Wojna trojańska trwa

Ponad 3 tys. lat po zburzeniu Troi znów toczy się zacięty bój o to miasto. W roli Achillesa i Hektora występują dwaj szacowni profesorowie z Tybingi, z których każdy zgromadził międzynarodową armię zwolenników – naukowców, asystentów i dziennikarzy. Nawet politycy pośrednio uczestniczą w tym sporze.

Pojedynki odbywają się nie na jesionowe włócznie, lecz na argumenty i szydercze epitety. Prof. Frank Kolb nazwał swego kolegę Manfreda Korfmanna, od 16 lat prowadzącego wykopaliska na trojańskim wzgórzu, Dänikenem archeologii, który stawia najbardziej fantastyczne hipotezy, aby tylko zaskarbić sobie życzliwość tureckich gospodarzy. Dziennik „Die Welt” zastanawia się, czy odkrycia Korfmanna, które początkowo wydawały się archeologiczną sensacją, nie okażą się naukowym skandalem. Z obozu Dänikena archeologii dobiegają natomiast głosy, że krytykami powoduje zazdrość, ponieważ sami niczego nie odkryli, a ponadto nie potrafią zrezygnować z przestarzałych, podręcznikowych i „jedynie słusznych” poglądów. Spór ma ogromne znaczenie nie tylko dla historii późnej epoki brązu. Korfmann i jego stronnicy, wśród których najwybitniejszym jest dr Brian Rose z University of Cincinnati, twierdzą że Troja nie była niewielką twierdzą, jak przez dziesięciolecia uważano, lecz kwitnącą handlową metropolią nad Hellespontem, łączącą
Europę z Azją i Orient z Zachodem. Trojanie utrzymywali intensywne kontakty z obejmującym centralną Anatolię imperium hetyckim. Około 1300 r. p.n.e. tak znakomitego miasta nie było w całej Europie! Troja składała się nie tylko z fortecy, czyli z akropolu, ale także z rozległego „dolnego miasta”, zajmującego 27 ha, otoczonego murem i rowem obronnym. Gród nad Skamandrem był ojczyzną co najmniej 7 tys. ludzi. Homer, który ukazał Ilion jako miasto potężne i bogate, zdolne przez 10 lat opierać się wojownikom przybyłym z całej Grecji, najogólniej rzecz biorąc, miał więc rację.

Frank Kolb i jego zwolennicy głoszą zaś, że dowody na rzecz tej błyskotliwej i medialnej hipotezy są nieliczne i mocno wątpliwe. Tak naprawdę Troję należy uznać za prowincjonalną twierdzę bez historycznego znaczenia. Jej mieszkańcy (a było ich niespełna tysiąc) żyli z rolnictwa i hodowli bydła. Wnioskować z tego można, że poematy Homera nie zawierają „historycznego jądra”. Czy wojownicy ze wszystkich stron Hellady urządziliby wielką wyprawę, aby oblegać i łupić tak nędzną mieścinę?

Polemika na ten temat toczyła się nie na łamach elitarnych magazynów naukowych, lecz z udziałem szerokiej publiczności, za pośrednictwem mediów. Na przełomie 2001 i 2002 r. opartą na tezach Korfmanna wystawę obejrzało w Niemczech kilkaset tysięcy osób. Obecnie przeszłość Ilionu znów budzi ogromne zainteresowanie. Na ekrany kin wchodzi bowiem trzygodzinny historyczny epos „Troja” na motywach „Iliady” i „Odysei”, w którym Brad Pitt jako Achilles gromi trojańskie zastępy.

O tym, że Homer przedstawił prawdziwe wydarzenia, przekonany był w XIX w. kupiec z Meklemburgii, Heinrich Schliemann. W 1870 r. rozpoczął wykopaliska na tureckim wzgórzu Hisarlik, wysokim najwyżej na 38 m, położonym 15 km na południe od cieśniny, przez starożytnych zwanej Hellespontem. Schliemann odsłonił ruiny dawnych osad, natrafił w nich na przepyszne klejnoty, diademy, kolie i łańcuchy. „Bajka o biednym chłopcu, który znalazł skarb” – tak zatytułował opowieść o Schliemannie C.W. Ceram, autor romansu archeologicznego „Bogowie, groby i uczeni”, wciąż kochanego przez czytelników i będącego przedmiotem bezlitosnych drwin ekspertów.

Obecnie w kręgach fachowców panuje opinia, że niemiecki badacz amator był żądnym sławy i opętanym ambicją krętaczem, który przyniósł nauce co najmniej tyle samo szkód, ile korzyści. On to, by jak najszybciej dobrać się do kosztowności Troi, zniszczył leżące wyżej warstwy miasta, bezcenne z punktu widzenia nauki.

Już Schliemann zdawał sobie sprawę (aczkolwiek do śmierci nie przyznał się do tego), że złoto, które nazwał „skarbem Priama”, nie mogło należeć do trojańskiego monarchy. Klejnoty pochodziły bowiem z warstwy datowanej na mniej więcej 2400 r., czyli grubo ponad tysiąc lat wcześniejszej niż Troja, o której śpiewał Homer. Homerowy Ilion to zamożna Troja VI, zniszczona około 1300 r. p.n.e. zapewne przez trzęsienie ziemi, a nie przez ludzi, gdyż brakuje śladów pożaru, o którym mówi poeta, albo też uboższa Troja VII a, obrócona w perzynę przez nieznanych najeźdźców mniej więcej (w dużym przybliżeniu) w 1200 r. p.n.e.

