Włoski lekarz: koronawirus stracił na swej mocy
Ordynator intensywnej terapii Szpitala San Raffaele w Mediolanie, Alberto Zangrillo przekonuje, że koronawirus stracił na swojej mocy.
11.07.2020 | aktual.: 27.07.2020 08:31
Chociaż we Włoszech wciąż pojawiają się nowe przypadki zakażeń koronawirusem, liczby te są dalekie od tych w marcu czy kwietniu. Włoskie ministerstwo zdrowia przewiduje, że wzrost zachorowań na COVID-19 może nastąpić jesienią. Zangrillo jest innego zdania – informuje TVN 24.
Chociaż we Włoszech liczba zachorowań na COVID-19 spadła do poziomu 200-300 na dobę (w piątek 10 lipca - 276 nowych przypadków), koronawirus wciąż jest głównym tematem wieczornych magazynów informacyjnych. W jednym z wydań wirusolog Andrea Crisanti z Uniwersytetu w Padwie w ostrych słowach komentował tezy ordynatora intensywnej terapii Szpitala San Raffaele w Mediolanie, Alberto Zangrillo, według którego wirus już nie istnieje z klinicznego punktu widzenia.
- Gdyby profesor Zangrillo pojechał w pierwszym tygodniu stycznia do Vo’Euganeo i zobaczył ludzi zakażonych wirusem, to powiedziałby, że wirus klinicznie nie istnieje. Widzieliśmy, co się stało potem – polemizuje z mediolańskim ordynatorem Crisanti.
Sednem sporu włoskich ekspertów jest to, co wydarzy się jesienią. Według włoskiego rządu, ale i międzynarodowych organizacji takich jak Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), po wakacjach nastąpi kolejny ogromny skok zachorowań na COVID-19. Według włoskiego ministerstwa zdrowia może skutkować to kolejnym lockdownem, dlatego prosi się obywateli o unikanie zakażeń – podaje TVN 24.
Wirus jest mniej agresywny
Pod koniec czerwca dziesięciu włoskich lekarzy i ekspertów z różnych dziedzin medycyny opublikowało i podpisało dokument, w którym piszą jednak, że wirus jest mniej agresywny niż na początku epidemii, co ma potwierdzać znaczny spadek przyjęć do szpitali.
Ładunek wirusowy, zgodnie z badaniami Uniwersytetu San Raffaele w Mediolanie, ma być mniejszy – to oznacza, że liczba kopii wirusa w danej objętości płynu w naszym ciele jest według nich mniejsza niż na początkowym etapie pandemii. – Nie mamy już chorych na COVID-19. To nie jest tak, że nie mamy pacjentów w ciężkim stanie, nie mamy ich w ogóle. W ogóle nie trafiają do szpitala, więc jesteśmy optymistami. Oczywiście wiemy, że wirus istnieje. Nie możemy też z pewnością stwierdzić, że zmutował, ale w tym momencie wirus jest mniej groźny i nie powoduje choroby – powiedział prof. Alberto Zangrillo w rozmowie z reporterką programu "Polska i świat” w TVN24 Marią Mikołajewską.
Lekarz ten jest pierwszym i najsławniejszym sygnatariuszem dokumentu dziesięciu ekspertów. Pod jego uspokajającym apelem podpisało się wiele osób – między innymi Arnaldo Caruso, prezydent Włoskiego Stowarzyszenia Wirusologów czy mikrobiolog Giorgio Palu, prezydent Europejskiego Stowarzyszenia Wirusologów.
- Jesteśmy z różnych dyscyplin: chorób zakaźnych, biologii, mikrobiologii, intensywnej terapii. Wszyscy zgadzamy się co do jednego: w tej chwili wszystko wskazuje na to, że możemy wznowić życie towarzyskie przy zachowaniu wszelkich środków bezpieczeństwa, które są wskazane jeszcze przez jakiś czas – mówi prof. Alberto Zangrillo.
"Jeśli nie otworzymy kraju, ryzykujemy nie leczeniem się na inne choroby”
Prof. Zangrillon zwraca uwagę, że dyrektor wirusologii Uniwersytetu San Raffaele w Mediolanie już ponad miesiąc temu w publikowanych badaniach naukowych udowodnił, że dziesięć osób zbadanych dzisiaj wykazuje się dziesięć razy mniejszym ładunkiem wirusowym niż dziesięć osób zbadanych dwa miesiące temu. – W tej sprawie pojawiło się wiele personalnych ataków lekarzy na innych lekarzy, a tu nie o to chodzi. Ludzie potrzebują prawdy, potrzebują wiedzy – mówi prof. Zangrillo.
- Może musi minąć więcej czasu, żeby wszyscy to zrozumieli i żeby zrozumieli, że jeśli nie wystartujemy, nie otworzymy kraju, ryzykujemy czymś więcej niż koronawirusem. Ryzykujemy wstrzymaniem produkcji, brakiem socjalizacji, brakiem pracy, nie leczeniem się na inne choroby. Ryzykujemy tym, że zrezygnujemy z rzeczy ludzkich. Będziemy żyć nieszczęśliwie w biedzie. Umrzemy nie z powodu wirusa, tylko dlatego, że nie zaufaliśmy naszym obserwacjom – podkreśla ordynator oddziału intensywnej terapii Szpitala San Raffaele w Mediolanie.
Źródło: TVN 24