Wojciech Szewko: służby miały informacje o tym, że Państwo Islamskie planuje zamachy w kurortach w letnim sezonie
- O ewentualnych zamachach na francuskim południowym wybrzeżu i włoskich plażach ostrzegano już kilka miesięcy temu. Służby miały informacje o tym, że Państwo Islamskie planuje zamachy w kurortach w letnim sezonie. Nie wiadomo, czy zamachowiec miał jakiekolwiek związek z Państwem Islamskim, choć schemat jego działania może na to wskazywać - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Wojciech Szewko, ekspert ds. Bliskiego Wschodu i terroryzmu.
- Z całą pewnością zamach można odczytywać jako odpowiedź na francuskie zaangażowanie na Bliskim Wschodzie. Retoryka dżihadystów, zarówno z Al-Kaidy, jak i Państwa Islamskiego, opiera się na przesłaniu o odwecie. Jeśli francuskie samoloty zabijają ludzi w Mali, Syrii czy Republice Środkowoafrykańskiej, to dżihadyści odpowiadają atakiem na francuskiej ziemi. Tego rodzaju retoryka zemsty służy propagandzie i rekrutacji kolejnych ludzi, szczególnie tych, którzy byli atakowani, bombardowani, a w nalotach utracili bliskich. Zwiększenie zaangażowania w Syrii spowoduje, że więcej osób będzie szukało odwetu na Francji. Nie ma związku między zaangażowaniem Francji w Syrii, a zmniejszeniem zagrożenia dla samego terytorium Francji - mówi ekspert.
Wojciech Szewko sądzi, że bombardowanie Syrii w odpowiedzi na ataki we Francji nie jest do końca uzasadnione. - Jeśli mówimy o odpowiedzi na zamachy, to po atakach z 13 listopada Paryż powinien zbombardować Brukselę, przecież stamtąd pochodzili wszyscy zamachowcy. Ci, którzy atakują, to często obywatele Francji czy Belgii. Nie mają nic wspólnego z Syrią, co więcej często pochodzą z Tunezji, Algierii czy Maroka - podkreśla.
Związki z dżihadem i taktyka
W rozmowie z WP ekspert zaznaczył, że choć na razie podaje się, że zamachowiec nie był znany służbom, nie oznacza to, że wraz z rozwojem śledztwa nie zostaną ujawnione jego związki ze światowym dżihadem. Szewko przywołał przy tym przypadek jednego z zamachowców, który przeprowadzał równoległe mniejsze ataki w czasie masakry w redakcji "Charlie Hebdo". - Przypomnijmy sobie jak budowana była narracja związana z osoba Amedy'ego Coulibaly'ego. Na początku w mediach krążyły określenia: "samotny wilk", "drobny złodziejaszek", "notowany za drobne przestępstwa". Ale później okazało się, że od Osamy bin Ladena do niego były tylko trzy szczeble, był szkolony w Jemenie i znał Anwara al-Awlakiego (lider Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego, zabity w 2011 r. - przyp.). Jeżeli zamachowiec z Nicei nie jest szczególnie znany wywiadowi czy policji, nie oznacza automatycznie, że nie jest on dżihadystą. Mógł być od dawna związany z ruchami ekstremistycznymi, nie będąc przy tym namierzony - sądzi Szewko.
Na związek z dżihadystami, zdaniem dra Szewko, może wskazywać sposób, w jaki przeprowadzony został zamach. - Taki atak to przykład taktyki inghimasyin, czyli "infiltratorów". To standardowa taktyka, stosowana też przez Państwo Islamskie. Najpierw zaleca się użyć jednego typu broni, np. noża czy samochodu, później kolejnej broni, a na koniec jeśli skończy się amunicji, jeśli jest taka możliwość wysadzić się jeszcze w powietrze - tłumaczy ekspert.
Szewko podkreśla, że podobny schemat działań terrorystów miał ostatnio miejsce w Bangladeszu czy na lotnisku w Stambule. - Stosują go także zamachowcy palestyńscy. Niedawno jeden z nich wjechał rozpędzonym samochodem w tłum na przystanku, wyskoczył z auta i zamiast pomagać poszkodowanym, wyjął maczetę i zaczął po kolei zabijać ludzi. Od 2010 roku Al-Kaida propaguje takie zamachy pod hasłem open source jihad, publikuje materiały szkoleniowe, w których tłumaczy, jak przeprowadzać ataki krok po kroku, przy użyciu prostych środków. Moim zdaniem zamachowiec z Nicei wzorował się właśnie na takich taktykach - ocenia Szewko.
Rozprężenie
Zamachowiec z Nicei uderzył podczas dużej masowej imprezy. Nie przeszkodził mu w tym stan wyjątkowy, jaki panuje we Francji. Zdaniem eksperta, może to świadczyć o pewnym rozprężeniu francuski służb. - Nawet w Polsce, która znana jest z nonszalanckiego podejścia do zagrożeń terrorystycznych, zawsze na imprezie masowej pojawiają się radiowozy, które blokują dostęp do tłumów, choćby po to, by nikt niechcący nie wjechał w ludzi. W Nicei były rzekomo jakieś barierki, ale ktoś uznał, że po skończeniu pokazu sztucznych ogni można wznowić ruch, pomimo tego, że tłumy ludzi wciąż były na ulicach. Skoro nie wystarcza stan wyjątkowy, być może trzeba wprowadzić stan bardzo wyjątkowy? - zastanawia się Szewko.
Ekspert zaznaczył, choć nie doszło do zamachów podczas Euro 2016, to jednak atak przeprowadzono w trakcie innej dużej imprezy - Tour de France, a w dodatku w czasie święta narodowego. - Warto też zaznaczyć, że Francuzi mieli informacje o możliwości zamachu terrorystycznego, ale nie u siebie, a w Turcji, gdzie ewakuowali ambasadę i zamknęli placówki dyplomatyczne - dodał.
- O ewentualnych zamach na francuskim południowym wybrzeżu i włoskich plażach ostrzegano już kilka miesięcy temu. Służby miały informacje o tym, że Państwo Islamskie planuje zamachy w kurortach w letnim sezonie. Nie wiadomo czy zamachowiec miał jakiekolwiek związek z Państwem Islamskim, choć schemat jego działania może na to wskazywać - ocenił dr Szewko.