W 1883 r. wykopaliska kierowane przez Wilhelma Dörpfelda, byłego asystenta Schliemanna, doprowadziły do odkrycia imponującej twierdzy trojańskiej otoczonej masywnymi murami i wieżami. Była to jednak tylko forteca, rezydencja władcy, zajmująca powierzchnię niewiele większą niż boisko piłkarskie. W mury takiego akropolu można było wtłoczyć najwyżej kilkuset ludzi. Cóż tu mówić o wielkim mieście i 10-letnim oblężeniu! Obrazu tego nie zmieniły zasadniczo zakończone w 1938 r. prace wykopaliskowe Amerykanina Carla Blegena. Potem władze tureckie ogłosiły region Hisarliku terenem wojskowym i przez 50 lat na tym „najważniejszym wzgórzu archeologii” panowała cisza. Dopiero w 1988 r. prof. Manfred Korfmann uzyskał zgodę na rozpoczęcie prac. Przybył na czele licznej ekspedycji, złożonej z 70 międzynarodowych ekspertów różnych specjalności, w tym geofizyków, archeo-botaników, a nawet specjalistów od radarów. Korfmann jest bardzo obrotnym człowiekiem. Zapewnił sobie hojnego sponsora – koncern samochodowy Daimler-Chrysler.
Początkowo wykopaliska nie przyniosły rewelacji i w 1992 r. archeolog z Tybingi wyraził opinię, że Troja była najwyżej „gniazdem piratów”. Korfmann zwrócił jednak uwagę na fakt, że w monumentalnych bramach cytadeli brakuje śladów instalacji blokujących, takich jak kraty czy wrota. Jak więc obrońcy zatrzymywali nieprzyjaciela? Archeolog doszedł do wniosku, że musiały istnieć jakieś zewnętrzne fortyfikacje. Poszukiwania prowadzone przy użyciu skanera magnetycznego, wykrywającego struktury ukryte w ziemi, przyniosły sensacyjne wyniki. Ekspedycja Korfmanna wytropiła

wykuty w skale rów

oraz szczątki (długości zaledwie niespełna 10 m) zewnętrznego muru. Naukowiec z Tybingi oznajmił światu, że te umocnienia otaczały trojańskie dolne miasto, zabudowane domami z kamienia podgrodzie, które liczyło nawet 10 tys. mieszkańców. Rów był zaś fosą mającą powstrzymać rydwany bojowe. „Ludzie, którzy twierdzą, że istniała Troja Homerowa, miasto ludne i znacznych rozmiarów, ucieszą się z tego odkrycia”, stwierdził Korfmann. Brian Rose oświadczył zaś, że odnalezienie trojańskiego podgrodzia „oznacza gwóźdź do trumny niedowiarków”.

Profesor z Tybingi tak przedstawiał swą wizję upadku Ilionu: „Homer opowiada o 10-letnim oblężeniu miasta przez Achajów, tymczasem na trojańskim wzgórzu odnaleziono zaledwie sześć grotów strzał. Odkrycie dolnego miasta wydaje się wyjaśniać ten problem. Pociski atakujących nie donosiły do akropolu, spadały na terenie podgrodzia. Napastnicy wybili obrońców dolnego miasta strzałami z łuków i kamieniami z katapult, a górne miasto opanowali w walce wręcz”. Korfmann oznajmił też, że Troja była bogatą metropolią handlową – poddani króla Priama sprzedawali przede wszystkim dorodne rumaki. W ruinach Ilionu znaleziono ponadto kość słoniową z Afryki, bransolety z Pomorza, litewski bursztyn i ceramikę cypryjską. Zdaniem Korfmanna i jego zwolenników, podręczniki historii epoki brązu trzeba napisać od początku.

W świat poszła wieść o naukowej sensacji. „Nadworni” dziennikarze na koszt Daimlera latali do Turcji, aby informować o sukcesach misji. Pojawiły się książki i katalogi, zamieszczające komputerowe rekonstrukcje wyglądu przepysznej Troi z okazałym podgrodziem. Przemyślny Korfmann, chętnie pozujący do zdjęć w kapeluszu

á la Indiana Jones,

oznajmił, że Ilion miał silne powiązania z imperium Hetytów. W zapisanych pismem klinowym dokumentach hetyckich występuje miasto Wilusa, zdaniem zwolenników Korfmanna, identyczne z Troją Homerową. Przetrwał również traktat, który król Hetytów, Muwatalli II, zawarł około 1280 r. p.n.e. z władcą Wilusy, Alaksandu (królewicz trojański Parys, który, jak śpiewa Homer, porwał piękną Helenę, nosił jakże podobne drugie imię – Aleksandros).

