PolskaWojna polsko-ruska pod flagą litewską

Wojna polsko-ruska pod flagą litewską

Igor Chalupec, prezes PKN Orlen, tłumaczy, dlaczego poszedł na wojnę z Rosją, i zapewnia, że nic nie jest w stanie odwieść go od kupna litewskiej rafinerii w Możejkach. Nawet ostatni pożar.

Kupno rafinerii Możejki na Litwie już wcześniej przypominało dreszczowiec. Ale po ostatnim pożarze jak w każdym thrillerze napięcie może jeszcze wzrosnąć.

Igor Chalupec: To jest życie, nie film. Ale spodziewamy się wszystkiego, bo to trudna transakcja i narażona na liczne turbulencje. Tak będzie do końca. I musimy być na to przygotowani. Ale nie ma sensu projektować scenariuszy nieszczęść.

Może warto się przy okazji jeszcze raz zastanowić, czy się nie wycofać z kupna?

- Gdyby spłonęła cała rafineria, to byśmy się zastanawiali, co robić dalej. Spaleniu uległa ważna, ale tylko jedna z instalacji. To nie jest koniec świata.

Czy Litwini w postaci Możejek nie sprzedali nam przysłowiowego kota w worku? Niby mamy rafinerię, ale na końcu wielkiej rury. I nie mamy żadnego wpływu na to, czy Rosjanie nam kurek odkręcą, czy nie.

- To jest ropociąg (Igor Chalupec podchodzi do mapy Europy i Azji i pokazuje), który dostarcza ropę do Możejek. Ale jak pan się dobrze przyjrzy, widać, że nitka sięga do samego Bałtyku. I to jest alternatywa.

Ale to Rosja decyduje, czy ropa do Możejek popłynie, więc jesteśmy od tych dostaw uzależnieni.

- Jest faktem, że dostawy od koncernów rosyjskich przez lata były bardzo korzystne. Ale to wykreowało zjawisko, które ja bym nazwał uzależnieniem mentalnym. Powstał u nas stan mentalnego uzależnienia, które powoduje, że nie rozpatrywano poważnie innych dróg dostaw ropy.

Rosjanie przecież odcięli nam ropę. Zakręcili kurki. Nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle je otworzą.

- Możejki z dnia na dzień zostały skonfrontowane z sytuacją, w której dostawcy ze wschodu przestali dostarczać ropę. Oficjalnie z powodu remontu magistrali rurociągowej. Potrafiliśmy jednak w ciągu jednego dnia zorganizować dostawy pozwalające na pełne obciążenie mocy przerobowych.
Gdyby pan wybrał się na wybrzeże Bałtyku i zobaczył instalacje służące do przeładunku ropy naftowej w Butyndze, to zobaczyłby pan infrastrukturę, która pozwala Możejkom w sposób bezpieczny funkcjonować, opierając się na ropie dostarczanej również drogą morską.
Nie ma żadnego zagrożenia dla pracy rafinerii wynikającego z tego, że magistrala, przyjmijmy to, uległa nagle uszkodzeniu.

Ale ropa dostarczana tankowcami będzie droższa. Niektórzy twierdzą, że nawet o 10 dolarów na tonie.

- To znaczna przesada, a jestem przekonany, że Możejki mogą kupować ropę taniej niż u Rosjan. Bardzo duża część tych dość histerycznych informacji jest zresztą generowana przez Rosjan.

Dlaczego miałoby im na tym zależeć?

- Dlatego, że wiele osób nie pogodziło się z tym, że to my kupiliśmy Możejki. Jest wiele osób, którym się to nie podoba i które zrobią wszystko, by ta transakcja nie została zrealizowana. Chcą podważyć naszą wiarygodność jako rozsądnego i dobrze działającego inwestora. Chodzi o podważenie zaufania wśród naszych akcjonariuszy, w rządzie litewskim, w opinii publicznej. Taki jest tego cel.

Czarny PR?

- Jak słucham różnych opowieści na temat kulis tej transakcji, to 90 procent z nich jest nieprawdziwych.

Kto je zmyśla i dlaczego?

- Ci, których interesy zostały zagrożone, zarówno biznesowe, jak i polityczne. Teraz chcą zepsuć nam reputację. Liczą, że uda się jeszcze gdzieś kij w szprychy włożyć. Chociażby ostatnia plotka, która dotyczyła mojego spotkania z Wagitem Alekpierowem, prezesem Łukoilu. Takiego spotkania nigdy nie było. A mieliśmy się jakoby porozumieć w sprawie podziału Możejek. Ta informacja odbiła się bardzo głośnym echem na Litwie. Po co tę plotkę puszczono?

- To oczywiste, że jej celem było podważenie mojej wiarygodności jako osoby, która wcześniej mówiła co innego, a teraz zmieniła zdanie. Ale nie tylko. Podważyć wiarygodność Polski, Orlenu i samego prezydenta Kaczyńskiego, który zdecydowanie opowiedział się za kupnem Możejek. Czyli jeśli nie udało się zachwiać samą transakcją, to próbowano zaszkodzić naszym relacjom z Litwinami, które są bardzo dobre.
I bardzo się cieszę, że premier Litwy jeszcze przed rozmową ze mną powiedział dziennikarzom litewskim: „Proszę, żebyście nie byli biernymi narzędziami w rękach osób nieprzyjaznych tej trans- akcji".

Orlen zaoferował najwyższą cenę. Dlaczego wam tak zależało na kupnie?

