Wojna na języki - Felieton WP

Deszczowe popołudnie, ulica Kadigar Limani w Istambule. Słyszę za sobą taką wymianę zdań: "ar ju kam from wicz kantry?" - "Marocco". I dalej rozmowa między turystką z Magrebu a restauratorem z Istambułu toczy się w języku Szekspira, Elliota i Myszki Miki (przy czym najwięcej jest Myszki Miki). Agenci amerykańskiego wywiadu zacierają ręce.

Wojna na języki - Felieton WP
Źródło zdjęć: © AFP

07.09.2005 | aktual.: 07.09.2005 11:24

Filozofowie jakiś czas temu odkryli, że świat jest tekstem. A do tego odkryli też, że tekst jest światem. Oznacza to między innymi, że jeśli mówimy jakimś językiem, to ten język w bardzo istotny sposób wpływa na nasze widzenie świata, a także na nasze bycie w tym świecie. Znany przykład: kilkanaście innuickich określeń na śnieg pozwala im zauważać różne zjawiska tam, gdzie my, ze swoim banalnym "śnieg" (lub co najwyżej: "błoto pośniegowe") widzimy tylko białą, zimną płaszczyznę. Nie jest to miejsce na to, by się zastanawiać nad prawdziwością tej tezy. Przyjmijmy na razie, że jest ona słuszna. Sprawimy tym radość amerykańskim agentom. Dlaczego?

Otóż okazuje się, że przedstawiciele dwóch wielkich narodów w niemal całkowitej większości muzułmańskich (pamiętajmy, że trwa wojna cywilizacji - pouczają nas konserwatywni politolodzy), do tego narodów, ktore leżą tuż u wrót zachodniego świata, komunikują się ze sobą nie w języku, w którym mowią do swojego Boga (i w którym komunikowali się ze sobą ich dziadowie, a może nawet ojcowie, jeśli spotkali się gdzieś na szlaku), a w języku, w którym wypowiadane są komendy o dyslokacji wojsk sojuszniczych na terenie Iraku. Jeśli język wpływa na widzenie świata, to znacznie spokojniej jest, gdy w strategicznej rozmowie strategicznej turystki ze strategicznym restauratorem nie padają słowa tak strategiczne jak dżihad, szahid czy mudżahedin, a pozbawione strategicznego znaczenia sformułowania typu "money", "sure" i "OK".

Ktoś może powiedzieć, że przesadzam, że teraz świat jest mały, że jest globalizacja, że teraz wszyscy ze sobą po angielsku gadają i to nie ma żadnego znaczenia. Z naszej północnoatlantyckiej perspektywy może się rzeczywiście tak wydawać. Jednak wystarczy udać się do Turcji (która wszak też jest naszym sojusznikiem i ważnym handlowym partnerem), by szybko zorientować się, że obok amerykańskiej globalizacji istnieją rownież globalizacje alternatywne - chińska, indyjska, trzecioświatowa. To na tym skrzyżowaniu swiatow, w Istambule, doskonale widać, ze obok dobrze nam znanych marek samochodów, batoników i komputerów istnieją marki, o których nie słyszeliśmy, a które są doskonale znane trzem miliardom ludzi na wschód od Uralu i na południe od Morza Śródziemnego. Wojna na symbole nie jest więc wcale wygrana przez naszych. Może już niedługo zamiast o Fordzie Ka będziemy marzyć o TaTa Indica?

To samo dotyczy języka. Tu akurat ekspansja rzeczywiście trwa w najlepsze. MacŚwiat zwycięża z Dżihadem dzięki Bradowi Pittowi i Britney Spears (tak, ta stara wojowniczka wciąż walczy na plakatach chłopaków z Addis Abbeby i koszulkach dziewczyn z Bangalore). Hit me baby one more time! - śpiewa. OK - odpowiada jej miliard nastolatków o śniadej, żółtej i brązowej cerze.

Jednak i od tej językowej hegemonii są wyjątki. Słyszałem kiedyś, jak Polka i Japonka rozmawiały ze sobą po amharsku. To był jedyny język, którym obie władały. Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić, jakie skutki dla ich postrzegania świata miało przestawienie się ze swoich języków ojczystych na język urzędowy Etiopii? Pewnie nie mniejszy niż w przypadku Polaka i Węgierki, którzy, według relacji mojego znajomego, rozmawiali niedawno w Rumunii po... mongolsku. Jednak najciekawszym z naszego punktu widzenia przypadkiem jest historia dwóch czarnoskórych mężczyzn - jednego z Ghany, drugiego gdzieś z Mozambiku, którzy na pokładzie promu ze Świnoujścia do Szwecji konwersowali w najlepsze po polsku. Ten język na pewno przyda im się, by opisywać rodzaje śniegu spotkane po drodze, ale tylko wyobraźni czytelników pozostawiam domysły, co jeszcze może przynieść umysłom czarnoskórych studentów język Adama Mickiewicza i Leszka Bubla.

Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)