Trwa ładowanie...
29-10-2009 12:50

Włodzimierz Olewnik: Rutkowski to oszust

Detektyw Krzysztof Rutkowski stanął przed sejmową komisją śledczą do zbadania okoliczności sprawy porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Zaprzeczał przed komisją, że wziął od ojca Krzysztofa milion złotych i zeznał, że Krzysztof został porwany, bo sądził, że "wszystko mu wolno" i naraził się policji, choć wcześniej często organizował z nimi imprezy. - Prokurator ws. Olewnika nie robił nic - podkreślił Rutkowski. - To typowy oszust, informacje o m.in. rozwiązłym życiu mojego syna to celowo rozprowadzane przez niego insynuacje - powiedział w TVN24 Włodzimierz Olewnik.

Włodzimierz Olewnik: Rutkowski to oszustŹródło: AFP
d3wmg9i
d3wmg9i

Detektyw oświadczył przed komisją śledczą, że przyjął od Włodzimierza Olewnika jedynie ok. 20 tys. zł, co potwierdza faktura. Zaprzeczał, by chodziło o milion złotych, o jakiej to sumie mówił Olewnik. Zasugerował, że pieniądze mógł wyłudzić od rodziny informator agencji Andrzej K., z którym detektyw współpracował ws. wyjaśniania innych porwań i kradzieży samochodów. - Jestem w stanie udowodnić, że milion złotych trafił do Rutkowskiego i ludzi z nim związanych - powiedział w TVN24 Włodzimierz Olewnik.

- Cieszę się, że mogę przed komisją wyjaśnić nieoficjalne zarzuty, jakie mi się stawia - bo żadna policja ani prokuratura nie postawiła mi zarzutów w tej sprawie (...), gdybym wziął choć złotówkę poza fakturą, pewnie dziś bym siedział - oświadczył na początku przesłuchania Rutkowski.

Według detektywa, to Andrzej K. próbował - powołując się na swoje związki z biurem detektywistycznym - dotrzeć do rodziny Olewników jesienią 2001 r., tuż po porwaniu Krzysztofa Olewnika. On sam - jak zeznał - z Włodzimierzem Olewnikiem zetknął się około półtora roku po uprowadzeniu, a wcześniej kontaktowała się z nim córka Olewnika.

Według Rutkowskiego, Krzysztof Olewnik został porwany, by "myślał, że wszystko mu wolno". Zauważył, że impreza z października 2001 r., po której go porwano, była zorganizowana dla funkcjonariusza policji, którego miał przeprosić za to, że wcześniej mu naubliżał. - Na takich imprezach załatwiało się nieformalnie pozwolenia na broń - kosztowało to 10 tys. zł - powiedział Rutkowski, powołując się na uzyskane informacje. Rutkowski dodał, że Olewnik często organizował takie imprezy z policjantami, ale mimo to mógł narazić się funkcjonariuszom.

d3wmg9i

Rutkowski ocenił on, że motywem porwania nie były interesy, które prowadzić miał Krzysztof Olewnik. - To nie był żaden biznesmen. Do jakiego biznesu się nie dotknął, to wszystko padało. Nie porywa się biznesmenów, bo biznesmen musi przygotować kasę na okup. Porywa się jego dzieciaka - powiedział. Zastrzegł, że choć o zmarłych nie mówi się źle, to zdobyte przez biuro informacje nie ukazywały Krzysztofa Olewnika w dobrym świetle - stąd trwające dłuższy czas założenie, że Olewnik mógł sfingować swoje porwanie.

Rutkowski przedstawił się komisji jako detektyw i "producent serialu TVN". Zeznając powiedział, że telewizja odmówiła udziału w dokumentowaniu działalności biura w sprawie Olewnika. Zasugerował, że powodem była zbyt duża liczba porwań, o których mówiono w programie telewizyjnym Rutkowskiego. - Gdyby telewizja nie odmówiła, może dziś komisja nie miałaby czego wyjaśniać. Gdy telewizja była obecna przy czynnościach policji, to funkcjonariusze bardziej by się spinali - powiedział.

Starcie z Wassermannem

Podczas przesłuchań doszło do spięć słownych między Krzysztofem Rutkowskim a przesłuchującym go Zbigniewem Wassermannem (PiS). Gdy Wassermann pytał go o nieprawidłowości w niektórych akcjach jego biura, Rutkowski odparł, że to kłamstwo i zażądał od szefa komisji Marka Biernackiego (PO), by "zdyscyplinował" Wassermanna. Szef komisji odmówił.

"Detektyw mija się z faktami"

- Autoprezentacja - bardzo dobry. Ale mija się z faktami - tak zeznania Rutkowskiego skomentował mec. Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny Olewników, stały obserwator prac komisji śledczej. Adwokat podkreślił, że Rutkowski powtarza te same argumenty co policjanci, którym prokuratura postawiła zarzuty w tej sprawie. - Mówi to jako usprawiedliwienie braku postępów w sprawie, jak również swoich zaniedbań. Nasuwa się wniosek, że i on, i policjanci mieli te same złe źródła informacji - dodał. - Autoprezentacja - bardzo dobry. Ale mija się z faktami - tak zeznania Rutkowskiego skomentował mec. Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny Olewników, stały obserwator prac komisji śledczej. Adwokat podkreślił, że Rutkowski powtarza te same argumenty co policjanci, którym prokuratura postawiła zarzuty w tej sprawie. - Mówi to jako usprawiedliwienie braku postępów w sprawie, jak również swoich zaniedbań. Nasuwa się wniosek, że i on, i policjanci mieli te same złe źródła informacji - dodał.

d3wmg9i

Do pracy detektywa zgłaszano wiele zastrzeżeń. Włodzimierz Olewnik, ojciec Krzysztofa, powiedział wprost przed komisją, że Rutkowski "oszukał go na milion złotych". Chodzi o usługi jego detektywów, które w pewnym momencie zastąpiły działania policji. Np. założony w domu Olewników podsłuch i rejestrator ich aparatów telefonicznych okazał się tak złej jakości, że nie spełniał wymogów dowodu procesowego.

Posłowie z komisji mówią, że agencja Krzysztofa Rutkowskiego wręcz "zdominowała" policyjne śledztwo. Pozycji agencji Rutkowskiego w całej sprawie dziwili się też zeznający przed komisją policjanci i prokuratorzy. Sam Rutkowski odpowiadał wcześniej, że o wyłudzeniu pieniędzy od Olewników - którego miał się dopuścić ktoś ze świata przestępczego podający się za informatora jego agencji - dowiedział się po roku od zdarzenia. Zapewniał, że gdyby Olewnik zwrócił się do niego w tej sprawie, nie doszłoby do tej sytuacji. Sama rodzina, jego zdaniem, "wykonywała złe ruchy i złe decyzje".

d3wmg9i
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3wmg9i
Więcej tematów