Korfmann podkreślał związki Ilionu z Azją Mniejszą (a nie ze światem egejskim). Nazwał znalezioną w Troi ceramikę z późnej epoki brązu szarą anatolijską. Wywołało to oczywiście satysfakcję władz w Ankarze. Turcja pragnie przystąpić do Unii Europejskiej i szuka oparcia także w tworzącym fundamenty cywilizacji europejskiej micie trojańskim. Zadowolony prezydent Turcji, Ahmet Sezer, oznajmił, iż jak wynika z wykopalisk na wzgórzu Hisarlik, „najmocniejsze korzenie kultury europejskiej znajdują się w Anatolii”. Wśród archeologów rozeszły się pogłoski, że urzędnicy w Ankarze niechętnie udzielają koncesji tym naukowcom, którzy z tezami Korfmanna się nie zgadzają (obrotny archeolog przyjął w końcu obywatelstwo tureckie).

Kolejną wojnę trojańską rozpętał prof. Frank Kolb, gdy w lipcu 2001 r. na łamach dziennika „Berliner Morgenpost” poddał „rewelacyjne” odkrycia Korfmanna miażdżącej krytyce. Domniemany rów obronny wcale nie był fosą, lecz kanałem odwadniającym. Nie przebiegał bowiem w sposób ciągły, lecz była w nim 10-metrowa przerwa, która stanowiłaby znakomitą autostradę dla nieprzyjacielskich rydwanów. „Trojanie byliby głupimi mieszczuchami, a nie bohaterami, gdyby sprawili sobie taki system obronny”, szydził Kolb.

Jego zdaniem, nie ma świadectw, że dolne miasto było zabudowane kamiennymi domami – stały tu najwyżej rzadko rozrzucone chaty z drewna i gliny, między którymi rozciągały się pola uprawne. Jak Troja mogła być metropolią handlową, skoro nie miała portu? Identyfikacja Ilionu z Wilusą jest kwestionowana przez wielu hetytologów. Domniemane dowody na

szerokie kontakty kupieckie

miasta Priama pochodzą z różnych epok obejmujących dwa tysiąclecia, tymczasem Troja VI istniała tylko 300 lat. Odkryte szczątki koni nie świadczą, że Trojanie nimi handlowali. Rumaki hodowano wszędzie tam, gdzie były rydwany bojowe. Do tych zarzutów przyłączył się Dieter Hertel, archeolog z Monachium, który początkowo uczestniczył w wykopaliskach na wzgórzu Hisarlik. Kiedy Hertel uznał, że Troja nie miała znaczącego dolnego miasta, Korfmann zasugerował mu, że powinien zrezygnować z udziału w misji. Innych sceptycznych naukowców spotkał podobny los.

Po wystąpieniu prof. Kolba w obozie Dänikena archeologii zapanowała konsternacja. Korfmann musiał „zredukować” populację Trojańczyków z 10 tys. do 7 tys. Jego asystent Peter Jablonka sugerował, że jeśli rów nie był fosą, stanowił kanał żeglowny lub część rozległego portu. Sam Korfmann wskazywał, że 10-metrowa

„autostrada dla rydwanów”

mogła być zamknięta drewnianą bramą. Dotkliwą porażkę „obozowi wielkiej Troi” przyniósł rok 2003. Trzeba było przyznać, że niespełna 10-metrowy odcinek muru otaczającego domniemane dolne miasto to w rzeczywistości „pokryty kamiennymi płytami kanał odwadniający”.

Frank Kolb triumfował: „Fikcja Korfmanna rozwiała się ostatecznie. Troja została zdobyta po raz drugi, a mury miasta zburzone”. Władze uniwersytetu w Tybindze z niesmakiem upomniały profesora, aby bardziej liczył się ze słowami. W odpowiedzi kilku historyków z tej samej uczelni wystosowało w obronie Kolba list otwarty. Korfmann usiłował się bronić, twierdząc, że domniemany 10-metrowy mur był nie tylko kanałem, ale także kamiennym fundamentem pod basztę z wypalanej cegły. Aby obronić swą hipotezę, szermierz idei „wielkiej Troi” zaczął głosić, że podgrodzie miało powierzchnię aż 36 ha, przy czym fosę i mur obronny dolnego miasta dzieliła przestrzeń od 70 do 120 m. Wielu jednak, nie bez racji, uznało tę hipotezę za niewiarygodną.

Atmosfera sukcesu otaczająca misję Dänikena archeologii rozwiała się. Daimler-Chrysler dyskretnie zaprzestał sponsorowania wyprawy, prace archeologiczne prowadzone w tym roku wokół wzgórza Hisarlik mają skromniejszy charakter. Współczesna wojna trojańska trwa i nie wiadomo, który z zacietrzewionych naukowców zostanie w niej zwycięskim Achillesem, a który dzielnym, lecz pokonanym Hektorem. Coraz więcej wskazuje jednak na to, że wizję Troi rozległej, ludnej i bogatej należy włożyć między bajki. W końcu poeta (czy poeci), tworzący pod imieniem Homera jakieś pięć wieków po zdobyciu miasta, miał prawo ubarwić to i owo.

Krzysztof Kęciek

Źródło artykułu:Tygodnik Przegląd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)