Wojciech Hajduk: zarzuty wobec Gowina oparte na nieporozumieniu
Zarzuty, że minister sprawiedliwości nie miał prawa żądać akt spraw szefa Amber Gold Marcina P. są oparte na nieporozumieniu i wynikają z nierzetelnych publikacji prasowej - mówił wiceszef MS Wojciech Hajduk, zapewniając, że żądanie takie jest legalne.
28.09.2012 | aktual.: 28.09.2012 12:41
Sprawą zajmuje się sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka. Początkowo planowana informacja ministra o sprawowaniu nadzoru nad działalnością sądów przekształciła się w debatę o wymiarze sprawiedliwości. Jak poinformował szef komisji Ryszard Kalisz, nie zakończyła się jeszcze lustracja działalności odwołanego właśnie prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszarda Milewskiego. Minister Jarosław Gowin zapowiedział, że niebawem ma otrzymać sprawozdanie w tej sprawie.
- Niezawisłość sędziowska nie może być postrzegana jako brak jakiejkolwiek kontroli nad działalnością sądów. Postępowałem w zgodzie z literą prawa, duchem prawa i w zgodzie z moimi konstytucyjnymi obowiązkami. Dopóki ja będę ministrem sprawiedliwości nie będzie zgody na to, aby jakakolwiek grupa zawodowa - w tym tak szczególna jak sędziowie - stawała się państwem w państwie - oświadczył Gowin.
Prosił on wiceministra Hajduka (który jest sędzią) o udowodnienie, że jego działanie związane ze ściągnięciem akt sądowych z Gdańska, było legalne.
- Wydaje mi się, że te wątpliwości są wynikiem nieporozumienia - w marcu na nowo został ukształtowany nadzór ministra nad administracyjną działalnością sądów. Na pierwszy rzut oka stwarza wrażenie, że minister nie powinien sięgać do akt sądowych. Ale do zadań ministra należy nadzór legislacyjny, jak również wszczynanie postępowań dyscyplinarnych oraz zaskarżanie decyzji rzecznika dyscyplinarnego, a także informowanie parlamentu - mówił Hajduk.
Jak podkreślił, minister żądał informacji tylko po to, aby dla Sejmu przygotować informację w sprawie Amber Gold. - Zastrzeżenia, że minister w ten sposób łamie zasady nadzoru, są chybione i wynikają z nierzetelnych informacji w mediach. To sprawy zakończone wiele lat temu - nie ma powodów twierdzić, że w ten sposób minister wywarł naciski na prezesa, czy na sąd - zapewnił.
Mirosław Przybylski, dyrektor departamentu wykonania orzeczeń i probacji (delegowany do MS sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie) mówił, że jedynym, kto mógłby przesądzić, że faktycznie jest niezgodność - w sprawie dostępu do akt - między tekstem ustawy i ministerialnym rozporządzeniem do niej (jak twierdzi m.in. prof. Zbigniew Ćwiąkalski), jest Trybunał Konstytucyjny. - Są opinie prawników, że te teksty są ze sobą niezgodne, ale mamy też opinie, że są zgodne - zauważył.