- Po pierwsze, to ostatnia rafineria w tak dobrej kondycji, w tak dobrym położeniu i tej wielkości w tym regionie. Po drugie, ma ogromny potencjał wzrostu wartości, rozwoju i ekspansji. Będąc sąsiadami, możemy zintegrować logistykę, hurt, optymalizować produkcję, eksport. I wspólnie rozwijać sieć detaliczną w krajach bałtyckich. Po trzecie, musieliśmy się bronić przed potężnym zagrożeniem. Gdyby w Możejkach pojawił się duży koncern, mógłby wtedy bardzo poważnie nam zagrozić na rynku polskim.

W jaki sposób?

- Za tym mogłaby pójść ekspansja na rynek detaliczny, również w Polsce. Poprzez wykupywanie stacji prywatnych już istniejących i budowę własnej sieci. Ta sieć miałaby przewagę w zapleczu własnego koncernu w pełni zintegrowanego, czyli mającego własne złoża, własne ropociągi i własną rafinerię. I ta rafineria znajdowałaby się w kraju Unii Europejskiej, czyli Orlen nie mógłby liczyć na żadną ochronę regulacyjną.
Ponadto kupno Możejek wykracza poza zwykłą ekonomikę i biznes. Ta transakcja wpisuje się w koncepcję budowania bezpieczeństwa energetycznego w tej części Europy.

Skoro im tak bardzo zależało, to dlaczego tak łatwo ustąpili? Przecież Rosjanie dość szybko wycofali się z tej transakcji.

- Rosjanie się nigdy nie wycofali. Przypomnijmy: żeby transakcja doszła do skutku, Yukos International UK B.V. musiał najpierw wygrać spór w nowojorskim sądzie. Sprawę wytoczył zarządca komisaryczny firmy Yukos Finance, który chciał tę transakcję zablokować. I do ostatniej minuty walczył o pozytywny wyrok sądu. Jestem przekonany, że gdyby tylko udało się znaleźć jakąkolwiek szczelinę, to zrobiono by wszystko, aby nie dopuścić do tej transakcji.

I ryzyko awarii magistrali było wkalkulowane w transakcję kupna Możejek? Wiedział pan, że będą kłopoty?

- Tak. Przewidywaliśmy to.

A pożar? Nie przyszło panu do głowy, że to nie jest przypadek?

- Co sobie pomyślałem, niech zostanie tajemnicą. Dopuszczamy każdą hipotezę. Mógł to być błąd, awaria albo ingerencja z zewnątrz.

Mamy więc podjazdową wojnę polsko-rosyjską. Na razie wstrzymano nam dostawy ropy, a z której strony spodziewa się pan kolejnych ataków, by nam zaszkodzić?

- Wojna polsko-rosyjska to mocne słowa. Ja staram się widzieć w tym walkę konkurencji biznesowej, a nie państw. Przy tym jeżeli nie dojdzie do wznowienia dostaw rurociągiem do Możejek, to największe straty poniosą koncerny rosyjskie. Oni już dzisiaj na tym tracą i sami najlepiej wiedzą ile. Tracą nie tylko pieniądze, ale i reputację. Także państwo, bo ono jest głównym właścicielem firmy Transnieft, która jest właścicielem ropociągu.

Jesteśmy w stanie dostarczyć tam tyle ropy?

- Możejki robią to tankowcami - tak było w sierpniu i we wrześniu. Większość rafinerii na świecie zaopatruje się zresztą drogą morską, a nie rurą. Jeśli transakcja kupna Możejek zostanie dopięta na ostatni guzik, to jak dużą premię przewidział pan prezes dla siebie i innych członków zarządu za przeprowadzenie tej trudnej operacji? Pytam, bo poprzedni zarząd, gdy tylko kupił sieć stacji benzynowych w Niemczech, co okazało się w końcu niewypałem, wypłacił sobie wielomilionowe premie za sukces.

- Kiedyś był taki czas w Orlenie, że zarząd dostawał premie za dokonane transakcje. I im droższa transakcja, tym większa premia. Ale to był chory system, który mógł prowadzić do działania na szkodę firmy. My to zmieniliśmy, podobnie jak setki innych rzeczy w firmie. Dzisiejszy Orlen nie ma nic wspólnego z wizerunkiem ukształtowanym przed laty. Wracając do pytania, nigdy bym się nie zgodził, by wypłata premii była uzależniona od kupna Możejek, bo niosłoby to ryzyko, że motywacja tej transakcji wyznaczona by była prywatnym interesem osób podejmujących kluczowe decyzje.

Ale pan prezes ma jakieś poglądy polityczne?

- Mam, ale zapominam o nich, jak tylko wsiadam do samochodu, jadąc do pracy.

Mówią, że pan prezes jest, za przeproszeniem, liberałem.

- ...

Pytam, bo gdyby pan prezes był liberałem, to mimo sukcesu, jakim jest zakup Możejek, może się okazać, że jest to ostatni wywiad pana prezesa.

- Wiedziałem, w jakiej spółce będę pracował. Ten świat taki jest. Mam poczucie, szczerze mówiąc, dobrze spełnionego obowiązku, ale nie zawsze tylko ten aspekt jest przedmiotem oceny. Warto jednak zwrócić uwagę, że rotacja menedżerów w spółkach, nawet prywatnych, jest dziś znacznie większa niż kiedyś. Codziennie trzeba być przygotowanym, że to jest ostatni dzień.

A pan ile dawał sobie czasu, gdy obejmował to stanowisko?

- Nie powiem, bo nie chcę nikogo prowokować.

rozmawiał Cezary Łazarewicz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)