"Wprost": Kulisy gry o wpływy w telewizji i radiu
Z szumnie zapowiadanych mediów narodowych pozostanie na razie tylko nazwa. Ale i tak toczy się o nie zacięta walka - pisze Eliza Olczyk.
Mało która wiadomość była w stanie tak zaskoczyć posłów PiS jak informacja, że od 1 lipca nie wejdzie w życie jeden ze sztandarowych projektów partii rządzącej, czyli tzw. duża ustawa o mediach narodowych, podporządkowująca publiczne radio, telewizję i PAP Radzie Mediów Narodowych oraz wprowadzająca opłatę audiowizualną w miejsce abonamentu. Zastąpi ją kolejna ustawa przejściowa.
Wszystko, co miało być istotą zmiany - skupienie mediów publicznych w jednej fundacji, przekształcenie ich ze spółek prawa handlowego w instytucje kultury, przeniesienie produkcji programów telewizyjnych z zewnętrznych firm do TVP, położenie nacisku na realizację misji, weryfikacja kadr i wprowadzenie powszechnej opłaty audiowizualnej – nie ma szans na wejście w życie w dającej się przewidzieć perspektywie.
Górą Kurski?
W PiS wielu polityków się zastanawia, czy jest to kolejna odsłona wojny o kontrolę nad mediami, toczącej się między Jackiem Kurskim, prezesem TVP, a Krzysztofem Czabańskim, wiceministrem kultury i autorem pomysłu na media narodowe. Bo jeszcze kilka tygodni temu nic nie zwiastowało katastrofy. Co prawda pakiet ustaw o mediach narodowych był krytykowany przez wiele środowisk. Bronisław Wildstein zasiadający w Narodowej Radzie Rozwoju nie zostawił na tych propozycjach suchej nitki. Mówił np., że projektowane przepisy doprowadzą do paraliżu mediów publicznych, a pomysł, żeby posłowie zasiadali w Radzie Mediów Narodowych, urąga wszelkim standardom apolityczności.
Z kolei sejmowi legislatorzy przestrzegali, że niektóre z proponowanych rozwiązań będą wymagały notyfikacji, czyli zatwierdzenia przez Brukselę. Ale jeszcze 1 czerwca na posiedzeniu podkomisji pracującej nad projektami ustaw wiceminister Czabański twierdził, że do projektów wprowadzi się poprawki.
Tymczasem w ubiegłym tygodniu okazało się, że z dużej ustawy medialnej nic nie będzie. Zamiast tego powstanie ustawa pomostowa, która zastąpi tzw. małą ustawę medialną, tracącą ważność 30 czerwca. Na jej mocy zostanie powołana Rada Mediów Narodowych – i w zasadzie na tym koniec. W PiS można usłyszeć dwa wyjaśnienia tego zwrotu akcji.
Pierwsze dotyczy właśnie owej notyfikacji. Trwa ona od pół do półtora roku, a może się przeciągnąć i na kilka lat. – Jesteśmy na wojnie z Brukselą i jest prawdopodobne, że tamtejsi urzędnicy wykorzystają każdy pretekst, żeby nam utrudnić życie – mówi poseł PiS. – Lepiej na razie zrobić ustawę pomostową i pracować spokojnie nad dużą.
Drugie wyjaśnienie brzmi: jest to wielki triumf prezesa TVP Jacka Kurskiego, który od początku był przeciwnikiem przekształcenia telewizji w medium narodowe, chociażby dlatego, że szef tej instytucji pozostawałby na łasce i niełasce Rady Mediów Narodowych. Kurski już raz zablokował prace nad mediami narodowymi, przekonując prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że konieczne są szybkie zmiany kadrowe w mediach publicznych. W ten sposób została uchwalona tzw. mała ustawa medialna, na mocy której Kurski został prezesem TVP.
Górą Czabański?
Nasi rozmówcy twierdzą, że Kurski pilnie śledził przebieg prac nad dużą ustawą medialną i cieszył się ze ślimaczego tempa prac nad nią. Faktycznie, nim sprawa dużej ustawy medialnej upadła, podkomisja zdołała opracować zaledwie punkty od 1. do 19. z bardzo obszernego dokumentu.
- Na Woronicza już strzelały korki od szampana, bo Kurski był przekonany, że nie zdążymy na czas - mówi poseł PiS. - Czy faktycznie Kurski interweniował u prezesa, aby ponownie zablokować ustawę o mediach narodowych? - pytam polityka PiS obeznanego w tematach medialnych. - Nie musiał - odpowiada mój rozmówca. - Ta ustawa została skrytykowana przez tyle środowisk, że nie miała szansy na wejście w życie.
Ale to nie znaczy, że Kurski uwolnił się od Czabańskiego. Na mocy ustawy pomostowej zostanie utworzona Rada Mediów Narodowych, która będzie powoływała i odwoływała zarządy i rady nadzorcze radia, telewizji i PAP, dyrektorów oddziałów regionalnych TVP, a także powoływała rady programowe mediów.
Według nieoficjalnych informacji na czele Rady Mediów Narodowych stanie… Krzysztof Czabański, który zrezygnuje ze stanowiska wiceministra kultury. A więc to on będzie kontrolował prezesa TVP.
- Kurski nie będzie znał dnia ani godziny, bo przecież nie został wyłoniony w konkursie. Będzie musiał dogadać się z Czabańskim - mówi polityk z obozu wiceministra kultury.
Na pewno w interesie obu leży poprawienie ściągalności abonamentu RTV. W ubiegłym roku zapłaciło go zaledwie 1 mln 60 tys. gospodarstw na 6 mln 720 tys. zarejestrowanych odbiorników i na 13 mln wszystkich gospodarstw domowych w Polsce. Wpływy wyniosły 743 mln zł, a KRRiT szacuje, że na utrzymanie mediów publicznych potrzeba 2,6 mld zł, a więc tyle, ile planowano zebrać z niedoszłej opłaty audiowizualnej. PiS musi więc wymyślić sposób na poprawę ściągalności abonamentu, żeby media Czabańskiego i Kurskiego mogły jako tako funkcjonować.