Władze Bielska-Białej chcą przeprosin za użycie herbu miasta przez Nową Prawicę
Władze Bielska-Białej żądają od Kongresu Nowej Prawicy, by zaprzestał używania herbu miasta w ulotkach promujących referendum w sprawie likwidacji straży miejskiej. Uważają, że partia użyła herbu bezprawnie i żądają przeprosin. KNP uznał zarzuty za bezpodstawne.
W piśmie do liderów bielskiej struktury partii magistrat podkreślił, że w akcji referendalnej wykorzystuje ona herb bez wymaganej zgody prezydenta - tym samym łamie prawo i narusza dobra osobiste samorządu. Rzecznik bielskiego samorządu Tomasz Ficoń poinformował, że zasady wykorzystywania symbolu reguluje uchwała rady miejskiej. Nadaje ona wyłączne prawo do decydowania o jego użyciu prezydentowi, który musi zasięgnąć opinii odpowiedniej komisji rady miejskiej.
Magistrat domaga się od Nowej Prawicy przeprosin w lokalnej prasie. Grozi zarazem, że jeśli partia nie zastosuje się do wezwań, sprawa trafi do sądu, a miasto będzie się domagało zadośćuczynienia w wysokości co najmniej 100 tys. zł.
Rzecznik bielskich struktur KNP Joanna Banaś przyznała, że wie, iż na użycie symbolu potrzebna jest zgoda, ale jej zdaniem ma to zastosowanie jedynie w przypadku, gdyby był on wykorzystywany w celach komercyjnych. - Wykorzystaliśmy go, by utożsamić akcję z miastem. Nie mamy z tego żadnych zysków, zatem te przepisy tu nie obowiązują - powiedziała.
Innego zdania jest jednak Tomasz Ficoń. Jak podkreślił uchwała jest jednoznaczna: - Każdy, kto chce użyć herbu - w jakimkolwiek celu - musi wystąpić o zgodę.
Działacze KNP uważają, że stanowisko magistratu jest szykaną za próbę doprowadzenia do plebiscytu. Nie zamierzają za nic przepraszać. Chcą natomiast wyjaśnień, w jaki sposób naruszyli dobra osobiste miasta. - Chcemy to wiedzieć, bo przesłane do nas pismo było zbyt ogólnikowe - powiedział lider śląskiego oddziału Nowej Prawicy Wiesław Lewicki.
Wszystko wskazuje jednak na to, że partia zaprzestanie kolportowania spornych materiałów. W poniedziałek minął bowiem termin złożenia wniosku o referendum wraz z odpowiednią liczbą podpisów mieszkańców. W Bielsku-Białej potrzeba ich około 13,8 tys. Lewicki powiedział, że zebrano ogółem około 15 tys., ale jak dodał, to zbyt mało. - Mamy na uwadze doświadczenia z innych miast, gdzie urzędnicy odrzucali podpisy nawet z powodu niewyraźnego pisma. Taka sytuacja miała miejsce w Żywcu - wyjaśnił.
W marcu ub.r. KNP złożył w żywieckim magistracie wniosek o przeprowadzenie referendum w sprawie likwidacji straży miejskiej, pod którym widniało ok. 3,2 tys. podpisów. Wymagana minimalna ich liczba wynosiła 2613. Po weryfikacji okazało się, że 751 podpisów jest nieważnych. Pozostało ich 2450, czyli zbyt mało.
Lewicki powiedział, że partia wystąpi wkrótce z ponownym wnioskiem o przeprowadzenie referendum w Bielsku-Białej. Za cel postawiła sobie zebranie 20 tys. podpisów. Działacze zapewnili, że KNP postąpi zgodnie z prawem i nie wykorzysta zebranych dotychczas podpisów. Lewicki powiedział jednak, że działacze będą prosili osoby, które już się podpisały, o ponowne poparcie.
KNP chce likwidacji straży miejskie przede wszystkim z powodów finansowych. Ich zdaniem instytucja ta kosztuje bielskiego podatnika ponad 6 mln zł rocznie. Zatrudnia blisko 70 osób.
Partia na ulotkach promujących plebiscyt stosowała przekreślone godło straży miejskiej - tarczę z wpisanymi w nią herbem miasta.