"Wprost": groźna sekta pod bokiem Kościoła
Od kilkunastu lat w Bydgoszczy działa groźna sekta - czytamy w tygodniku "Wprost". W trakcie egzorcyzmów zmarł mężczyzna, dwie osoby związane z grupą popełniły samobójstwa. Mimo to miejscowy biskup nie wydaje oświadczenia ostrzegającego przed kontaktem ze wspólnotą.
28.07.2014 | aktual.: 28.07.2014 11:33
O pani Irenie i jej szczególnej łasce od Boga ludzie przekazują sobie informacje. Pomaga ludziom, ale najpierw trzeba do niej napisać list. Następnie, gdy Irena uzna to za właściwe - można pojechać na egzorcyzmy. Tygodnik opisuje historię Alicji, która dowiedziała się o pewnej pobożnej emerytce w Bydgoszczy, która doznaje prywatnych objawień, ma wizje i uzdrawia chorych.
Odpowiedź na swój list Alicja otrzymała z Bydgoszczy, ale nie od pani Ireny, lecz od samego Boga Ojca. "Ja, Bóg Ojciec Przedwieczny, mówię do Ciebie, córeczko kochana Irenko, co dotyczy Alicji..." zaczynało się spisane na komputerze orędzie. Bóg Ojciec zalecał modlitwę i pełne zaufanie do Ireny, do której trzeba było przyjechać trzy razy na wypędzenie złego ducha - cytuje tygodnik.
Okazało się jednak, że trzy egzorcyzmy nie wystarczą. Zjazd zaczynał się o godz. 18 mszą, potem koronka, różaniec, modlitwy Ireny podyktowane jej z nieba. Potem około 3 w nocy kolejna msza i tak do szóstej rano. W trakcie swoich wizji Irena dostawała religijnej ekstazy, trzęsła się, miała konwulsje.
Brak snu i potworne zmęczenie sprawiały, że wszystkie słowa Ireny przyjmowane były bezrefleksyjnie - opowiada tygodnikowi Ryszard, były uczestnik grupy. - Godziliśmy się praktycznie na wszystko, nie było miejsca na wątpliwości. Dopiero po pięciu latach udało mu się uwolnić, a raczej został wyrzucony po tym, jak raz nie mógł dojechać na zjazd. Został wyklęty, zostały spalone wszystkie jego rzeczy, a inni członkowie dostali zakaz kontaktowania się z nim. Wszyscy, którzy opuszczali grupę skazani byli na potępienie.
Zaczęło się dość szybko wymuszanie ofiar pieniężnych. Najpierw co łaska, potem Irena ustaliła minimalną stawkę 50 zł od osoby. Niektórzy zaczęli dawać po 600, a nawet 1000 zł.
Jedna chora osoba zmarła w domu pani Ireny podczas nocnych modłów – mężczyzna umierał, ale nie wezwano pogotowia, tylko pani Irena odprawiała modlitwy, powtarzała: "Panie, tchnij w niego życie". W tym czasie ksiądz udzielał namaszczenia. Pod wpływem pani Ireny znajduje się ciągle wiele osób z całej Polski. To często wykształcone, myślące osoby, które uległy psychomanipulacji. Mówią, że mają wątpliwości, ale boją się odejść, bo Irena straszy szatanem i wiecznym potępieniem – opowiadają rozmówcy tygodnika.
Proboszcz pobliskiej parafii od lat wiedział o funkcjonowaniu grupy. Ks. Sylwester Warzyński, rzecznik diecezji bydgoskiej również potwierdza, że wie o całej sprawie. Proboszcz został zobowiązany, by przyjrzał się całej sytuacji. Jego zdaniem sprawa jest rozwiązana. - Jestem proboszczem, w ogóle nie wiedziałem o sytuacji. Ale już z tą panią rozmawiałem - ucina, zapewniając, że grupa zapewne przestanie istnieć.
Tymczasem grupa pani Ireny nadal funkcjonuje.