Włochy prasa: białoruskie wybory to farsa ostatniego dyktatora w Europie
"Farsą ostatniego europejskiego tyrana" nazwał
dziennik "Corriere della Sera" wybory prezydenckie na
Białorusi wygrane przez Aleksandra Łukaszenkę.
Włoska prasa podkreśla, że jego zwycięstwo nie jest dla nikogo zaskoczeniem, a niektórzy komentatorzy zastanawiają się, do czego doprowadzą protesty Białorusinów, którzy po raz pierwszy tak masowo wyszli na ulice Mińska.
W pełnym sarkazmu komentarzu na łamach "Corriere della Sera" podkreślono, że Łukaszence nie wystarczyło wygrać z rywalami przewagą 50%. "Ostatni dyktator w Europie, były szef kołchozu (które nadal prosperują w tym kraju), chciał większości 'bułgarskiej'" - zauważa największa gazeta posługując się używanym we Włoszech sformułowaniem, odnoszącym się do absolutnej większości.
Dziennik przedstawia rządzoną przez Łukaszenkę Białoruś jako "ZSRR w miniaturze", a wynik wyborów uznaje za "apoteozę, deklarację miłości ze strony narodu, koreańskie głosowanie". "Białorusini żyją jak w czasach Breżniewa. Są kontrolowani, prześladowani, ale także chronieni i pieszczeni przez Łukaszenkę" - stwierdza włoska gazeta, zauważając, że zdecydowana większość narodu nie narzeka na brak wolności i chwali rezultaty rządów szefa państwa. "Przestępczość prawie nie istnieje, korupcja jest niska, ulice czyste, mieszkania przyzwoite, służby publiczne kosztują mało i działają doskonale" - tak kraj opisuje włoski komentator, a następnie dodaje, że również państwowa gospodarka funkcjonuje bardzo dobrze. Nic zatem dziwnego - zauważa, że Białorusini nie chcą zmian.
"Odizolowana, zmierzająca ku samowystarczalności Białoruś Łukaszenki mimo to robi kroki naprzód" - podkreśla mediolański dziennik, a następnie cytuje słowa funkcjonariusza KGB: "Nigdy nie doszło do rewolucji, gdy brzuchy były pełne".
"Corriere della Sera" konkluduje, że kolejne zwycięstwo Łukaszenki nie rozwiązuje wszystkich problemów i wyraża przekonanie, że choć Białorusini, domagający się większej wolności stanowią mniejszość, ich głos zostanie usłyszany.
Warto zauważyć, że największa włoska gazeta prawie w ogóle nie pisze o białoruskiej opozycji i ogranicza się jedynie do stwierdzenia, że jest zagubiona i w związku z brakiem dostępu do mediów, działa głównie w internecie, którego reżim nie kontroluje.
"La Repubblica" kładzie natomiast nacisk na to, że po raz pierwszy od upadku ZSRR w niedzielę wieczorem w Mińsku doszło do masowej manifestacji przeciwników Łukaszenki, którzy tym razem nie przestraszyli się gróźb ze strony władz. Według gazety nie wiadomo, co wydarzy się w tym kraju w najbliższych dniach i do czego doprowadzą pierwsze tak masowe demonstracje zwolenników demokratycznej opozycji, oskarżającej władze o wyborcze fałszerstwa. Lecz przecież, przypomina dziennik, to właśnie protesty po sfałszowaniu wyborów spowodowały upadek reżimów w Gruzji i na Ukrainie. Dziennik stwierdza, że wybory prezydenckie były jedynie plebiscytem popularności Aleksandra Łukaszenki i kolejną farsą. Jak dodaje: "W wyniki nikt nie wierzy".
Prawicowe "Il Giornale" nazywa Aleksandra Łukaszenkę "małym Stalinem z Mińska" i autokratą. Uznanie wyraża dla kandydata opozycji Alaksandra Milinkiewicza za to, że, jak to ujmuje, "mając moralne poparcie Lecha Wałęsy i Vaclava Havla ten spokojny, prozachodni intelektualista odważył się rzucić wyzwanie władcy, który przywiązał ręce i nogi Białorusi do moskiewskiego wózka".
Sylwia Wysocka