Duszniki-Zdrój. Skok komunistów na kasę obywateli. 70 lat po rabunkowej denominacji
28 października 1950 roku, sobota. Do laski marszałkowskiej został wniesiony projekt ustawy o zmianie systemu pieniężnego. Dzięki tej nowelizacji w niedzielę rano wszyscy Polacy obudzili się biedakami. Rozpętało się piekło - jednych nie było już stać nawet na węgiel na zimę, lub ciepły płaszcz, na który zbierali od lata. Tamte wydarzenia przypomni wystawa w dusznickim Muzeum Papiernictwa.
Minęło zaledwie 5 lat od wojny, w której większość polskich obywateli straciła dosłownie wszystko. Ludzie byli biedni, a życie skromne. Właśnie władza ogłosiła plan sześcioletni. Skąd się wzięły pieniądze na ten industrialny rozwój? Ano, właśnie z kieszeni biednego społeczeństwa.
Zrobiła to denominacja złotego. Prawdziwe intencje komunistycznej władzy wyznaczała atmosfera, jaka towarzyszyła procesowi legislacji. Głosowanie przeprowadzono wieczorem, posłowie zostali zatrzymani w sejmowym budynku, a wszystkie aparaty telefoniczne w całym budynku wyłączone. Żaden przeciek nie wydostał się poza Wiejską, żadna plotka nie ostrzegła przed pozbyciem się pieniędzy, które za chwilę miały zamienić się w niewiele warte papierki.
W tym samym dniu odbyło się szkolenie kierowników wszystkich oddziałów Narodowego Banku Polskiego z kraju. Każdy z nich wyruszył do domu późnym wieczorem w sobotę w towarzystwie smutnego pana. Tak samo przeprowadzone zostało szkolenie lokalnych przedstawicieli Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego.
Duszniki-Zdrój. Skok komunistów na kasę obywateli. 70 lat po rabunkowej denominacji. Tamte pieniądze pokażą na wystawie
Co najciekawsze - w skarbcu już od kilku tygodni czekały na swoją chwilę nowe banknoty i bilon, wyprodukowane w zagranicznych mennicach dwa lata wcześniej, w 1948 roku. Jednak i tak to wręcz nie do wiary, że nikt nie szepnął ludowi, jaka społeczna eksplozja szykuje się w najbliższym czasie.
O co chodziło? Trzeba było wprowadzić takie zasady, które uwolnią Polaków od jakichkolwiek oszczędności przez nich zgromadzonych. W tym celu wszystkie ceny, płace, zobowiązania, wkłady bankowe i oszczędnościowe w państwowych instytucjach zostały przeliczone w relacji 100 do 3. To znaczyło, że za każde 100 złotych teraz dostawało się tylko 3 złote.
Jednak w przypadku realnych środków, pozostających w rękach społeczeństwa, wymiana możliwa była tylko w relacji 100 do 1 - złotówka za sto złotych. Jednocześnie tą samą uchwałą obywatelom zabroniono posiadania złota, platyny i dolarów. Od jesieni 1950 za posiadanie tych niedozwolonych dóbr groziła kara 15 lat, a w przypadku obrotu - nawet kara śmierci.
Propaganda przekonywała, że takie rozliczenie posiadanych w skarpetach oszczędności jest sprawiedliwością dziejową. Tylko spekulanci, wyzyskiwacze, malwersanci mogli mieć zgromadzone środki i obawiać się powierzyć ich państwowemu bankowi PKO, zatem słuszne i sprawiedliwe jest pozbawienie ich tego zagrabionego majątku i przekazanie go na potrzeby całego ludu pracującego miast i wsi.
Czas jesienny wybrany został celowo. Rolnicy sprzedali swoje plony i trzymali w domach gotówkę, miasto szykowało się do zimy - trzeba było kupić ciepłe okrycia, opał, zrobić zimowe zapasy, odłożyć coś na grudniowe święta.
Od północy 28 października ogłoszony został stan pogotowia. Oddziały tajniaków, milicji, wojska i ORMO rozwoziły nowe pieniądze do punktów wymiany w miastach, miasteczkach i wsiach. Obawiano się rozruchów. Aktyw partyjny, młodzieżówki, a nawet SOK-iści, powołani do ochrony kolei, dwoili się i troili. Chodziło o stworzenie pozorów normalności. Ludzie byli wstrząśnięci, nie wolno było dopuścić nawet do kolejek czy zbiegowisk, bo od małej iskry mogło dojść do pożaru.
Zwłaszcza, że jednocześnie przekazano społeczeństwu hiobową wiadomość o podwyżce o 50 procent cen wódki od 30 października, co miało być początkiem twardej walki z alkoholizmem.
Skok komunistów na kasę obywateli 1950. Rabunkowa denominacja na wystawie w Muzeum Papiernictwa
Ucieczka od finansowej katastrofy była tylko jedna: trzeba było natychmiast pędzić na prowincję, gdzie informacja jeszcze nie dotarła i kupować wszystko jak leci - konie, krowy, świnie, pierzyny. Cokolwiek, co mogło przechować, zatrzymać wartość pieniądza.
W miastach jeszcze w niedzielę można było starymi pieniędzmi płacić za bilety do kin lub teatrów, rachunki w restauracjach, ciastka w cukierni. Ludzie próbowali za wszelką cenę wydać więc wszystko, co mieli w kieszeniach.
Na cukier, papierosy, alkohol, dłużej przydatną do spożycia żywność czy artykuły tekstylne popyt był ogromny. Lało się morze wódki - w końcu za kilka dni miała być o połowę droższa, a pieniądze zamieniły się w śmieci. Rekordowe zapewne były też niedzielne datki na tacę w kościele.
Ludzie byli zdezorientowani, panował chaos, posiadacze większych kwot w panice szukali sposobów na ocalenie oszczędności bez wpadania w oko władzom - angażowano rodziny, znajomych. Kuria zmobilizowała wszystkich duchownych i parafian do ratowania swojego majątku. W największej rozpaczy byli jednak ci, których denominacja pozbawiła uciułanych w pocie czoła groszy.
Jakie siły rządziły tym bestialstwem, jakiemu poddano polskie powojenne społeczeństwo, nie było wątpliwości. Złotówka przez propagandę porównywana była nieustannie do "najsilniejszej waluty świata", czyli… rubla.
Od 5 listopada, gdy powoli likwidowano punkty wymiany pieniędzy, rozpoczęły się spektakularne naloty na posiadaczy nielegalnych już dolarów i złotych monet. Kto nie zdążył poszukać zaufanego dyplomaty, który miał prawo do dolarowego depozytu lub znajomego złotnika, który "świnki" przerobił na legalne pierścionki lub kolczyki, mógł zarobić nawet "czapę". Skutkiem tej wymiany pieniędzy z 1950 roku był kompletny zaufania obywateli do władzy.
Duszniki-Zdrój. Zobacz historię Polski zapisaną w banknotach
O tej wielkiej grabieży, zmianach, jakie przyniosła w głowach i portfelach Polaków, opowie wystawa "Od wymiany do wymiany. O banknotach polskich z lat 1945-1995" w Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju.
Zobaczymy banknoty powojenne i wprowadzone do obiegu w 1950 roku. Te były używane jeszcze w latach 70. Zastąpiła je dopiero seria "Wielcy Polacy". W latach 80. do obiegu weszła nowe edycja - z powodu jej kolorowej stylistyki i galopującej inflacji, która przypadła na tamten czas, zwano je "biletami do cyrku". Kilka lat później trzeba było dodrukować nowe banknoty z sześcioma zerami, które uczyniły Polaków milionerami, co zmieniło się dopiero w 1995 roku, po denominacji z grudnia 1994. Te różne banknoty, towarzyszące Polkom na przestrzeni powojennej historii oglądać będzie można w Muzeum Papiernictwa do końca lutego 2021 roku.