Włochy: sukces aktywistów. Psia katownia została zamknięta
Farma Green Hill w miejscowości Montichiari, gdzie od 2001 roku hodowano na masową skalę psy rasy Beagle, przeznaczonych do eksperymentów laboratoryjnych, została wreszcie zamknięta przez policję. Zarzut: maltretowanie zwierząt. To jeszcze nie koniec "Zielonego Wzgórza", ale poświęcenie polskiej aktywistki Beaty Stawickiej, która spędziła 48 godzin we włoskim areszcie, nie poszło na marne.
24.07.2012 | aktual.: 25.07.2012 10:43
Pod koniec kwietnia tego roku, grupa 12 obrońców praw zwierząt weszła nielegalnie na teren hodowli Green Hill i uwolniła zamknięte w klatkach szczeniaki. Wśród osób przybyłych z różnych stron Włoch, aby wziąć udział w akcji była również Polka - Beata Stawicka. Zatrzymanym aktywistom, policja włoska postawiła zarzuty kradzieży, zniszczenia mienia, stawiania oporu i przemocy wobec funkcjonariuszy publicznych. Polka spędziła we włoskim więzieniu 48 godzin.
Teraz policja zajęła się hodowcami
W hangarze bez okien o długości około 300 metrów, do którego wdarli się aktywiści, były nieskończenie długie rzędy klatek, a w nich mnóstwo psów z rozciętymi brzuchami bez opatrunków. Żadne ze zwierząt nie szczekało ani nie wyło z bólu, gdyż miało wycięte struny głosowe.
Hodowla psów, której piękna nazwa wiąże się niechlubnie z wiwisekcją, została wreszcie zasekwestrowana przez funkcjonariuszy z włoskiego Państwowego Korpus Leśnego. Przebywało w niej aż 2700 Beagli przeznaczonych na eksperymenty w laboratoriach całej Europy. Po wielu miesiącach batalii prowadzonej przez włoskich obrońców zwierząt, po petycjach, pod którymi podpisały się tysiące osób i po akcji aktywistów, która na problem zwróciła uwagę światowej opinii publicznej, policjanci założyli kłódki na Green Hill. Hodowla w Montichiari, koło Bresci, to odrażający łagier dla zwierząt - 4 hangary bez dostatecznej ilości powietrza i bez światła dziennego, w których wegetuje tysiące czworonogów, rodzących się tylko po, to by cierpieć i umierać.
Znęcali się nad zwierzętami
Zamkniecie farmy zostało nakazany przez prokuraturę w Bresci, która dostała zawiadomienie o popełnianiu tam przestępstwa znęcania się nad zwierzętami wystosowane przez Ligę Antywiwisekcyjną i Ligę Ochrony Przyrody. To jeszcze nie jest definitywne zamknięcie europejskiej filii, należącej do amerykańskiej firmy Marshall Farm Inc., lecz działania mające umożliwić przeprowadzenie śledztwa. Zarzuty maltretowania zwierząt postawiono trzem osobom.
Psy, które opuściły Green Hill zostały oddane pod opiekę burmistrza i miejscowej służby sanitarnej. Wykarmienie i zapewnienie dachu nad głową takiej ilości zwierząt, to duża odpowiedzialność dla gminy Montichiari. Komitet "Zatrzymać Green Hill", który działa od miesięcy prowadząc też wielką kampanię informacyjną na Facebooku, stara się, aby w związku z kosztami utrzymania psów, nie oddano ich hodowcom pod czasową opiekę. Do akcji włączyło się również stowarzyszenie "Psie życie", zajmujące się rehabilitacją "najlepszych przyjaciół człowieka" przeznaczonych na eksperymenty i przywróceniem ich do normalnego życia.
Choć ostateczne losy hodowli nie są jeszcze przesądzone, wszyscy liczą na to, iż Beagle z Montichiari nie powrócą już nigdy do klatek. Sto psów w zamrażarce
To, co policja znalazła we włoskiej hodowli Marshall Farm Inc. świadczy wyraźnie o tym, że nie była to farma modelowa, jak utrzymywano przez lata. W zamrażarkach znajdowało się sto martwych psów, a 400 szczeniaków nie było w żaden sposób zarejestrowanych. Najprawdopodobniej zwierzęta, które nie spełniały wszystkich wymogów laboratoryjnych były eliminowane, gdyż taniej było je uśpić, niż hodować bez perspektywy pewnej i szybkiej sprzedaży. Do zarzutów znęcania się nad zwierzętami dojdzie, więc najprawdopodobniej również oskarżenie o nieuzasadnione zabijanie ich.
Ponadto amerykańska firma próbowała zmodyfikować elektroniczny rejestr psów poprzez serwer zewnętrzny, zmieniając metryki zwierząt. Na własną szkodę niestety zrobiła to już, gdy komputer obserwował policyjny informatyk. To kolejny dowód na nielegalne działania prowadzone w Green Hill. Najprawdopodobniej Beagle były wykorzystywane także do testowania produktów kosmetycznych, czego włoskie prawo zabrania.
Prokuratura włoska próbuje także ustalić jak to możliwe, że wcześniejsze kontrole w hodowli w Montichiari nie wykazały żadnych problemów, choć miejscowe służby sanitarne odwiedzały "Zielone Wzgórze", co dwa tygodnie. Maltretowanie czworonogów, jakie praktykowano na farmie nie mogło odbywać się bez przymykania oczu włoskich władz lokalnych. Opinii publicznej wmawiano zawsze, że to hodowla, z jakiej należy brać przykład.
Cały świat interesuje się Green Hill
W maju tego roku, po naszym artykule "Czy Włosi w ogóle kochają zwierzęta?", także polska eurodeputowana Joanna Senyszyn wystosowała pilne zapytanie poselskie do Parlamentu Europejskiego w sprawie hodowli psów w Montichiari. Pytała m.in.: "Czy Komisja mogłaby skontrolować faktyczny stan zwierząt na tej farmie i ustalić czy doświadczenia są prowadzone zgodnie z obecnie obowiązującą dyrektywą oraz podjąć kroki w celu przeciwdziałania opisanym, skandalicznym praktykom?" oraz "Czy możliwy jest wstępny monitoring wprowadzenia Dyrektywy PE i Rady 2010/63/UE z dnia 22 września 2010 r. w sprawie ochrony zwierząt wykorzystywanych do celów naukowych, tak, aby już w finalnej fazie implementacji móc zbierać ew. problemy, czy niedociągnięcia związane z jej wprowadzeniem?"
Mimo, że także we Włoszech Beagle z "Zielonego Wzgórza" mają swoją zaciekłą obrończynię - Michelę Brambillę, byłą minister turystyki w rządzie Berlusconiego - ustawa zakazująca hodowania psów, kotów i małp przeznaczonych do eksperymentów laboratoryjnych utknęła w Senacie. Dodatkowo nakazywałaby ona stosowanie anestezji u zwierząt doświadczalnych, poddawanych testom oraz zakazywałaby używania zwierząt do ćwiczeń wojskowych. Obrońcy zwierząt z całego świata mają nadzieję, że po skandalu w Green Hill sumienie ruszy także włoskich senatorów.
Ten tydzień będzie decydujący dla zamknięcia filii hodowlanej firmy Marshall Farm Inc., której adwokaci już zażądali zdjęcia plomb z zamkniętej farmy i oddania zwierząt. Miejmy nadzieję, że ciche Beagle nie wrócą już nigdy do psiego łagru, lecz pójdą w ręce tych, którzy zechcą zaadoptować te biedne szczeniaki.
Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz