Lubin. Niewolnicza praca na fermie drobiu. Rosjanin był więziony 23 lata
Strach sprawiał, że mężczyzna nie walczył o swoje prawa, nie domagał się zapłaty i nie usiłował zbiec. To historia nie do pojęcia. Mikołaj Jerofiejew, 59-letni Rosjanin latami pracował jak niewolnik na fermie drobiu pod Lubinem. Zabrano mu dokumenty, był bity, głodzony. Jego nieszczęście zakończyło się dzięki pomocy trójki Polaków.
O sprawie 59-latka, który przyjechał do Polski w 1989 roku, by pracować jako cywilna obsługa stacjonującej wówczas w Polsce Armii Radzieckiej, poinformował PolsatNews w programie Interwencja. Kiedy obce wojska wyjechały w 1993 roku z kraju, pan Mikołaj postanowił zostać. Znalazł pracę w okolicach Lubina - zatrudnił się na fermie drobiu.
Trafił fatalnie. Państwo Ś., którzy przyjęli go do roboty na czarno, zabrali mu dokumenty i zabronili oddalać się od gospodarstwa. Był traktowany nieludzko. Nie wolno mu było pojechać do miasta. Zresztą nie miał żadnych własnych pieniędzy, bo gospodarze mu nie płacili.
Rozliczeniem za ciężką, niewolniczą pracę było pożywienie. Jak zapewnia sąsiadka gospodarzy, Jolanta Matejko, która w końcu pomogła Mikołajowi uciec z niewoli, często jego posiłkiem były zepsute produkty, ale bywało też, że przymierał głodem. Ta sytuacja trwała 23 lata.
Właściciele fermy wmówili mu, że wszędzie mogą się czaić służby poszukujące nielegalnych emigrantów, więc musi się chować w kurniku i nie wolno z nikim rozmawiać. Uwierzył - bał się, bo nawet nie umiał sobie wyobrazić, jakie mogą być konsekwencje jego zatrzymania przez aparat państwa. Nie miała żadnego pojęcia o rzeczywistości.
Teraz jest wolny. Uciekł w krótkich spodenkach, klapkach, nędznych ubraniach, bez żadnego dobytku - po prostu niczego własnego nie miał. Uczy się, jak mówi, żyć na nowo. Do wyrwania się z tego koszmaru namówiła go pani Jolanta oraz młodzi ludzie mieszkający w pobliżu.
- Ja nawet nie miałem pojęcia, gdzie miałbym się stamtąd wyrwać, nikogo nie znam. Ludzie ogólnie się ich bali, nikt nie chciał z nimi zadzierać. Wyzwisk to ja się nasłuchałem, aż na następne życie mi wystarczy, naprawdę - opowiedział pan Mikołaj o swoich gospodarzach i oprawcach reporterowi Interwencji.
Lubin. Niewolnicza praca na fermie drobiu. Rosjanin był więziony 23 lata
Rosjanina przygarnęło młode małżeństwo - Ewa i Krzysztof Tyszkiewiczowie. Dali mu pracę i dom, znaleźli adwokata, troszczą się o niego, pozwalają realizować swoje pasje. - On się interesuje astrofizyką, astronomią, historią, to jest człowiek, jak wyjęty z innego świata mówi Ewa Tyszkiewicz.
- Teraz przypomniałem sobie, że ja byłem kiedyś człowiekiem i znowu się nim staję - mówi Mikołaj Jerofiejew. Jego sprawą zajmie się wymiar sprawiedliwości. Pełnomocnik Rosjanina , mecenas Dominik Góra zawiadomił już służby. Zapewnia, że kancelaria będzie walczyła o zalegalizowanie jego pobytu w Polsce i o obywatelstwo. Sam Jerofiejew przyznaje, że łatwiej mu mówić po polsku niż w ojczystym języku. I ze śmiechem dodaje, że nie pije, ale chyba będzie musiał ze szczęścia się upić, gdy jego sprawy już się poukładają.