Wojna w Iraku pomogła terrorystom - twierdzą krytycy Busha
Prezydent George W. Bush przypisuje
niekończącą się serię aktów przemocy w powojennym Iraku
niedobitkom reżimu Saddama Husajna i terrorystom. Tymczasem krytycy amerykańskiego przywódcy obarczają właśnie jego odpowiedzialnością za destablizację w regionie.
"Ci mordercy uczynili Irak centralnym frontem w wojnie z terrorem" - powiedział niedawno w ONZ Bush i powtarzał to potem w kolejnych wystąpieniach, broniąc swej polityki w Iraku. Jednak krytycy Busha mówią, że jeśli Irak staje się pierwszą linią frontu w globalnej wojnie, jest tak przede wszystkim dlatego, iż amerykańska operacja militarna zdestabilizowała ten kraj, dzięki czemu mogli tam przeniknąć ekstremiści.
"Sytuacja w Iraku nie miała nic wspólnego z wojną z terrorem, dopóki administracja Busha nie postanowiła dokonać inwazji, aby doprowadzić do zmiany reżimu" - powiedział Ted Galen Carpenter, analityk z waszyngtońskiego Cato Institute. Carpenter uważa, że po upadku Saddama i ustanowieniu w Iraku amerykańskich rządów okupacyjnych zapanowały tam przemoc i chaos, charakterystyczne dla "państw upadłych". W rezultacie Irak stał się doskonałym plakatem agitacyjnym, przysparzającym rekrutów terrorystom z Al-Kaidy.
Przed inwazją na Irak administracja Busha argumentowała, że Saddam rozporządza bronią masowego rażenia i prędzej czy później udostępni ją Al-Kaidzie lub innym terrorystom.
Wojna w Iraku była pierwszą operacją zbrojną podjętą zgodnie z nową doktryną strategiczną USA. Przewiduje ona, że Ameryka będzie zadawać swym przeciwnikom uderzenia wyprzedzające, zamiast czekać, aż oni zaatakują.
Jednak mimo sześciu miesięcy poszukiwań ekipy inspektorów amerykańskich nie znalazły w Iraku broni masowego rażenia ani dowodów, że Saddam był powiązany z Al-Kaidą.
Władze koalicyjne alarmują natomiast, że do Iraku napływają teraz z sąsiednich krajów ekstremiści islamscy. Amerykański administrator Iraku Paul Bremer powiedział we wrześniu, że wśród 240 cudzoziemskich bojowników zatrzymanych dotychczas w tym kraju przez wojska USA jest 19 dżihadystów z Al-Kaidy.
"Jestem pewien, że nie brak (sił) próbujących wykorzystać do swych celów sytuację w Iraku, a my dostarczyliśmy im dogodnego pretekstu, obalając przywódców ważnego państwa islamskiego, choć było to państwo świeckie" - powiedział Richard W. Murphy z amerykańskiej Rady Stosunków Zagranicznych.
Bush starał się w ostatnich wystąpieniach podważyć opinię, że Irak jest wciąż siedliskiem chaosu. W cotygodniowym przemówieniu radiowym 11 października powiedział, że w Iraku bazary tętnią życiem, półki sklepowe są pełne, ropa naftowa płynie rurociągami, a na dachach domów pojawia się coraz więcej telewizyjnych anten satelitarnych. Jednak krytycy Busha w Kongresie twierdzą coraz głośniej, że wojna w Iraku i powojenna odbudowa mogą odciągnąć środki i uwagę od prawdziwych zagrożeń - Osamy bin Ladena i Al-Kaidy, jego siatki terrorystycznej.
Senator Bob Graham, były przewodniczący senackiej Komisji Wywiadu i do niedawna jeden z potencjalnych kandydatów Partii Demokratycznej na prezydenta USA, nie wyklucza, że w sumie operacja iracka zaszkodziła wojnie z terrorem.