Wraca do gry, czy wygryzie Napieralskiego?
Leszek Miller wraca. Mocniejszy i jeszcze bardziej żądny władzy - pisze dziennik "Polska The Times". Czy wygryzie Grzegorza Napieralskiego? - Miller lojalność okazywał wobec podwładnych, rzadko wobec szefów - mówi jeden z dawnych liderów SLD.
08.07.2011 | aktual.: 08.07.2011 09:52
Miller pochodzi z robotniczej rodziny. Jego ojciec był krawcem, matka szwaczką. Rodzice rozstali się, gdy miał pół roku. Miller z ojcem od tamtej pory nie utrzymywał kontaktu. Wychowywany był w duchu katolickim, w końcu został ministrantem. Ciekawostką jest, że ten znany antyklerykał kilka lat później wziął ślub kościelny.
Skończył szkołę zawodową, a potem wieczorowe technikum elektroenergetyczne. Później odbył służbę wojskową w marynarce wojennej, w tym na okręcie ORP "Bielik". Po ukończeniu służby wojskowej w 1969 r. został działaczem PZPR. A po otrzymaniu partyjnej rekomendacji rozpoczął studia politologiczne w partyjnej Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR, które ukończył w 1978 r., uzyskując tytuł zawodowy magistra nauk politycznych.
- Miller był samoukiem, dokształcał się na własną rękę. Dużo czytał. Najbardziej jednak dziwi mnie, że chociaż wyszedł z wielkiej biedy, to kiedy doszedł do władzy, nie realizował programu socjaldemokratycznego. Pokazał się wtedy jako liberał - mówi jego wieloletni kolega. Dlaczego? Bo Leszek Miller, jak go określił, nie jest człowiekiem wczoraj, ale dziś. I kiedy rynek zaczął się zmieniać, doszedł do wniosku, że trzeba zostać wyznawcą wolnego rynku.
- On jest pragmatykiem, nie ideowcem. Kiedy został premierem, miał wszystko. Wtedy stał się człowiekiem władzy, dyktatorem. Każdego po drodze eliminował - mówi Kazimierz Kik, który teraz startuje do senatu z poparciem SLD i z którym Miller toczył zażarte boje.
Miller wdał się też w spór z Aleksandrem Kwaśniewskim o to, kto ostatecznie będzie ojcem integracji europejskiej. Dzisiaj nie walczą już o to ze sobą. Znaleźli wspólnego wroga - Platformę Obywatelską, która, jak to określili, chce "wygumkować" ich z historii. Z szorstkiej przyjaźni jednak nie zrodziła się prawdziwa przyjaźń. Bo jak wszyscy go znający zgodnie podkreślają, Leszek Miller jest zbyt nieufny, by w polityce pozwolić sobie na element sympatii. - W SLD nie miał przyjaciół, tylko sprzymierzeńców - mówi jego znajomy.
Jedno jest pewne - Miller dla SLD to wciąż niewykorzystany potencjał. A oprócz tego były premier ma hart ducha, który nie pozwala mu spocząć i ciągnie do polityki, jak wilka do lasu.