Co najmniej 7 osób zginęło w wyniku gwałtownych opadów deszczu i powodzi na północy Włoch. Natomiast w całym regionie - na granicy szwajcarsko- włoskiej i w południowo-zachodniej Francji - kataklizm pochłonął już 20 ofiar. Nie wiadomo, ile osób jest rannych i zaginionych; tysiące straciły dach nad głową.
Sytuacja pogarsza się. Rząd włoski chce wprowadzić w poniedziałek stan wyjątkowy w rejonach dotkniętych kataklizmem. Najbardziej ucierpiały regiony Dolina Aosty i Piemont. Zmobilizowano tam wszystkie służby ratownicze. Szkody spowodowane przez klęskę żywiołową ocenia się na ponad 25 mln dolarów.
Leżący w wysokich Alpach region jest praktycznie odcięty od świata. Deszcz pada tam nieprzerwanie od pięciu dni. W Piemoncie zamknięte są szkoły, nie tylko na prowincji, lecz także w stolicy regionu Turynie. Woda zalała kilkanaście dróg, wstrzymano ruch kolejowy z Francją. Ok. 100 miejscowości jest odciętych od reszty kraju. Zerwana jest łączność telefoniczna, nie ma prądu. Według meteorologów, deszcz będzie padać co najmniej do wtorku.
W sąsiadującym z północnymi Włochami szwajcarskim regionie Alp Walijskich trwają poszukiwania ciał 13 osób zaginionych w wyniku osunięcia się w sobotę ziemi na wioskę Gondo i uznanych za zmarłych. Kilka domów zostało zburzonych. Ewakuowano ok. 100 osób, w tym 40 uwięzionych w schronie obrony cywilnej, którego wejście zasypała osuwająca się ziemia. Poziom wód Renu w tym regionie zaczął się obniżać w nocy z niedzieli na poniedziałek.
Gwałtowna powódź nawiedziła też południowo- zachodnią Francję. W departamencie Savoie zalane zostały główne drogi. W dolinach Maurienne i Tarentaise ulewy spowodowały także osunięcia ziemi i wystąpienie z brzegów górskich strumieni. (kar)