Władze Palestyny winne śmierci żydowskiej rodziny?
Premier Izraela Benjamin Netanjahu obwinił w sobotę władze palestyńskie za śmierć pięciu członków rodziny żydowskich osadników. Trójka dzieci i ich rodzice zginęli w szabasowy wieczór od noży we własnym domu w Itamar na Zachodnim Brzegu.
Zdaniem izraelskiej policji, uzbrojony w nóż napastnik (lub napastnicy) włamał się do domu w Itamar, w rejonie Nablusu, gdzie zadźgał dwoje dorosłych i trójkę ich dzieci - w wieku jedenastu i trzech lat oraz miesięczne niemowlę. Według policjantów, w domu była jeszcze dwójka kilkuletnich dzieci, które ocalały.
Zbrodnię odkryła dwunastoletnia siostra trójki zabitych i dwójki ocalałych dzieci, gdy wróciła do domu z młodzieżowych zajęć około północy z piątku na sobotę.
Do ścigania zabójcy lub zabójców władze skierowały spore siły policyjne oraz wojsko. Odpowiedzialność za zbrodnię wzięły na siebie Brygady Męczennika Jasera Arafata (dawniej Brygady Męczenników al-Aksy), uznawane za zbrojne ramię ugrupowania Fatah, którego członkowie stoją na czele władz Autonomii Palestyńskiej. Do Fatahu należą zarówno prezydent Mahmud Abbas, jak i premier Salam Fajad.
W oświadczeniu przesłanym dziennikarzom brygady nazwały mord mianem "heroicznej operacji", która jest "częścią naturalnego odwetu za masakry faszystowskich okupantów na naszym narodzie na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy". - Zapowiadamy kryminalnym okupantom, że ich zbrodnie nie pozostaną bezkarne - oznajmili autorzy tekstu.
Benjamin Netanjahu stwierdził, że "społeczeństwo, które pozwala na dziką nagonkę przeciwko Izraelowi, nakłania do mordowania dzieci". Szef izraelskiego rządu wezwał władze Autonomii Palestyńskiej, by "powstrzymały nagonkę na Izrael" w meczetach i podporządkowanych sobie mediach.
Również Stany Zjednoczone zaapelowały do władz Autonomii Palestyńskiej, by w sposób jednoznaczny potępiły mord, nazwany przez Biały Dom atakiem terrorystycznym, i przyczyniły się do odnalezienia i ukarania sprawców.
Podobne oświadczenia wystosowali przedstawiciele innych rządów państw zachodnich, w tym Wielkiej Brytanii i Francji.
W odpowiedzi prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas wyraził potępienie dla wszelkich aktów przemocy przeciwko cywilom, "bez względu na okoliczności" - poinformowała palestyńska rządowa agencja prasowa Wafa. - Przemoc zrodzi więcej przemocy, a my potrzebujemy szybkiego znalezienia całościowego rozwiązania konfliktu (palestyńsko-izraelskiego) - oświadczył Abbas.
W podobnym duchu wypowiedział się premier Autonomii Salam Fajad.
Jak pisze internetowe wydanie gazety "Jedijot Achronot" na ulicach Rafah w Strefie Gazy na wieść o tragicznym zdarzeniu pojawiły się jednak oznaki radości, rozdawano czekoladowe cukierki.
Rzecznik rządzącego Strefą Gazy Hamasu Sami Abu Zuri podkreślił, że jego ugrupowanie "całkowicie popiera opór przeciw osadnikom, którzy mordują i terroryzują Palestyńczyków, będąc pod ochroną izraelskich wojsk okupacyjnych".
Prezydent Izraela, laureat Pokojowej Nagrody Nobla Szimon Peres powiedział, że zabójstwo pięciorga członków rodziny, którzy zginęli "w swoich łóżkach w czasie szabasu, jest dowodem utraty ludzkiej godności". - Nie ma na świecie religii, która pozwalałaby na takie potworne akty - podkreślił Peres.
W telewizyjnym przemówieniu w sobotę wieczorem premier Netanjahu zaapelował do żydowskich osadników w Judei i Samarii (tak Izraelczycy określają obszar Zachodniego Brzegu), by "nie upadali na duchu".
Kwestia żydowskiego osadnictwa na obszarach Zachodniego Brzegu, uznawanych przez Palestyńczyków za ich własne, jest najważniejszą obecnie kością niezgody w stosunkach palestyńsko-izraelskich. Właśnie o nią przed kilkoma miesiącami rozbiła się kolejna próba bliskowschodnich negocjacji pokojowych, gdy Tel Awiw nie zgodził się na przedłużenie moratorium na budowę nowych osiedli. Rezolucję potępiającą za to Izrael próbowała niedawno uchwalić Rada Bezpieczeństwa ONZ, ale zablokowało ją weto Stanów Zjednoczonych.