłum pod Ostrowem Tumskim odpalił też szereg czerwonych rac.
Policja przez cały czas trwania "spaceru" eskortowała narodowców. Jak informują służby prasowe, w trakcie jego trwania doszło do zatrzymania kilku osób. Ma to związek z zabraniem na marsz niebezpiecznych przedmiotów - kastetu, pałek czy nawet szabli. Nie doszło jednak do starć z funkcjonariuszami, tak jak to miało miejsce w zeszłym roku.