Wołodymyr Zełenski walczy o pokój. Skandal nie cichnie, a Ukraina pyta: czy to jest "Ali Baba"?
Gdy Ukraina prowadzi kluczowe negocjacje pokojowe, prezydent Wołodymyr Zełenski zmaga się z drugą, wewnętrzną batalią - o wiarygodność własnego otoczenia. W kraju nie cichnie afera korupcyjna związana ze śledztwem "Midas". Media pytają, czy tajemniczy "Ali Baba" z nagrań korupcyjnych to faktycznie Andrij Jermak, szef prezydenckiej kancelarii i uczestnik rozmów pokojowych.
- To wyjątkowe nieszczęście dla Ukrainy w momencie głębokiego kryzysu wewnętrznego, ktoś wręcz idealnie skomponował sytuację, by uderzyć w kraj w kluczowym momencie – mówi Jan Piekło, były ambasador RP w Ukrainie, komentując nowe doniesienia o kulisach afery korupcyjnej Midas.
Według ustaleń dziennikarzy portalu Ukraińska Prawda, po ujawnieniu materiałów afery, szef kancelarii prezydenta Andrij Jermak miał polecić podległym służbom przygotowanie kompromitujących materiałów i zarzutów wobec szefa Antykorupcyjnej Prokuratury Specjalnej (SAPO) Ołeksandra Kłymenki.
Dziennikarze doszli do tego, wyjaśniając tajemnicze oświadczenie Kłymenki, który tydzień temu powiedział na konferencji: "Ali Baba organizuje spotkania i przydziela zadania organom ścigania, aby ścigały detektywów NABU i prokuratorów SAPO. To nie jest normalna historia". Urzędnik nie ujawnił jednak, kto w jego słowniku kryje się pod pseudonimem "Ali Baba", co pozostawiło szeroką sferę domysłów.
"USA może zniszczyć Rosję siłami lotniczymi". Czemu Putin nie atakuje USA
Dwie bitwy Zełesnkiego. Jedna o pokój, druga z korupcją
- Zełenski toczy dziś dwie bitwy. Jedna to negocjacje pokojowe. Druga to konsekwencje afery korupcyjnej, która wizerunkowo bardzo osłabiła Zełenskiego - uważa Jan Piekło, były dyplomata. - W Radzie Najwyższej pojawiły się żądania dymisji Andrija Jermaka, na co prezydent na razie się nie zgodził. Politycy opozycji, w tym były prezydent Petro Poroszenko, proponują powołanie rządu jedności narodowej. Nawet przedstawiciele partii Zełenskiego, Sługa Narodu, pozostają podzieleni - tak były ambasador RP na Ukrainie komentuje wewnętrzne starcia w Ukraińskiej polityce.
Szef SAPO dodał, że w ukraińskiej polityce istnieje konkretna osoba, która koordynuje działania i wywiera presję na agencje antykorupcyjne. Te znalazły się pod presją zwłaszcza po ujawnieniu nagrań dotyczących biznesmena Timura Mindycza, który zasłynął ucieczką do Izraela przez Polskę, który był przez wiele lat blisko Zełenskiego.
Ukraińska Prawda twierdzi, że "Ali Baba" to określenie funkcjonujące w wewnętrznej komunikacji agentów antykorupcyjnych i opisuje ono lidera prezydenckiego obozu. W kręgach politycznych wobec Jermaka używa się skrótu "AB" - od inicjałów imienia i nazwiska patronimicznego Andrij Borysowicz Jermak. Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) odmówiło potwierdzenia lub zaprzeczenia doniesieniom o tym, czy podejrzenia dotyczą bezpośrednio samego Jermaka.
Wpływowy polityk ponad podejrzeniami. Uczestniczy w negocjacjach
Niespodziewanym wybawieniem dla Andrija Jermaka - prawej ręki Zełenskiego okazał się kontrowersyjny i sprzyjający Rosji projekt "planu pokojowego". Na razie jest on jedną z głównych postaci rozpoczętych w weekend rozmów na temat planu pokojowego. W niedzielę pojawił się u boku Marco Rubio informując o postępach w rozmowach. Jeszcze niedawno ukraińska opinia publiczna widziała w nim głównego kandydata do dymisji po ujawnieniu afery "Midas".
"Zełenskiemu udało się utrzymać swoich na stanowiskach częściowo dzięki wewnętrznym naradom, a częściowo dzięki niezdecydowaniu deputowanych. Jednak głównym wybawcą Jermaka, paradoksalnie, okazał się prezydent USA Donald Trump. Plan pokojowy przywieziony do Kijowa przez jego emisariuszy był tak skandaliczny i nie do przyjęcia, że na jego tle los szefa kancelarii prezydenta wydawał się sprawą drugorzędną" - komentują w osobnym tekście dziennikarze Ukraińskiej Prawdy.
Przypomnijmy, że afera "Midas" nie tylko wstrząsnęła ukraińską opinią publiczną, lecz także podważyła reputację państwa przed najważniejszym sojusznikiem - USA. Według ustaleń śledczych z Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU), realizacja kontraktów na odbudowę infrastruktury energetycznej była obciążona w 10-15 proc. łapówkami.
Z systemu miało w ten sposób zniknąć około 100 mln dolarów. Skandal wybuchł w momencie, gdy rosyjskie ataki na infrastrukturę energetyczną zabijają nawet pracowników państwowych spółek, którzy bohatersko starają się utrzymać sieć energetyczną w działaniu. W Kijowie mówi się o "obrzydliwym" procederze podcinającym wysiłek wojenny.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski