Włocławek: sfingowała napad, by ukryć oszustwo finansowe
Napad zamaskowanych bandytów na bar we Włocławku na początku marca i podpalenie lokalu z pozostawionymi wewnątrz dwiema kobietami był mistyfikacją. Właścicielka ukartowała wszystko, aby ukryć oszustwo finansowe.
Do "napadu" doszło 11 marca późnym wieczorem, gdy właścicielka wraz z pracowniczką sprzątały zamknięty już o tej porze bar. Zamaskowani bandyci rzekomo wdarli się do wnętrza, kobiety skrępowali i zamknęli na zapleczu, a lokal splądrowali i podpalili.
Na szczęście sąsiedzi zaalarmowali policję i straż pożarną, która szybko ugasiła zarzewie ognia. Napastnicy mieli skraść z baru sprzęt komputerowy wart blisko 100 tys. zł, a w mieście powtarzano plotki o rzekomej wcześniejszej próbie wymuszenia haraczu od właścicielki.
Zebrane dowody wskazują na to, że wszystko zostało sfingowane, aby ukryć fakt wyłudzenia - na podstawie fałszywych dokumentów - 100 tys. zł od jednego z płockich funduszy leasingowych - poinformował w sobotę rzecznik kujawsko-pomorskiej policji podkomisarz Jacek Krawczyk.
Jak udało się ustalić, żadnych komputerów nigdy w barze nie było. Właścicielka, w porozumieniu z biznesmenem trudniącym się ich sprzedażą oraz pośrednikami funduszu leasingowego, wyłudziła na rzekomy zakup 100 tys. zł, a dług oddała funduszowi z polisy ubezpieczeniowej.
W ciągu ubiegłego tygodnia do aresztu trafiło czterech mężczyzn zamieszanych w tę sprawę. Sąd nie aresztował jednak właścicielki lokalu. (mk)