Wojewoda podlaski Andrzej Meyer podał się do dymisji
Wojewoda podlaski Andrzej Meyer, któremu prokuratura postawiła zarzut niedopełnienia obowiązków, złożył dymisję. Broni go prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski. Zarzut wobec Meyera dotyczy czasu, gdy był on wcześniej wiceprezydentem miasta.
Truskolaski zapowiedział na konferencji prasowej, że wystosuje pismo do premier Ewy Kopacz, by nie przyjmowała dymisji Meyera. Zapowiedział również, że zwróci się do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta o objęcie nadzorem śledztwa prowadzonego przez białostocką prokuraturę okręgową.
Jeszcze nie wiadomo czy premier Kopacz przyjmie dymisję wojewody podlaskiego.
Prokuratura okręgowa zarzuciła wojewodzie, że pełniąc wcześniej funkcję zastępcy prezydenta Białegostoku nie rozwiązał umowy z jednym ze stowarzyszeń, które w powojskowym magazynie przy ul. Węglowej miało zainwestować 5 mln zł w ciągu trzech lat i stworzyć tam Transgraniczne Centrum Kultury.
Meyer aneksował umowę, która pozwalała na wydłużenie czasu realizacji przedsięwzięcia; zmniejszono też wartość tej inwestycji do 550 tys. zł. W ocenie prokuratury swoim działaniem ówczesny wiceprezydent działał na szkodę miasta. Wartość tej szkody to, zdaniem prokuratury, 4 mln 450 tys. zł. Andrzejowi Meyerowi grozi za takie zarzuty kara od roku do 10 lat pozbawienia wolności.
Do powstania Transgranicznego Centrum Kultury nie doszło, bo stowarzyszeniu nie udało się uzyskać dotacji na ten cel z innych źródeł, o czym powiadomiło miasto. Dlatego doszło do aneksowania umowy i zmniejszenia wartości inwestycji, o którą stowarzyszenie dalej się starało.
- Pan Andrzej Meyer jako zastępca prezydenta miasta Białegostoku zawsze przy podejmowaniu decyzji kierował się interesem publicznym. Jest człowiekiem o nieposzlakowanej opinii, rzetelności i sumienności. Zarządzał powierzonym mu mieniem z należytą starannością i zgodnie z prawem - podkreślił na konferencji Truskolaski.
Prezydent oświadczył, że w sprawie magazynu na Węglowej miasto "nie straciło, ale wręcz zyskało". Przypomniał, że zanim w 2011 r. miasto zawarło umowę ze stowarzyszeniem na 15 lat na odpłatne użytkowanie magazynu, organizacja ta użytkowała je bezpłatnie. Dzięki umowie więc stowarzyszenie płaciło miastu czynsz, a to zysk nie szkoda.
Wojewoda Andrzej Meyer, który we wtorek na konferencji prasowej powiadomił o złożonej przez siebie rezygnacji (zapowiadał to w poniedziałek) oświadczył, że czuje się niewinny i nie zgadza się z zarzutami prokuratury. Uważa, że postawione mu zarzuty są "niezgodne ze sztuką logicznego rozumowania i nie zawierają opisu jakichkolwiek czynów zabronionych". Meyer również podkreślił, że miasto "jednoznacznie stwierdza, że "nie poniosło szkody, a wręcz osiągnęło korzyści".
- Oświadczam, że zawsze działałem wyłącznie w interesie publicznym, interesie naszego miasta i województwa. Przypisywanie mi innych intencji, zamiarów i czynów jest bardzo krzywdzące - mówił wojewoda.
Wojewody bronił również na wspólnej z nim konferencji wiceprzewodniczący Rady Miasta Białegostoku Zbigniew Nikitorowicz (PO).
Jego zdaniem, działanie prokuratury może zniechęcić i miasto, i organizacje pozarządowe do wspólnych działań na rzecz rozwijania kultury w mieście, bo będą się obawiały podobnych sytuacji jak ta z magazynem na Węglowej.
Nikitorowicz przypomniał, że głównym celem umowy ze stowarzyszeniem było ożywienie zaniedbanego, bezużytecznego miejsca. Tłumaczył, że stowarzyszenie starało się o dotację, ale jej nie dostało, nie można więc mówić o szkodzie. Jak zaznaczył, wiele organizacji startuje w różnych konkursach i nie wszystkie dostają dofinansowanie, dlatego taka sytuacja to jego zdaniem "kuriozum".